Mały Wietnam

20. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Kontakt

Felieton z cyklu Kronika Wypadków Kulturalnych:

Pamiętacie "Podróż do Azji"? Akcja artystyczna wymyślona i zorganizowana przez Przestrzeń Wymiany Działań "Arteria" zdobyła cztery lata temu Wdechę dla najciekawszego wydarzenia kulturalnego. Była to udana próba pokazania świata, na co dzień niedostępnego dla niewtajemniczonych, ukrytego w wąskich alejkach Jarmarku Europa, w straganach i budkach z blachy falistej, pachnącego przyprawami i rozbrzmiewającego egzotycznym gwarem. Uczestnicy mogli się poczuć jak turyści we własnym mieście, wyposażeni w mapę, odtwarzacz MP3 i 5 tysięcy wietnamskich dongów zwiedzali wietnamski sektor na Stadionie Dziesięciolecia, słuchając wywiadów z wietnamskimi emigrantami i wietnamskiej muzyki.

Dzisiaj po Małym Wietnamie zostało tylko wspomnienie. Wietnamscy kupcy przenieśli się na targowiska pod miastem, przez co ponownie stali się niewidzialni. Żeby ich spotkać, trzeba jechać aż do Wólki Kosowskiej. Ja mam jednak dla czytelników "Stołka" inną propozycję. Wybierzcie się do Torunia na festiwal teatralny Kontakt. To tylko trochę dalej, ale nie będziecie żałować. Pokazują tam w piątek przedstawienie berlińskiego teatru Rimini Protokoll pod tytułem "Vung bien gió\'i" ("Wiatr z pogranicza"). Występują w nim Wietnamczycy, którzy przyjechali do wschodnich Niemiec w końcu lat 70. wysłani przez własny rząd jako tania siła robocza. Dzisiaj większość z nich pracuje w sklepach i na bazarach położonych na granicy między Niemcami a Republiką Czeską, gdzie sprzedają Bawarczykom tanią chińską odzież i sprzęt audio-wideo. Bohaterowie, a zarazem aktorzy tego niezwykłego przedstawienia, mówią o swoich biografiach, pracy i doświadczeniach z adaptacją, śpiewają nostalgiczne pieśni i oczywiście handlują. Na scenie stoją szczęki obwieszone towarem, przy których rozgrywają się bazarowe sceny: tragarze, zwani w Warszawie "uwaga" (ze względu na okrzyk wydawany podczas przepychania się z towarem przez tłum), pchają swoje wózki, ktoś przymierza za duży garnitur ("Skrócimy gratis" - mami właściciel straganu), ktoś inny przyciasne buty, kupcy walczą o klienta, krótko mówiąc, atmosfera jak na starym, dobrym Stadionie.

Jest jeszcze jeden, szczególny powód, dla którego warto obejrzeć to przedstawienie, otóż Wietnamczycy opowiadają tu, być może po raz pierwszy na scenie, o traumie wojny w Indochinach. To wątek nieobecny w Polsce, a przecież wielu z tych, którzy jeszcze niedawno sprzedawali wam dżinsy czy podawali zupę pho, walczyło po stronie Wietkongu z dzielnymi amerykańskimi chłopcami. Znamy wojnę w Indochinach jedynie z perspektywy amerykańskiej, spektakl Rimini Protokoll pokazuje drugą stronę konfliktu. Bohaterowie licytują się, kto widział więcej nalotów bombowych (rekordzista doliczył się 13 tysięcy w ciągu 7 lat), ktoś opowiada o wędrówce z Południa na komunistyczną Północ, przy której przygody Odyseusza to wycieczka turystyczna. Jednocześnie nie wpadają w patos: ktoś przytomnie stwierdza, że towarem, jaki najlepiej idzie na wietnamskich bazarach, są podrabiane mundury armii amerykańskiej. Jedźcie to Torunia, żeby znów usłyszeć wietnamski gwar. I chichot historii.


Gazeta Wyborcza Stołeczna
24 maja 2010

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia