Marek Waszkiel - teatr spełnionych marzeń

Teatr to niezwykle ekscytujące zajęcie - cudowny sposób na spełnianie marzeń - stwierdza Marek Waszkiel.
Kurier Poranny: Jest Pan dobrym dyrektorem? Marek Waszkiel, dyrektor Białostockiego Teatru Lalek: (długa pauza) Wie pan, lubię to... Lubię być dyrektorem teatru. Kiedy Pan połknął bakcyla? - Chyba w czasie kierowania Akademią Teatralną. Zasmakowałem w mierzeniu się z zadaniami wykraczającymi poza to, co konieczne, co wynika z umowy o pracę. Spodobało mi się ryzyko związane z realizacją śmiałych projektów. Zauważyłem, że udaje mi się zarażać moimi wizjami innych ludzi. Zrozumiałem, że mając zespół ludzi oddanych jakiejś idei, można porwać się niemal na wszystko. Kierując Akademią Teatralną, uświadomiłem sobie, że instytucje takie jak uczelnia czy teatr, choć uważane zazwyczaj za twory kostyczne, oparte na rutynie, stwarzają ogromne możliwości. Ograniczenia nie znikną, ale czasem wystarczy wymienić dyrektora, żeby stał się cud? - ...Pan to powiedział, ale tu nie chodzi o cud. Ograniczenia wynikają przede wszystkim z szalenie sztywnych przepisów prawa pracy. Aktor jest traktowany tak samo jak górnik czy budowlaniec. Tymczasem sztuka to ciągłe zmaganie się, pełne upadków i triumfów, szaleńczej pracy i okresów wyciszenia. Sztuka to cierpienie, walka, której nie da się upchnąć w grafik przewidujący pracę od godziny do godziny. Jednak trzeba to robić, co bardzo utrudnia pracę każdej placówki artystycznej. Szansą na pokonanie tych ograniczeń jest kreatywność, odwaga w podnoszeniu sobie poprzeczki, wyzbycie się kompleksów. Jesteśmy z Polski, z Białegostoku, ale nie jesteśmy gorsi? - Nie tylko nie jesteśmy gorsi, ale możemy być lepsi. Kiedy w Akademii Teatralnej rozpoczynaliśmy szerszą współpracę z artystami z Zachodu Europy, musiałem przekonywać, uspokajać studentów, żeby nie obawiali się konfrontacji z "innością”. Odważyli się, szybko zrozumieli, że nie mają się czego wstydzić - przeciwnie, mogą być dumni, doceniani. Niektórzy niebawem popadli w drugą skrajność: doszli do wniosku, że świat nie ma ich czym zaskoczyć. Jesteśmy na równych prawach: jeżeli mamy coś do powiedzenia i umiemy to wyrazić, to na dalszy plan schodzi to, że pochodzimy z Paryża, Białegostoku czy Nowego Jorku. Po niespełna trzech latach Pana rządów BTL stał się miejscem, w którym przecinają się szlaki artystów z całej Europy. Jednocześnie białostoccy lalkarze regularnie podróżują po świecie. BTL zapracował na miano sceny eksperymentalnej, ale nie rozszedł się z oczekiwaniami publiczności, o czym świadczą wyniki sprzedaży biletów. Mógłby Pan spokojnie zapaść na "kompleks Boga”... - Nie jestem chyba aż takim megalomanem. Doceniam też dorobek poprzedników. Niekiedy mam takie poczucie, że nakręcam za wiele spraw jednocześnie. Ale z pomysłami jest tak, że jak się ma jeden i on przepadnie, to nie ma nic. A jak się ma dziesięć i nagle okazuje się, że wszystkie wypaliły, to wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty. Panu się wszystko udało? - Wszystko. Ma pan duże kłopoty... - ...i ogromną satysfakcję. Doskwiera mi chroniczny brak czasu. Wszyscy jesteśmy trochę zmęczeni. Cały zespół - aktorski, techniczny, administracyjny - pracował przez wiele miesięcy pełną parą, a przed nami trzy dni maratonu z okazji jubileuszu... Czy z tego natłoku pomysłów, nowych akcji i projektów da się wydestylować jakąś wizję teatru według Marka Waszkiela? - Interesuje mnie teatr bardzo różny - formalnie, tematycznie. Jestem ciekawy wszelkich nowych możliwości, rozwiązań stylistycznych, pomysłów na przedstawienie, znanych tematów w świeży sposób. Mam swoje sympatie, ale unikam forsowania ich. Jeżeli nawet wydaje mi się, że mam rację, uważnie słucham innych propozycji i często podejmuję ryzyko ich realizacji. Stąd bierze się różnorodność oferty naszego teatru. Ten eklektyzm wynika też z konieczności, jaką w przypadku teatru instytucjonalnego jest zaspokajanie różnych gustów i oczekiwań bardzo szerokiej publiczności. Nie oznacza to, że teatr powinien dostarczać łatwej rozrywki. Na pierwszym planie jest sztuka. Jeżeli staje się rozrywką, sprawia, że miło spędzamy godzinę czy dwie, to bardzo dobrze. Jednak nie interesuje mnie robienie teatru, który z założenia ma być rozrywką. Podobnie kiedy biorę do ręki książkę, to nie po to, żeby się rozerwać, "zabić czas”, lecz po to, żeby spotkać się z czyimś myśleniem, wyobraźnią, kunsztem słowa. Czyli teatr dla wybranych? - Teatr zawsze jest dla wybranych. Ale nikt nie powiedział, że wybranych musi być garstka (śmiech). Zachowuje się Pan jak udzielny książę, a jednocześnie nie słychać było o żadnych konfliktach z władzami. - Naprawdę? Może nie powinienem tego mówić, ale nie muszę biegać co drugi dzień do urzędu miejskiego, nie muszę spowiadać się z każdego posunięcia, nie muszę brać udziału w biciu piany. Poznałem pana prezydenta, widzieliśmy się potem chyba raz. Mam poczucie, że on interesuje się tym, co robimy w teatrze, tak jak ja interesuję się działaniami władzy. Ale wszyscy mamy swoje obowiązki i zaufanie, że wypełniamy je najlepiej, jak potrafimy. Swoboda działania to dla mnie wielki komfort i doping do pracy. Może wynika to z zaufania, że w przedstawieniu dla dzieci nie pokaże Pan nagiej aktorki czy Matki Boskiej z brodą do pasa... - Nie widzę takiej potrzeby. Nasze przedstawienia w wielu przypadkach są kontrowersyjne, ale to są kontrowersje natury artystycznej. Swoją drogą, przekraczanie granic, łamanie tabu na polu sztuki wydaje mi się znacznie bardziej fascynujące niż prowokacje obyczajowe. Jak ocenia Pan kondycję BTL-u w 55. roku istnienia? - Mamy świetne zaplecze techniczno-plastyczne, mocny dział promocji, wspaniały zespół aktorski, złożony z silnych indywidualności... ...i charyzmatycznego dyrektora z głową pełną marzeń. Lubią Pana? - Nie wiem. Nie czuję się nielubiany. Zresztą obejmując stanowisko, byłem gotowy na zimny prysznic. I to się nie zmieniło. Wkładam w pracę wszystko, co mam najlepszego. Kierowanie teatrem to dla mnie rodzaj twórczości. A tworząc, trzeba mieć pasję, wizję, odwagę do podejmowania ryzyka. I świadomość, że to nieustający eksperyment, którego efektów można być pewnym dopiero wtedy, gdy się odchodzi. Nie wygląda Pan na zmartwionego, raczej podekscytowanego. - Bo teatr to niezwykle ekscytujące zajęcie - cudowny sposób na spełnianie marzeń. No i na razie nie zamierzam odchodzić (śmiech). Dziękuję za rozmowę. Marek Waszkiel - historyk teatru, krytyk, pedagog, absolwent III LO w Białymstoku i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, doktor nauk humanistycznych (Instytut Sztuki PAN), wieloletni redaktor "Pamiętnika Teatralnego”, ekspert i konsultant w sprawach teatru lalek na świecie, członek Komitetu Wykonawczego UNIMA. Dyrektor naczelny i artystyczny Białostockiego Teatru Lalek.
Jerzy Szerszunowicz
Kurier Poranny
21 czerwca 2008
Portrety
Marek Waszkiel

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia