Madame z krainy wyobraźni
80. urodziny Jadwigi Romańskiej.Nazywano ją Gildą stulecia, najlepszą Butterfly na świecie, mistrzynią bel canta i primadonną polskich oper. Tylko na scenie Opery Krakowskiej wystąpiła w 37 premierach, prezentując za każdym razem postaci pierwszoplanowe. Jadwiga Romańska uważana za najbardziej utalentowaną i wszechstronną śpiewaczkę w Polsce dziś w Krakowie obchodzi 80. urodziny. Jadwiga Romańska przygotowała także wiele ról dla innych teatrów operowych, zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Wzięła udział w blisko 250 koncertach oratoryjno-kantatowych, a także wystąpiła z recitalami pieśni w kraju i m.in. w: Niemczech, Rosji, Włoszech, Austrii, Danii, Jordanii, Holandii i Korei. Podstawą jej sztuki był nie tylko głos, ale przede wszystkim wrażliwość. Z niej wynikała - nieodzowna przy kreowaniu postaci operowych - świadomość brzmienia dźwięku, umiejętność wyrażania uczuć w muzyce, ekspresja i intuicja dramatu. Artystka zawsze podkreślała, że ideały, które jej przyświecały w pracy i napełniały radością, to "piękno, dobroć i prawda". Jaka z ról była dla artystki najważniejsza? - Nie ma takiej jednej jedynej. Ważne były te role, które mnie pochłonęły, czyli te tzw. ludzkie, głęboko psychologiczne, autentyczne, opowiadające o dramacie jednostki. Na pewno można do nich zaliczyć Butterfly, Łucję z "Łucji z Lammermoor" czy Małgorzatę z "Fausta" - mówiła artystka podczas jubileuszu 50-lecia pracy artystycznej w Operze Krakowskiej. - Dla mnie nie ma złych ról, są tylko takie, których aż tak nie lubiłam śpiewać. Dotyczy to partii koloraturowych. Choć dostałam taki dar od Boga, że koloratura przychodzi mi bez wysiłku, to jednak jest ona tylko popisem wokalisty. A mnie nigdy nie interesowały popisy w śpiewie, lecz przekazywanie muzyką uczuć. Bo to jest dla mnie sens śpiewania - podkreślała. Przez kilkadziesiąt lat publiczność Krakowa przychodziła na spektakle operowe specjalnie dla Jadwigi Romańskiej, która w pamięci wielu widzów pozostała scenicznym zjawiskiem. Publiczność ją uwielbiała, co wielokrotnie okazywała - m.in. owacjami na stojąco. Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz A jak Jadwigę Romańską wspominają profesjonaliści, ci, którzy z nią pracowali przed laty? JERZY KATLEWICZ, dyrygent: - Debiutowaliśmy razem, a teraz razem przekraczamy osiemdziesiątkę! Ale jeszcze jesteśmy, jeszcze działamy! Jadzia Romańska jest wielką artystką, śpiewaczką wielkiej klasy, która zasłużyła na wyróżnienie. Jej szalona muzykalność, wybitny talent wokalny, wrażliwość i wielkie walory sceniczne spowodowały, że budowała na scenie postaci doskonałe. Jej Gilda, Mimi, Rozyna czy Madame Butterfly, nie tylko na lata pozostały w pamięci melomanów, ale przede wszystkim przeszły do historii Opery Krakowskiej. Rozumieliśmy się zawsze niemal "od pulpitu". Byłem jej pewien, że swoim głosem i kunsztem wokalnym stworzy na scenie doskonałą postać. Życzę Jadzi zdrowia, długich i pięknych lat. Aby mogła jeszcze długo dzielić się doświadczeniem artystycznym i przekazać następnym wielkie oddanie i poświęcenie sztuce, czyli to, do czego zostaliśmy powołani. ROMAN WĘGRZYN, śpiewak: - To wspaniała śpiewaczka i doskonała partnerka. Dzięki niej zawsze się dobrze czułem na scenie. W pracy okazała się bardzo kontaktowa, serdeczna, mimo że była znacznie lepsza - w sensie artystycznym - ode mnie. Kiedy zacząłem z nią śpiewać, była bardziej doświadczona, już postrzegana jako gwiazda. Ale nigdy tego nie dała po sobie odczuć. Miła, sympatyczna, dowcipna, obdarzona poczuciem humoru, taka trzpiotka, która wesoło podchodziła do życia. Nasze drogi artystyczne szybko się rozeszły. Mój głos nadawał się do realizacji przede wszystkim partii dramatycznych, ona zaś miała typowy sopran liryczny, nie za mocny, stworzony do koloratury. Ja wyjechałem do Poznania, potem do Warszawy, a ona pozostała w Krakowie. Spotkaliśmy się jeszcze parę razy na scenie. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak pokłonić się Jubilatce i życzyć jej wielu wspaniałych lat. JÓZEF SZAJNA, malarz, scenograf, reżyser: - Jadwiga Romańska to dla Krakowa nazwisko wielkie i historyczne. Pracowałem z nią w teatrach w Bytomiu i w Krakowie i za każdym razem potrafiła mnie urzec. Nie tylko, gdy jako scenograf ją ubierałem, ale przede wszystkim, gdy zza kulis słuchałem jej śpiewu. Jej głos powodował, że byłem w innym kraju, przepięknym kraju wyobraźni. Trudno zapomnieć Jadwigę Romańską. To mistrzyni, która na długo zapadała w serce. Życzyłbym sobie stu lat razem z nią przeżytych. KAZIMIERZ KORD, dyrygent: - Znamy się od dawna, gdyż uczyliśmy się w jednej szkole w Liceum Muzycznym w Katowicach. Pamiętam doskonale jej nauczycielkę Irenę Faryaszewską, do której i ja chodziłem, bo interesowałem się wówczas nie tylko pianistyką, ale i śpiewem. Już w szkole Jadwiga Romańska uchodziła za wybitną, zdolną wokalistkę, doskonale władającą głosem. Na chwilę nasze drogi się rozeszły, bo ona studiowała w Katowicach, a ja w Leningradzie, ale spotkaliśmy się w Operze Krakowskiej. Wiele partii śpiewała pod moją batutą. Była mistrzynią. Reprezentowała najwyższy wokalny poziom. Nie tak dawno słuchałem płyty z nagraniem opery Mozarta "Bastien i Bastienne". Jak ona tam wspaniale śpiewała! To wybitna polska wokalistka, która nie na darmo otrzymała I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Muzycznym w Monachium. A fakt, że tak wielka artystka zdecydowała się pozostać w Krakowie, jest znaczącą sprawą dla tego miasta. Jej łatwość śpiewania, muzykalność, aktorstwo pozostają w pamięci. Wielkie szczęście, że kierując Operą Krakowską miałem w zespole tak dobrą wokalistkę. Lubiłem ją w każdej roli; cieszyła mnie każda jej partia. A szczególnie Gilda w "Rigoletcie" czy Norina w "Don Pasquale" Donizettiego, gdzie występowała u boku Kazimierza Myrlaka. Oni śpiewali w duecie jak anioły. Znakomicie wcieliła się też w postać Madame Butterfly. Choć miała raczej lekki głos, a partia jest trudna i prowokuje do zbyt forsownego śpiewu, pokazała, że to dla niej napisana rola. Poradziła sobie mistrzowsko i stworzyła przejmującą kreację. Jadwiga Romańska jest doskonałą profesjonalistką. Pracowała pełna spontaniczności, zawsze z pasją i żarliwością. Jej pasja i namiętność do muzyki się uzewnętrzniała. Miła, koleżeńska, radosna i bardzo wrażliwa - tak zawsze ją widzę. Spotkaliśmy się nie tak dawno temu na premierze w Krakowie "Damy pikowej". Poczułem się tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstawali. Zobaczyłem Jadzię w świetnej formie, radosną i energiczną. Z okazji jubileuszu życzę jej przede wszystkim zdrowia i aby jak najlepiej żyła wspominając swój wielki czas. Prof. MICHALINA GROWIEC, Akademia Muzyczna w Katowicach: - Jadwiga Romańska jest dla mnie ikoną. Jestem jej wielbicielką od lat. Ona jest muzyką. Aż trudno uwierzyć, że w tym drobnym ciele mieściło się tyle niezwykłych emocji. Jeszcze jako studentka AGH wielokrotnie podziwiałam ją na scenie Opery Krakowskiej, a także na estradzie Filharmonii Śląskiej. Byłam urzeczona jej występami. Już jako dziekan wokalistyki w Akademii Muzycznej w Katowicach zapragnęłam ją zdobyć dla pedagogiki. Udało mi się, a pani Jadwiga zaczęła u nas uczyć. Pamiętam wtedy słowa naszego rektora, prof. Leona Markiewicza, który szepnął: "Orły wracają do gniazd". Jako pedagog stawiała wielkie wymagania swoim podopiecznym, była bezwzględna, bardzo pilnowała wysokiego poziomu. Domagała się mistrzostwa. Potrafiła wpływać na dydaktykę. Zasady, które wprowadziła do programów nauczania, owocują do dziś. Pani Jadwidze Romańskiej życzę przede wszystkim długiego życia i ciągłego kontaktu z młodymi. Bo młodzi mają w niej najlepszego przewodnika po krainie sztuki. JÓZEF KAŃSKI, muzykolog, krytyk muzyczny: - Kontakt ze sztuką wokalną Jadwigi Romańskiej mam od 1957 r., kiedy to obserwowałem jej występ na Międzynarodowym Konkursie Muzycznym w Monachium, podczas którego nieoczekiwanie zdobyła I miejsce. Śpiewała wówczas wspaniale. Pamiętam zresztą doskonale do dziś jej występ na koncercie laureatów, gdzie wykonywała arię Rozyny z "Cyrulika sewilskiego" i to po polsku! Prosili ją wszyscy, aby śpiewała w wersji oryginalnej, ale nie chciała i w końcu wykonała utwór po polsku. Od tego konkursu wszystka się zaczęło... Pamiętam jej występ w Warszawie, jeszcze zanim został odbudowany Teatr Wielki, w "Rigoletcie" czy później w "Fauście". Za każdym razem byłem zachwycony. Piękny głos, nienaganna technika i ogromna kultura muzyczna złożyły się na wysoką rangę tej śpiewaczki. Miała wszelkie dane, by zrobić wielką międzynarodową karierę. Niestety, z przyczyn osobistych, rodzinnych nie wyjechała w świat, ale za to pozostała w Krakowie. Życzę Jadwidze Romańskiej przede wszystkim wielu lat w dobrym zdrowiu.