Mapa jest bardziej interesująca niż terytorium

"Mapa i terytorium" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Głośna, nagrodzona nagrodą Goncourtów 2010, powieść psychologiczna francuskiego pisarza Michela Houellebecqa, w niekonwencjonalnym ujęciu Eweliny Marciniak zagościła na deskach Dużej Sceny Teatru Wybrzeże. Reżyserka, posiłkując się znakomitą adaptacją Jana Czaplińskiego, przedstawiła przed gdańską publicznością spektakl kompletny, który z literackiego pierwowzoru "Mapy" wydobywa samo sedno, co sprawia, że ma on szansę powtórzyć sukces oryginału.

Wyżej wspominanemu proroctwu sprzyja już sam prolog spektaklu, w którym nagi, przyodziany jedynie w mikroport, Michał Jaros, wygłasza monolog o specyfice pierwszego wrażenia, tzw. wizytówki. Scena nawiązuje do niedawnych sporów wokół przedstawienia Marciniak "Śmierć i dziewczyna". Uderzając w czuły punkt, reżyserka pragnie zamanifestować swój indywidualny pogląd na temat szufladkowania, przyklejania łatek. W tych okolicznościach aktor przemawia ustami już nie jednego, a dwóch autorów. Swoje zadanie wypełnia poprawnie, w tej formie pozostając już do samego końca.

Jak się później okazuje nuta ironii, która charakteryzuje przemowę, stanowi zapowiedź atmosfery całego spektaklu. Od tej pory sarkastyczne podejście przejawia się w niemalże każdej scenie. W taką konwencję wpisuje się również główny bohater Jed Martin (Piotr Biedroń i Marek Tynda naprzemiennie) - młody artysta-malarz, aspołeczny dziwak, któremu obca jest zażyłość w kontaktach międzyludzkich. Sam zwykle pozwala, by sterowali nim inni, co podkreślają wypowiedziane z głośników słowa: "Jed potulnie godzi się na wszystko, co go spotyka". Nienauczony miłości nie potrafi odnaleźć się w żadnej przestrzeni, która wymaga zaangażowania emocjonalnego. Gubi się zarówno w relacji z ojcem (Krzystof Matuszewski), jak i z kochanką, Olgą (Katarzyna Dałek). Pierwsza, choć nieprzypadkowa, kończy się przedwczesnym pożegnaniem, druga zaś przepływa bohaterowi przez palce. Rozmowy bohaterów zwykle polegają na nieustannym odbijaniu piłeczki, co niestety nie wpływa na zacieśnianie się więzi. O tym, co tak naprawdę skrywają w sobie, dowiadujemy się dzięki pojawieniu się na scenie ich alter ego, w rolę których wcielają się dzieci. Najmłodsi członkowie obsady, dzięki swej młodzieńczej energii, promieniują na szaro-bury świat zarysowany już w powieści. Sceny, w których zostały skrzyżowane obie kreacje zyskują w rezultacie niezwykle przejmujący wydźwięk.

Dzieci mamy okazję obserwować również w roli Jeffa Koonsa i Damiena Hirsta, czyli dwóch najbogatszych przedstawicieli sztuki współczesnego świata, wywodzących się wprost z niedokończonego obrazu Jeda Martina. W spektaklu Marciniak obraz jest strukturą żywą, tzn. formą zbudowaną z aktorów, prawdziwych ludzi. Motyw żywego obrazu uwidacznia jak istotne miejsce w życiu głównego bohatera zajmuje sztuka. Otóż Koons i Hirst podążają za artystą, stanowią tło wielu przemyśleń. Są widmem porażki, symbolem stałych wyrzutów sumienia, braku satysfakcji. Piotr Biedroń ciekawie odgrywa zagubionego, wciąż poszukującego inspiracji Jeda Martina. Aktor z monotonnego charakteru swojego bohatera wydobywa najciekawsze kontrasty. W trakcie spektaklu rozwija szeroki wachlarz emocji - od smutku, przez niekontrolowaną wściekłość, aż do zobojętniałości. Tynda prezentuje Jeda stale ospałego w działaniu.

Mimo wszystko pomysł głównego bohatera na fotografowanie map Michelin podbija rynek. Dźwignia handlu uruchamia się, a koło fortuny zaczyna się kręcić. Wszystko to za sprawą pociągającej nosem Marylin (Magdalena Boć), specjalistki do spraw marketingu, której sukcesy na polu zawodowym giną pod stosem zużytych chusteczek. Marciniak wprost krytykuje system, według którego działa świat sztuki oraz to, jakimi posługuje się kryteriami, i w jaki sposób zabija wrażliwość odbiorcy. W scenie podczas wystawy winnych wskazuje palcem. Głosem Franza Tellera (Jacek Labijak), właściciela galerii sztuki, nadeptuje na odcisk środowiskom artystycznym, ukazując ich powierzchowne oblicze. Krytykom zarzuca konstruowanie zmanipulowanych tekstów, kustoszom materialny stosunek do sztuki, podejście wyzute z emocji. Całemu zajściu, z pierwszego rzędu widowni, przygląda się wciąż obojętny Jed Martin. Widzowie zaś w przeciwieństwie do wyobcowanego, już z założenia, głównego bohatera, dzięki kilku scenograficznym rozwiązaniom, zostają wciągnięci do samego środka toczącej się akcji.

Widziana z lotu ptaka drewniana konstrukcja, która przez dłuższy czas służy za widownię, przypomina kartograficzny rzut Masywu Centralnego. Zastosowane w spektaklu multimedia (kamera i ekran) skupiają uwagę na detalach, często niewidocznych z dystansu, a kluczowych - na przykład w scenie, w której Jed za pomocą małego samochodzika-zabawki wodzi po ciele nagiej Olgi. Wrażenia tej niezwykle sensualnej okoliczności potęguje muzyka na żywo w wykonaniu Justyny Święs i Wojciecha Urbańskiego. Wokalistka w intrygujący sposób wciela się również w postać Helene (żony policjanta prowadzącego śledztwo w sprawie śmierci Houellebecqa).

Reżyserka, postępując według własnej twórczej intuicji, ani na sekundę nie rezygnuje z satyrycznej wizji świata przedstawionego. W tym zamyśle odbywa się więc i wątek kryminalny. Poćwiartowane ciało Michela Houellebecqa to w spektaklu tylko fotograficzny kolaż wyświetlony na białym ekranie za pomocą rzutnika. W otoczeniu Jeda Martina nie ma miejsca na głębokie dramaty. W życiu bohatera od samego początku wszystko jest jedynie przedstawieniem prawdziwych doznań, dobrze skomponowanym obrazem, precyzyjnie wykonaną makietą architektoniczną. Postaci, skrywając w sobie wszelkie namiętności i urazy, pozostają wciąż samotne, zapatrzone wyłącznie we własne wyobrażenia. Podążają po mapie, nigdy nie przekraczając ogrodzenia terytorium. Następuje tryumf świata roślinnego (również scenograficznie). To natura pochłania wszystko, jest zarówno kołyską, jak i grobowcem. Jako jedyna stała w świecie pełnym niewiadomych, prezentuje się nad wyraz szlachetnie. To do niej ucieka Jed Martin, Michel Houellbecq i Ewelina Marciniak. Cała, ponad trzygodzinna produkcja, jest tego niezbitym dowodem.

Katarzyna Malec
www.teatralia.com.pl
15 listopada 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...