Mamy festiwal, który staje się marką śląskiej kultury
18. Festiwal Ars CameralisJeśli o wydarzeniu kulturalnym na Śląsku mówi się w całej Polsce, a czasami i na świecie, to najpewniej zorganizowało go Ars Cameralis. Zakończony w poniedziałek festiwal powoli staje się marką śląskiej kultury od Japonii po Izrael, o Europie już nie wspominając - pisze Łukasz Kałębasiak.
Na profilu Ars Cameralis w serwisie internetowym MySpace.com jest licznik, który pokazuje, jakiej narodowości są goście zaglądający na stronę. Najwięcej jest oczywiście Polaków, ale na drugim miejscu są Japończycy, potem Amerykanie, Francuzi, nawet Izraelczycy. Oczywiście zagranicznych gości jest najwyżej kilkudziesięciu i nie znaczy to, że Japończycy masowo przylatują do Katowic na koncerty czy wystawy. Pokazuje za to, że mała instytucja kultury z Katowic potrafi stworzyć sieć kontaktów, która owocuje jednym z najbardziej międzynarodowych i bogatych festiwali w Polsce.
W tym roku ta różnorodność osiągnęła apogeum. Ostrożnie licząc, od 6 listopada przyjechali do nas artyści z dziewięciu państw i jednego terytorium o nieokreślonym statusie - Palestyny. Był więc koncert muzyki filmowej hiszpańskiego kompozytora Roque Banosa, muzycy z włoskiej La Scali grali wraz ze Śląską Orkiestrą Kameralną, Francuzi i Duńczycy (wraz z wokalistką z Wysp Owczych) grali swój folk, zaś litewski teatr Oskarasa Korsunovasa po raz kolejny pokazał, jak nowocześnie można zagrać Szekspira.
Osobna historia to Amerykanie na festiwalu. Zza oceanu pochodziły głównie zespoły grające muzykę alternatywną. To w Katowicach swój pierwszy koncert w Polsce miała amerykańska legenda Yo La Tengo. A grają już 25 lat! Nic dziwnego, że ich występ ściągnął fanów z całego kraju. Tydzień temu w Jazz Clubie "Hipnoza" była nawet spora grupa słuchaczy z Kanady. Przyjechali z Krakowa, gdzie byli na wycieczce i gdy tylko dowiedzieli się o koncercie, wybrali się na Śląsk.
Bo festiwalowa publiczność jest równie zróżnicowana jak sam festiwal. Na koncerty jazzowe chodzą 30-, 40-latkowie. Na world music i alternatywę - głównie studenci. Muzyka poważna i dawna gromadzi najbardziej dojrzałych słuchaczy. Ars Cameralis ma jednak renomę festiwalu dla młodych i wrażliwych. Nieprzypadkowo dr Tomasz Nawrocki, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, przeciwstawił niedawno młodych ludzi spędzających weekendowe wieczory w centrach handlowych z tymi, którzy chodzą wtedy na wydarzenia Ars Cameralis.
Ale o sile każdego wydarzenia decyduje zawsze jego oddźwięk poza regionem. W tym roku wywołała go oczywiście wizyta Davida Lyncha. Reżyser często bywa w Łodzi. Jednak to jego przyjazd do Katowic przyciągnął kilka ogólnopolskich stacji telewizyjnych. Jeden z przyjaciół festiwalu żartował, że o Ars Cameralis mówiono wtedy na każdym kanale, więc przełączył telewizor na CNN. Tam zaś zobaczył nagłówek "David Lynch in Katowice".
Ściągnięcie do nas Lyncha to dowód na to, że sieć Ars Cameralis sięga bardzo daleko. Katowicka instytucja działa na zasadzie ośmiornicy - stara się utrzymywać i zdobywać jak najliczniejsze kontakty i opiera je na wzajemnym zaufaniu. Dzięki świetnej wystawie Pierre\'a Alechinsky\'ego w 2006 roku i książce o jego współpracy z wydawcą Peterem Bramsenem, Ars Cameralis zdobyło renomę w Paryżu. Dzięki temu w 2008 roku swoją sztukę pokazał w Katowicach Jean-Michel Alberola. Wyjechał zadowolony i na pewno podzielił się wrażeniami z artystami tworzącymi razem z nim w paryskim atelier Item Editions. Tam nad swoimi grafikami pracuje też Lynch. Droga do Amerykanina wiodła więc przez Paryż.
Wielka gwiazda jak Lynch zawsze przyciągnie tłumy. Wielką umiejętnością Ars Cameralis jest jednak to, że ma nosa do gwiazd wschodzących. Tak było z Philippem Jarousskym, francuskim kontratenorem, którego koncert zamknął w poniedziałek festiwal. Kiedy wystąpił u nas po raz pierwszy w 2007 roku, był artystą znanym, ale w kręgu miłośników muzyki dawnej. W tym roku na targach Midem zdobył tytuł Artysty Roku, a jego płyta została okrzyknięta Płytą Roku. To, że mogliśmy posłuchać go wczoraj w pełnej sali koncertowej Akademii Muzycznej, zawdzięczamy temu, że dobrze wspominał poprzedni koncert na Śląsku. Menedżerowie występującego z nim zespołu Concerto Köln nie chcieli się zgodzić na ten występ.
Ale chyba najważniejsze jest to, że dzięki festiwalowi także śląscy artyści mają szansę wypłynąć na międzynarodowe wody. Roque Banos był tak zadowolony ze współpracy z orkiestrą Aukso i chórem Camerata Silesia, że obiecał nakłaniać swoich producentów do podjęcia współpracy. Nie zdziwmy się więc, jeśli któryś z zespołów usłyszymy w następnym filmie Carlosa Saury.