Mąki miłosne
"Romeo i Julia" - Teatr Oskarasa KoršunovasaWymachiwanie rękoma, wzajemne przekrzykiwania i wyzwiska. Szekspirowski prolog do dramatu można zastąpić gestem. Świetnie oddaje temat wiodący "Romea i Julii". Oczywiście mowa o bezsensownej waśni, a nie wyidealizowanej miłości.
Dwa skłócone rody – dwie przedzielone kuchnie. Widać dwa zespoły i granicę przebiegającą między nimi. Zabawiają się ciastem: rozciągają je, wydłużają, rozdrabniają. Zabawy z pozoru niewinne, ale wystarczy rzucony kawałeczek ciasta, by zaostrzyć konflikt: dwóch bijących się, później tłum. A ma być jeszcze gorzej. Dużo tu agresji i rywalizacji.
Mąka była nie tylko kuchennym składnikiem, ale również popiołem przy udzielaniu ślubu, antidotum Julii, trucizną Romea i… maską śmierci. Twarze w bieli oznaczały tych, którzy być przestali. Wszystko tu pozostanie gestem – nie będzie połykania trucizny, krwi i noży.
Będzie zabawa bielą mąki. I uścisk, połączone dłonie. Tak do końca. Koršunovas ucina ostatnie sceny. Degraduje wszelkie patetyczne słowa, skraca tekst. Przemówi tylko zakonnik. Rodziny, nadal podzielone na dwie części sceny, staną w czerni, sztywne i nieludzkie. Nadal przerzedzają mąkę, która spada niczym śnieg na scenę. Ofiara kochanków nie przyniosła oczekiwanej zgody, nie została odkupiona.
Jak wyeksponować paradoksalnie drugoplanowy wątek sztuki? Wystarczy dobrze wgryźć się w tworzywo i wyeksponować to, co w tym spektaklu najbardziej współczesne. Największy atut litewskiego teatru to sprawny klucz interpretacji. Najciekawszym posunięciem jest zastosowanie specyficznej metaforyki – kulinarnej. Pomysł na ukazanie waśni i miłości niekoniecznie w kuchni, a „od kuchni”. Minimalizacja słowa, a maksymalizacja sensów gry gestów.
Słysząc o koncepcji umiejscowienia Szekspira we włoskiej restauracji, obawiałam się prowincjonalnego charakteru spektaklu. Jakiekolwiek obawy były jednak niepotrzebne. Dwie ogromne machiny w tle akcji. Uniwersalne: są tam stoły, kuchnia, parę skrytek, drzwi i dach. Mimo olbrzymiej dekoracji uniknięto zbędnej dyktatury rupieciarni. Scenografia była czytelna i użyteczna. Wystarczyła gra świateł, by maszyna stała się kuchnią, dachem, a talerz – księżycem. I kocioł.
Romeo i Julia, siedząc na kotle, zaczną się obracać. W końcu promień jasności zgaśnie, a oni wpadną do kotła. W kuchni odbywa się wiele rytuałów. W kuchence życia również. Przygotowania do życia i śmierci. Życie ich było krótkie, śmierć przyszła szybko. Mało co wyszło bohaterom z tego gotowania. Dobrze że Koršunovas zgotował coś lepszego.