Małe może być piękne, również w teatrze

Rozmowa z Piotrem Tomaszukiem

Z teatrów takich jak Wierszalin się nie odchodzi, w nich co najwyżej się umiera. My w Supraślu jesteśmy od 25 lat dlatego, że kochamy to co robimy. A w urzędach uważa się nas za naiwniaków, którzy nie mają innego wyjścia, niż przesiadywanie po 12 godzin w zagrzybionej ruderze - mówi Piotr Tomaszuk, dyrektor Teatru Wierszalin, obchodzącego właśnie jubileusz 25-lecia.

Z Piotrem Tomaszukiem, dyrektorem Wierszalina w Supraślu, rozmawia Anna Kopeć z Kuriera Porannego.

Anna Kopeć: Zna pan dowcip o małżonkach, którzy obchodzą 25-tą rocznicę ślubu? Żona składając mężowi życzenia dziękuje mu za przeżyte wspólnie ćwierć wiek. Na co mąż jej odpowiada: Gdybym cię wtedy zabił, to dziś wychodziłbym na wolność Przed Panem podobny jubileusz...

Piotr Tomaszuk: - Gdybym 25 lat temu zabił w sobie teatr to dziś wychodziłbym na wolność? Tak, teatr jest zbrodnią - zbrodnią dokonywaną na życiu osobistym i rodzinnym. Bo w życiu każdego prawdziwego człowieka teatru, teatr to jeszcze jeden dom, jeszcze jedna rodzina. Rzeczywiście: tej zbrodni jestem winien i proszę o wybaczenie.

25 lat temu kiedy prywatna działalność dopiero raczkowała, założył Pan prywatny teatr. Co Pana do tego skłoniło?

- To wspólny pomysł mój i Tadeusza Słobodzianka. Wcześniej tworzyliśmy Teatr Miniatura w Gdańsku. Do administracyjno-technicznej części tamtego zespołu nie potrafiliśmy dotrzeć z naszą ideą. Miał to być teatr, który byłby bardziej wspólnotą przyjaciół i ludzi, których łączy pewna idea, niż zakładem pracy. Cały czas w 100 procentach jestem przekonany, że wtedy mieliśmy całkowitą rację. Pozostałem wierny tej idei. To, co ludzi w teatrze tak naprawdę łączy, to idea i miłość do sztuki. Nie przywiązanie do etatu. Wybraliśmy wizję teatru, która polega na wspólnocie i byliśmy - w najlepszym w tego słowa znaczeniu - dziedzicami teatru offowego, jaki propagowali Jerzy Grotowski i Tadeusz Kantor, a wcześniej Juliusz Osterwa w "Reducie". Ich zespoły i przedstawienia przeczyły wszystkiemu co się wokół nich na teatralnych scenach działo. Wyróżniały się sposobem uprawiana sztuki, poszukiwaniem nowych form, niezgodą na powtarzanie, rzemiosło, na tandetę i brak wysiłku. Z kolei off typu Teatr Ósmego Dnia, imponował nam odwagą obywatelską, swoją odmową udziału w tańcu oszustwa, który się rozgrywał w PRL-u.

Jak się Panu udało namówić wówczas jeszcze studentów do tworzenia teatru prywatnego?

- Aktorzy byli z nami blisko zaprzyjaźnieni. Musieliśmy założyć własny zespół, by móc robić taki teatr, jaki uważaliśmy za wartościowy. Tak powstał Teatr Wierszalin. Przedstawienie "Turlajgroszek" przygotowaliśmy w sześć osób. W "Merlinie" Tadeusza Słobodzianka grało już 12 osób. Aktorzy robili wszystko - nosili dekoracje, montowali je. Dziś "stać mnie" na pięciu aktorów. To jakaś niesłychana ironia losu. Kiedy zakładałem teatr wydawało mi się, że będzie tylko lepiej. Byłem naiwny i wierzyłem, że nastał ustrój, w którym kreowanie sukcesu zapewnia twórcy większe możliwości. Okazuje się, że jest dokładnie odwrotnie. Nie stać mnie na utrzymanie nawet tych pracowników, których sam w Teatrze Wierszalin wychowałem i wszystkiego nauczyłem. Uciekają do lepszych zarobków, na przykład w Teatrze Dramatycznym. Przecież znaczna część tego zespołu to ludzie, którzy wywodzą się z Teatru Wierszalin. Od dyrektora począwszy, który u mnie był przez 15 lat głównym księgowym.

Ma Pan żal do ludzi, którzy odeszli?

- Nie, żalu nie mam. Oni odchodzili z teatru do teatru, a nie np. do biznesu. Tamten teatr po prostu więcej im zapłacił. To ludzie zdominowani materialnie. Mam takie powiedzonko: ten kto odszedł z Wierszalina, nigdy tak naprawdę w nim nie był, bo z teatrów takich jak nasz się nie odchodzi, w nich co najwyżej się umiera.

Dlaczego więc Pan nie zaoferował im więcej?

- Bo nie miałem pieniędzy. To jest paradoksalność teatru offowego, który chwilami oddaje najlepszych ludzi instytucjom, które szastają samorządowymi pieniędzmi. Teatr Wierszalin z takich pieniędzy również korzysta. Ale my potrafimy zrobić przedstawienie, które w części składa się z dekoracji wyprodukowanych kilka lat temu. Nasze magazyny wypełnione są starymi dekoracjami, bo ja nic nie pozwalam wyrzucić. Niektóre rekwizyty przerabiamy wiele razy. Na tym polega też magia naszego teatru. Umiem zrobić coś z niczego, stworzyć artefakt z czegoś, co wydaje się wyrzuconym śmieciem. Część dekoracji do "Dziadów" powstała z rynien zdjętych z tego budynku osiem lat temu. Każdy teatr wymaga takiego myślenia, jak o własnym domu. Wymaga też takiego artysty, który potrafi to ogarnąć. Karczemną sprawą jest to, że teatry są pozbawione artystycznych dyrekcji z prawdziwego zdarzenia.

25 lat Wierszalina i uczestniczenia w życiu kulturalnym to dla Pana ciągła walka o teatr eksperymentalny, który - jak sam Pan podkreśla - traktowany jest jak teatr komercyjny. Ale w Pańskim życiu artystycznym też była przecież przeprowadzka do Bielska-Białej.

- Wtedy nie miałem żadnej innej możliwości na utrzymanie zespołu. Nie mieliśmy żadnych pieniędzy i jedyną formą na uratowanie i przedstawień, i ludzi było przyjęcie propozycji z Bielska-Białej na objęcie Teatru Banialuka. Niektórym cywilom trudno było wytłumaczyć, że instytucja artystyczna to nie jest widzimisię urzędnika, ani wymysł dyrektora Tomaszuka. Kultura to nie jest dawstwo i łaska pańska, która na pstrym koniu jeździ. Kultura to jest uprawa, a uprawa wymaga systematyczności i stabilności, którą instytucja utrzymywana z pieniędzy publicznych, nawet jeśli w stopniu minimalnym, to jednak zapewnia.
Teatr Wierszalin jako instytucję samorządową udało się powołać dzięki marszałkowi Januszowi Krzyżewskiemu, Małgorzacie Bil-Jaruzelskiej, Bożenie Bednarek i nieodżałowanemu Zbyszkowi Krzywickiemu. To im udało się wcielić w życie moje wieloletnie starania, by powołać instytucję kultury województwa podlaskiego, która byłaby wizytówką Podlasia i Polski. Teatr Wierszalin od początku istnienia działa też w oparciu o środki z ministerstwa kultury, i to z kolei było osobistą zasługą ówczesnego ministra kultury, Kazimierza Michała Ujazdowskiego. Takich instytucji w województwie podlaskim mamy raptem trzy: oprócz nas to Fundacja Pogranicze oraz Opera i Filharmonia Podlaska. To instytucje zauważalne z punktu widzenia Warszawy. Wierszalin jest więc dziś nie tylko instytucją, jest marką i dobrem Podlasia. Zadaniem struktur urzędowych powinno być więc zapewnienie nam stabilności istnienia.

Ma Pan poczucie, że to się Panu utrudnia?

- I to bardzo skutecznie. Półtora roku temu byliśmy na granicy rozwiązania teatru. Usiłowano zrobić coś, czego do tej pory nie mogę zrozumieć. Z dnia na dzień z teatru wyprowadziła się cała księgowość. Zostałem pozbawiony całej obsługi biurowej. Następnego dnia dostałem pismo z urzędu z pytaniem, jak zamierzam poradzić sobie z tą sytuacją. Tymczasem dotychczasowa księgowa Wierszalina Małgorzata Dąbrowicz została przez tenże urząd pozytywnie zaopiniowana na stanowisko wicedyrektora Teatru Dramatycznego dwa tygodnie wcześniej! I ona, i urząd utrzymywali ten fakt w tajemnicy przede mną!

Ta sytuacja była największą porażką Teatr Wierszalin? Bo sukcesy są oczywiste i chyba powszechnie znane.

- Uświadomiłem sobie wtedy, jak bardzo rządzą w województwie koterie towarzyskie i tzw. "dobre układy" z urzędnikami. Oni mi powiedzieli, że ja z biuletynu informacji publicznej mogłem się dowiedzieć wszystkiego! Że zarząd pozytywnie zaopiniował moją księgową na stanowisko wicedyrektora innej instytucji! Tak, to była moja klęska. Wszystko mi przychodziło do głowy, tylko nie to. Mam nieodparte wrażenie, że chodziło o rozmontowanie teatru Wierszalin w taki sposób, abym sobie z tym nie poradził. A może Wierszalin i Teatr Dramatyczny ktoś chciał połączyć? Przecież my jako instytucja kultury nie mamy siedziby, którą zapewniałby organizator. Zapewnia ją nam Fundacja Wierszalin, która z gminą Supraśl podpisała 30-letnią umowę na dzierżawę budynku. Nasza siedziba jest więc efektem dobrej woli gminy i starań fundacji. Organizator czuje się zwolniony z tego obowiązku, bo jak Tomaszuk kopnie w kalendarz to i tak to wszystko będzie do sczyszczenia, więc po co teraz inwestować? Myśląc w taki sposób żadna wartość w dziedzinie kultury nie przetrwa. Szansę mają tylko instytucje-molochy, kosztujące krocie, zaopatrzone w marmury, dekoracje do "eventów", szklane schody i kryształowe żyrandole. Drewniana chata w Supraślu to za mało! Tu urzędnik za słabo błyszczy, widownia jest za mała, w związku z tym urzędnika to nie obchodzi.

Ale sam Pan zabiegał o to, by Wierszalin był instytucją samorządową.

- Bo to pozwala funkcjonować w kulturze. Nie buntuję się przeciwko zwierzchnictwu urzędu. To jest cena, którą każdy musi zapłacić za to, że korzysta z publicznych pieniędzy, które należy uczciwie i transparentnie wydawać. Jeżeli mam pretensje to o to, że zarządzanie instytucjami kultury w tym kraju jest niekonsekwentne, pozbawione planu i oparte wyłącznie na grach personalnych, pseudokonkursach na intratne stanowiska dyrektorów. W tym myśleniu sztuka jest na ostatnim miejscu. To rodzaj systemowej skazy, ułomności. Urzędnicy nauczyli się z niej korzystać. To jest tragiczne. Nie ma zrozumienia dla specyfiki pracy w teatrze, tego wszystkiego co z kolei w naszym życiu jest najważniejsze. My w Supraślu jesteśmy od 25 lat dlatego, że kochamy to co robimy. A w urzędach uważa się nas za naiwniaków, którzy nie mają innego wyjścia, niż przesiadywanie po 12 godzin w zagrzybionej ruderze. A tymczasem największą wartością Wierszalina jest to, że nikt nam tego teatru nie założył. Wolimy ten grzyb i dziurawe ściany, bo tu jesteśmy wolni, mniej zależni od łaski jaśnie-pańskiej. Żaden "urzędas" nam tego teatru nie odbierze. Natomiast może jakiś urzędnik z prawdziwego zdarzenia zrozumie, że dobrem publicznym województwa podlaskiego i Białegostoku jest teatr, który działa w Supraślu. Teatr mający oryginalną formułę programową, oryginalną lokację, przyciągający widzów z całej Polski i zagranicy. Bo przy wszystkich goryczach, chcę też jasno powiedzieć, że w swoim życiu spotykałem i spotykam nadal wielu wspaniałych urzędników, którzy swoją pracę traktują na zasadzie misji. Przecież wymienieni przeze mnie na początku wywiadu ludzie, to byli urzędnicy!

Dość pobożne życzenie.

- Tak. Chciałbym żebyśmy się dorobili urzędników, a nie urzędasów.

Tego można życzyć Wierszalinowi na ten jubileusz?

- Tak. Życzyłbym sobie żebyśmy się wreszcie dorobili urzędników wdzięcznych za sztukę, a nie gardzących nią i uważających, że taka powstaje wszędzie, za najnędzniejsze pieniądze i w każdych okolicznościach. W każdych okolicznościach to można coś zniszczyć, rozjechać czołgiem albo buldożerem, aby potem przed przełożonymi przechwalać się, że się "zrobiło porządek". Pamięta pani "Nacz-Dyr-Dups-a", którego opisał Majakowski? Przez 25 lat uciekałem przed Naczdyrdupsami, ale to gatunek wiecznie żywy i ponadustrojowy.

Oficjalnie jubileusz będziecie obchodzić 4 listopada. Jak będzie wyglądała uroczystość?

- 29 października mamy premierę "Dziadów", a 4 listopada odbędzie się widowisko "galowe", z udziałem osobistości oficjalnych, którym chcę podziękować za to, że Wierszalin ciągle trwa i jest w gronie kilkunastu instytucji, które przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego są uznawane za instytucje ważne i godne finansowego wspierania. Planowaliśmy spotkanie wszystkich "ludzi teatru Wierszalin", aktorów... Zaczęliśmy sumować tych, którzy u nas pracowali od Joanny Kasperek począwszy przez Adama Wnuczko i Marka Tyszkiewicza po sąsiedzku, Ryszarda Dolińskiego po Adama Woronowicza, Wojciecha Kalarusa czy Jana Peszka, który grał w naszych realizacjach telewizyjnych. To plejada ludzi, których chętnie bym tu widział i ugościł, ale chyba nie w tym roku. Z budżetu, którym dysponujemy musimy zrobić przedstawienie. Ale jesteśmy w skromnym miejscu, jubileusz też taki będzie.

Wspomniany Teatr Dramatyczny na swój jubileusz, który obchodził kilka lat temu również przygotował premierę "Dziadów". Czy Pan się tym w jaki sposób sugerował?

- Powiedzmy sobie szczerze, czego jak czego, ale inspiracji w Teatrze Dramatycznym ja nie poszukuję. Żeby robić "Dziady" Adama Mickiewicza to trzeba je najpierw zrozumieć. Wybraliśmy tekst Adama Mickiewicza dlatego, że jest to fundamentalne dzieło dla polskiej literatury i kultury teatralnej. Nieprzypadkowo sięgnąłem po IV część "Dziadów". Tę właśnie możemy zrobić z aktorskim polotem i smakiem. Jest kameralna. Jak nasz teatr. A małe może być piękne, również w teatrze.

___

Teatr Wierszalin porównywany jest do takich światowych zjawisk teatralnych jak Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego czy Cricot 2 Tadeusza Kantora. Zespół gościł na scenach Tokio, Chicago, Nowego Jorku, Toronto, Londynu, Sydney, na Wystawie Światowej Expo 2000 w Hanoverze, występował w Niemczech, Włoszech i Szwajcarii. Wierszalin jest trzykrotnym laureatem prestiżowej nagrody Fringe First przyznawanej na światowym festiwalu teatralnym w Edynburgu. W dorobku ma m.in. dyplom uznania za wybitne zasługi dla kultury polskiej na świecie.

Anna Kopeć
Kurier Poranny
29 października 2016
Portrety
Piotr Tomaszuk

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia