Marmolada, której nie jadam

"Mewa" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr Narodowy w Warszawie

Teksty Czechowa niejednokrotnie spędzały reżyserom sen z powiek. Ich prawdziwa wartość znajduje się bowiem w pauzach między wierszami, w tym, co niedopowiedziane lub przemilczane. Agnieszka Glińska stara się czytać Czechowa po swojemu; przemilczenia rosyjskiego twórcy zastępuje własnymi, ingeruje w arcydzieło, dodając nowe komentarze. W rezultacie powstaje spektakl dobry, ale osobiście wolę Czechowa. Cytując Trigorina, jednego z głównych bohaterów "Mewy", spektakl Glińskiej to "marmolada, której nie jadam"

Czechowowska „Mewa” opowiada o ludziach, którzy zrezygnowali z udziału w życiu na rzecz domowego spektaklu hipokryzji i efektownych póz. Sztuka dzieje się na łonie natury, nad jeziorem, które gromadzi bohaterów podczas teatralnego eksperymentu autorstwa Trieplewa (w tej roli Modest Ruciński). Młody człowiek, syn uznanej aktorki (gościnnie Joanna Szczepkowska), pragnie walczyć o nowe formy w teatrze. Brak mu jednak sił. Młodzieniec miota się w bezradności, braku akceptacji ze strony matki oraz nieodwzajemnionej miłości Niny-Mewy (Dominika Kluźniak). Dziewczyna marzy, by zostać aktorką. Z podziwem patrzy na Trigorina, który osiągnął literacki sukces. W sławie i dowodach uznania widzi najwyższy sens sztuki. Czechow – w charakterystycznym dla siebie zwolnionym tempie, które dobitnie podkreśla skomplikowane relacje między postaciami – snuje opowieść o ludziach wypełnionych marzeniami o „czymś więcej”, ale tkwiących w miejscu. W tym świecie chyba nikt nie jest szczęśliwy. Grana przez Szczepkowską Arkadina cały czas kokietuje, raz bawi się w damę, a raz wychodzi z niej krnąbrność małej dziewczynki. Rozpacza z powodu nieudolności syna oraz romansów Trigorina. Masza „nosi żałobę po swoim życiu” – namiętnie kocha Trieplewa, ale poślubi zakochanego w niej Miedwiedenke. Polina od lat zdradza męża z Dornem. Lekarz nie zważa jednak na prośby kochanki, by już więcej nie kłamać, nie ukrywać się. Ma przecież jeszcze inne kobiety. Nuci zatem pod nosem operetkowe romanse i opowiada anegdoty.

Przykłady Czechowowskich skomplikowanych związków można by mnożyć w nieskończoność. Niestety, te niezwykle gorące i delikatne relacje między postaciami nikną w pierwszej części sztuki. Glińska zdecydowała się na wyjątkowo oszczędne zorganizowanie przestrzeni. Wykładając podłogę oraz ściany sceny drewnianymi, jasnymi panelami, podkreśla pustkę, w jakiej znajdują się bohaterowie. Tak skonstruowana scenografia sprawia, że fałsz poszczególnych postaci staje się coraz bardziej widoczny. Oni jednak wielu rzeczy nie widzą. Wielokrotnie wspominają o tym, jak ich „ciągnie nad jezioro”. Jeziora jednak nie ma - musi pozostać w sferze nigdy niezrealizowanych marzeń.

Glińska stara się dialogować z Czechowem, ale niejednokrotnie brak jej pomysłu i konsekwencji. Nie trzyma się zaleceń dramatopisarza, wiele rzeczy brutalnie wycina. W dużej mierze są to szczegóły tkwiące w didaskaliach dramatu, ale przecież cały Czechow opiera się na tych szczegółach. To one tworzą całe postaci, określają relacje między nimi, kształtują świat. Reżyserka korzysta z lekkiego tłumaczenia sztuki autorstwa Agnieszki Piotrowskiej, często dopowiadając kwestie. Czechow tych dopowiedzeń nie potrzebuje. Sam w sobie jest niezwykle przejmujący i zrozumiały, w jego przypadku „łopatologia” jest zbyteczna. Przy okazji spektaklu realizowanego w Teatrze Narodowym powraca pytanie, jak wystawiać klasykę. Ingerować, czy nie ingerować? A jeśli ingerować, to w jaki sposób? Pytanie to zostaje oczywiście otwarte. Z pokorą należy jednak pamiętać, że trudno przebić arcydzieła.

Ewa Uniejewska
teatrakcje.pl
29 listopada 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia