Maestro Artur Ruciński w Bydgoszczy!

Rozmowa z Arturem Rucińskim

"... jestem tutaj w Bydgoszczy, ponieważ szczęśliwie dla Opery Nova i troszeczkę też dla mnie, Metropolitan Opera w Nowym Jorku odwołała inscenizację „Łucji z Lammermooru" Gaetano Donizettiego, w której miałem wziąć udział. Ostatnimi czasy Metropolitan odwołało wiele tytułów, zmieniając je na inne. Ja się z tego powodu bardzo ucieszyłem, bo mogłem spędzić więcej czasu z rodziną w domu, z moimi synami. A do MET i tak wracam pod koniec tego roku.

O istocie i doskonaleniu kunsztu wokalnego, o satysfakcji płynącej z przekazywania własnych doświadczeń i wiedzy oraz o relacjach pomiędzy mistrzem a uczniem - z Arturem Rucińskim najwybitniejszym śpiewakiem operowym na świecie, prowadzącym mistrzowski kurs w Operze Nova w Bydgoszczy – rozmawia Ilona Słojewska z Dziennika Teatralnego.

Ilona Słojewska: Jak przyjął pan zaproszenie do prowadzenia kursu mistrzowskiego wokalistyki towarzyszącego XXXI Bydgoskiemu Festiwalowi Operowemu?

Artur Ruciński - Bardzo ucieszyło mnie to zaproszenie, zwłaszcza że Bydgoszcz jest miastem rodzinnym mojego świętej pamięci taty. I zawsze powrót do tego miasta jest również podróżą sentymentalną. Jako dziecko odwiedzałem rodzinę w czasie wakacji i powroty do niego zawsze są dla mnie przyjemne.

- Co najbardziej ceni w prowadzeniu kursów mistrzowskich?

Przede wszystkim cenię sobie to że jako praktyk, czynny zawodowo śpiewak. Mogę dzielić się z młodymi śpiewkami swoją wiedzą i doświadczeniem. To daje wielką satysfakcję, jeśli w tak krótkim czasie jak cztery dni, bo tyle trwa tutejszy kurs, widzę postępy i pomagam rozwiązywać problemy techniczne. Pracując z adeptami wokalistyki, czy są to studenci, czy też soliści operowi, jak w tym przypadku, Opery Nova, zwracam uwagę przede wszystkim na technikę oddechu, artykulację i interpretację . Jeśli widzę jakiś problem techniczny, to koncentruję się na nim, ponieważ żeby iść dalej, musimy w pełni panować nad głosem, nad techniką, głównie oddechu, nad wsparciem głosu. Oczywiście, każdy ze śpiewaków, ma określone indywidualne problemy, mniejsze lub większe. Natomiast ja staram się też, przez te kilka dni, zainspirować konkretną osobę, żeby dalej poszukiwała i ulepszała siebie jako artystę. Nie wszystko można poprawić w ciągu tak krótkiego czasu.

- Jakie relacje budują się pomiędzy panem jako mistrzem a adeptami wokalistyki w rolach uczniów?

- Myślę, że ci państwo czują to, że ja jestem po to, żeby pomóc, nie po to, by skrytykować złośliwie, a jeśli pojawia się krytyka to tylko konstruktywna. Przez ponad dwadzieścia lat uprawiania tego zawodu i zbierania doświadczeń, mogę młodszym kolegom wiele pomóc i zwrócić uwagę na coś, czego być może nie do końca są świadomi, na coś, z czego zdają sobie sprawę, ale nie wiedzą jak do tego problemu podejść.
Moim zadaniem jest zainspirowanie ich, pokazanie jakie są możliwości i sposoby na to , żeby te problemy rozwiązać.

-Ta relacja jest bardzo bliska, bardzo osobista, bo jest to praca indywidualna. Oczywiście staram się dotrzeć do każdego w odpowiednio dopasowany i delikatny sposób, bo wiem, że są to wrażliwe dusze, są to artyści, którzy często występują tutaj i na innych scenach. Zwracam uwagę nie tylko na to, co jest złe, ale i na to, co jest dobre, na to, co szczególnie świadczy o ich talencie i te cechy należy uwypuklić. Zadaniem nie jest im słodzić, tylko pomóc. Jeżeli widzę określone problemy, muszę znaleźć sposób żeby to rozwiać.

- Jakiego rodzaju jest satysfakcja płynąca z kursów mistrzowskich, kiedy daje pan z siebie wszystko to, co jest w panu najcenniejsze w aspekcie artystycznym, osobowościowym?

- To jest naprawdę wielka satysfakcja, ponieważ dzieląc się moim doświadczeniem, moją wiedzą na temat techniki śpiewu operowego, niejako przedłużam w tych osobach tę linię, tę filozofię i tę estetykę, to myślenie o tym, jak należy traktować dźwięk, frazę, tekst, jak należy podchodzić do roli i jak ją interpretować.
- Oprócz satysfakcji, jest oczywiście bardzo ciężka fizyczna praca, bo niech sobie pani wyobrazi, że dziennie pracuje się dziesięcioma osobami, każdej poświęcając maksimum skupienia, ja też często z nimi śpiewam, żeby pokazać im jakie błędy popełniają i że można frazę, dźwięk zaśpiewać lepiej, inaczej. Podczas takich lekcji, człowiek jest otoczony niezliczoną ilością decybeli, to jest też wysiłek fizyczny, bo śpiewak operowy to jest tak naprawdę zawód sportowca wyczynowego, ponieważ my naszymi głosami musimy wypełnić salę, operowe, koncertowe, bez mikrofonu.
- To też daje wielką satysfakcję, jeżeli widzi się, że ci ludzie chłoną tę wiedzę, chcą ją poszerzyć, że sprawia im to przyjemność, że dzięki temu, co ja im mówię, ich zawód staje się łatwiejszy w tym sensie, że wiedzą jak posługiwać się swoim głosem. Każdy jest indywidualnością, każdy ma z nas inną barwę głosu. Przede wszystkim chodzi o to, żeby pielęgnować te indywidualne cechy i rozwijać je, to daje niesamowitą satysfakcję.
A jednocześnie jest to ciężka i wyczerpująca praca, ale jeżeli współpracuje się z ludźmi, którzy słuchają, którzy chcą się rozwijać, to daje to niesamowite zadowolenie i dlatego to robię.

- Odnajduje pan w adeptach to, co im pan przekazał? Jest to obopólne operowe misterium?

- Zanim odpowiem, chcę powiedzieć, że jestem tutaj w Bydgoszczy, ponieważ szczęśliwie dla Opery Nova i troszeczkę też dla mnie, Metropolitan Opera w Nowym Jorku odwołała inscenizację „Łucji z Lammermooru" Gaetano Donizettiego, w której miałem wziąć udział. Ostatnimi czasy Metropolitan odwołało wiele tytułów, zmieniając je na inne. Ja się z tego powodu bardzo ucieszyłem, bo mogłem spędzić więcej czasu z rodziną w domu, z moimi synami. A do MET i tak wracam pod koniec tego roku. Zadzwonił do mnie mój kolega Adam Zdunikowski, tenor, blisko współpracujący z Akademią Muzyczną w Bydgoszczy, a także i z Operą Nova. Spytał, czy nie chciałbym przyjąć zaproszenia dyrektora Macieja Figasa do poprowadzenia Masterclass i dzięki temu mogłem być tutaj w Bydgoszczy, bo inaczej, to oczywiście nie miałbym na to czasu, ponieważ dopiero za kilka dni wracałbym z Nowego Jorku.

- Tak więc nie ma przypadków w życiu. Cieszę się, że akurat zostało coś odwołane, żeby mogło się coś innego wydarzyć, żebym mógł popracować z młodymi śpiewakami.

- A odpowiadając na Pani pytanie, dzięki takim mistrzowskim kursom, poprzez pracę z młodymi ja siebie też ulepszam, każde spotkanie, podczas którego trzeba dotrzeć do osoby w inny indywidualny sposób, bo nie ma uniwersalnych haseł, które się rzuca i wszyscy muszą je zrozumieć. Mnie wzbogaca jako pedagoga i jestem pewny że ich także. To jest obopólna korzyść. Ja tak przynajmniej na to patrzę.

- Został pan też zaproszony do jury I Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Bogdana Paprockiego w Operze Nova w Bydgoszczy, który odbędzie się w dniach od 16 do 23 listopada 2025 roku

- Bardzo się z tego powodu cieszę, bo przede wszystkim osobiście znałem Bogdana Paprockiego, znałem jego dorobek, nagrania. Najpierw spotkałem się z nim jeszcze jako student, ponieważ Bogdan Paprocki był w jury konkursów, w których brałem udział i mnie oceniał. I tutaj przytoczę anegdotę, bardzo miłą dla mnie, bo pamiętam, jak śpiewałem w finale, to był chyba konkurs w Bytomiu, a Bogdan Paprocki był wtedy w jury, ja wykonywałem w finale arię Miecznika i gdzieś pomyliłem tekst i jakby dotworzyłem, zaimprowizowałem, a byłem wtedy jeszcze młodym początkującym adeptem. I tak sobie wtedy pomyślałem, „no w tym momencie na pewno przez tę moją pomyłkę przegrałem ten finał..." Po tym przesłuchaniu Bogdan Paprocki przyszedł do mnie i powiedział. - Panie Arturze, każdy się myli, a najważniejsze, żeby się nie zatrzymać, tylko śpiewać dalej i pan to zrobił! I nawiasem mówiąc, ten konkurs prawie wygrałem, bo dostałem drugą nagrodę, ponieważ pierwszej nie przyznano. I to było pierwsze spotkanie z Bogdanem Paprockim, potem spotykaliśmy się na scenie Opery Narodowej w Warszawie, bo już jak zacząłem swoją profesjonalną karierę, śpiewaliśmy razem. A w przerwach między aktami graliśmy razem w karty w garderobie na drobne kwoty z moimi kolegami. Hahaha! Z Ryszardem Wróblewskim, Czesławem Gałką, Krzysztofem Szmytem i Jackiem Parolem, Zbyszkiem Maciasem, Piotrem Nowackim czy też wcześniej wspomnianym Adamem Zdunikowskim, wówczas solistami Opery Narodowej. A zatem mam wiele wspaniałych wspomnień związanych z postacią patrona tego konkursu.
- Szczęśliwie w moim kalendarium znalazło się kilka dni wolnych, bo w tym czasie powrócę z Monte Carlo, a będę przed kontraktem w Metropolitan Opera. Tak więc udało się znaleźć czas, by zasiąść w jury i z tego powodu bardzo się cieszę, bo jest to rodzaj uczczenia pamięci Bogdana Paprockiego oraz szansa na posłuchanie młodych utalentowanych śpiewaków.

- Jak tylko zakończy pan mistrzowski kurs w Operze Nova, oczekują pana w Hiszpanii...

- Jadę do Madrytu, gdzie będę śpiewał partię Ezio w pięknej operze „Attila" Giuseppe Verdiego, pod batutą Nicola Luisotti'ego. Na scenie partnerować mi będą fantastyczni artyści: Sondra Radvanovsky, Michael Fabiano i Christian Van Horn. Potem wracam na chwilę do Warszawy i ponownie jadę do Madrytu, tym razem będzie to „Traviata" także G. Verdi'ego. Zapraszam Państwa, przyjedźcie nas zobaczyć i posłuchać; uważam, że obecnie Teatro Real w Madrycie jest w tej chwili jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym na świecie teatrem operowym.

- Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę sukcesów w Madrycie i do zobaczenia w listopadzie w Bydgoszczy!

- Dziękuje. I życzę wszystkiego dobrego.
__
Artur Ruciński - (1976) należy do grona najwybitniejszych śpiewaków operowych na świecie. Jego kunszt wokalny znajduje uznanie widowni i krytyki oraz otwiera mu drogę do największych i najbardziej prestiżowych scen operowych. W sezonie 2009/2010 austriacki magazyn „Festspiele" umieścił artystę na liście 20 najlepszych śpiewaków operowych na świecie. W lutym 2016 zadebiutował na deskach nowojorskiej Metropolitan Opera w roli Sharplessa w Madama Butterfly Pucciniego.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Kujawy
28 kwietnia 2025
Portrety
Artur Ruciński

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia