Marsz ku wolności

"Umiłowanie" - reż. Jadwiga Rodowicz-Czechowska - Teatr Pieśń Kozła

Teatr Pieśń Kozła od kilkunastu lat praktykuje teatr, który obrazuje nasze sny, nadzieje, pragnienia, bez wyrażania ich w sposób dosłowny. Spektakle tworzą w oparciu o tradycje małych społeczności, które mają swoje rytuały. Sami siebie określają mianem „antropologicznych piratów", którzy przywłaszczają sobie elementy różnych tradycji i kultur.

Tym razem droga, którą obrali wiedzie nas na daleki Wschód, do kraju, w którym niegdyś wielką rolę odgrywali samurajowie, kraju kojarzącego się z odzianymi w kimona pięknymi ciemnowłosymi kobietami o bladej karnacji, dziś – królestwa multikulturowości: Japonii.

Spektakl Umiłowanie to inspirowana opowiadaniem Yukio Mishimy historia opisująca jeden dzień z życia młodego małżeństwa, które musi zmierzyć się z ponurą rzeczywistością i brzemieniem moralności wykształconej w specyficznym środowisku kulturowym, z którego się wywodzą. Sytuacja wymaga od nich podjęcia radykalnych decyzji, a my obserwujemy ich poetycki marsz ku śmierci.

Widzowie, którzy zapoznali się z dziełem Umiłowanie ojczyzny Mishimy, w pierwszej części spektaklu z łatwością zauważą paralelne sytuacje i obrazy do tych opisywanych w tekście. Rafał Habel odgrywa postać wojownika, który w okresie zamachu stanu postanawia popełnić seppuku, aby zachować honor i nie musieć wybierać pomiędzy lojalnością wobec swoich przyjaciół – buntowników – a patriotyzmem. Julianna Bloodgood wciela się w postać kochającej kobiety gotowej pójść w ślady męża. Historia opowiadana muzyką ma tym razem charakter bardziej linearny niż we wcześniejszych przedstawieniach zespołu, choć ostatecznie – wykracza poza swoje źródło.

Jadwiga Rodowicz-Czechowska, początkowo poproszona o pomoc w tworzeniu spektaklu, ze względu na efektywność swej pracy, ostatecznie stała się reżyserką pokazu. Jest ona znaną japonistką, autorką wielu opracowań z dziedziny historii teatru ze szczególnym uwzględnieniem teatru Nō. Wspominam o tym nie bez kozery, bo choć aktorzy Teatru Pieśń Kozła nie noszą masek, ich kostiumy są stosunkowo ubogie i komunikują się ze sobą, a także z widzem, głównie za pomocą ruchu, niemalże pozbawieni dialogów, to inspiracje elementami tego tradycyjnego teatru japońskiego można bez trudu w spektaklu odnaleźć.

Pojawiają się duchy bohaterów, a więc mamy do czynienia ze światem niematerialnym, ukrytą rzeczywistością. Kochankowie nie mogą sobie poradzić z utratą wzajemnego uczucia, więc ich dusze wracają do skromnego, ośmiomatowego pokoju, w którym pożegnały się z życiem, szukając ukojenia. Nawet sposób wkraczania aktorów na scenę zza kulis nie jest przypadkowy. Ma zmusić widza do obejrzenia się za siebie. Inspiracje kulturą japońską widoczne są zarówno w scenografii, kostiumach, muzyce, jak i formie ruchów, rytmie, a ostatecznie - mimice aktorów, których pomalowane twarze chwilami przypominają maski aktorów teatru Nō. I wreszcie - medium scalającym ze sobą wszystkie elementy przedstawienia jest muzyka, i to właśnie ona umożliwia widzom pełny odbiór.

Maciej Rychły skomponował tekst opowiadania Mishimy w formie muzycznej. Obecny na scenie, niczym szaman, prowadzi dusze kochanków. Jest przewodnikiem, jego muzyka ukazuje widzom ukrytą rzeczywistość, nadaje rytm wydarzeniom na scenie, a w finale spektaklu pomaga bohaterom odnaleźć się w zaświatach. Tym razem ruszają oni wspólnie w marszu ku wolności.

Szczególne uznanie należy się również aktorom: Juliannie Bloodgood i Rafałowi Hablowi. Na scenie dali popis swoich niezwykłych umiejętności – koordynacji ruchów, świetnej synchronizacji, świadomości ciała, zachwycającej ekspresji.

Teatr Pieśń Kozła stara się tworzyć teatr, w którym odbiorca nie musi myśleć, doszukiwać się potencjalnych znaczeń. Samo patrzenie i zmysłowy odbiór powinien wystarczyć, bo to, o czym się mówi, i sposób w jaki się mówi ma być reprezentatywne dla każdego widza. Praktykują sięganie do archetypów poprzez dźwięk, obraz i szczególną energię. Nie wiem, czy ze względu na wspomniane już wcześniej ograniczenie liczby aktorów, czy wprowadzenie bardziej linearnej konstrukcji fabuły (samo istnienie fabuły w Teatrze Pieśń Kozła to już duża odmiana), czy brak pieśni, do których tak nas przyzwyczajono, czy może ze względu na reżyserię – całość została pozbawiona tej specyficznej energii, którą miały dotychczasowe spektakle zespołu. Obserwujemy wzruszającą historię, pokazaną niezwykle estetycznie przez niesamowicie umiejętnych performerów, a jednak widać, że nie jest to ten sam typ dramatu muzycznego, co dotychczas.

Niemniej jednak minimalizm scenograficzny, orientalizm dźwięków, działania formalne z pogranicza teatru tańca, pantomimy, Nō czy kabuki, wspaniała gra aktorska i nostalgiczny klimat komponują się w niezwykle estetyczną, poetycką całość, którą z pewnością warto zobaczyć. Teatrem jest ponoć przede wszystkim to, co powstaje w umyśle odbiorcy. W mojej głowie pozostał wibrujący niepokój i piękne obrazy.

Aleksandra Zegar
Dziennik Teatralny Wrocław
23 stycznia 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia