Martwy horyzont

"Elektryczny parkiet" - reż: Andrzej Domalik - Teatr Narodowy w Warszawie

"Elektryczny parkiet" Endy Walsha to przykład dramaturgii pisanej nieco na siłę, za to dającej spore szanse aktorom. Andrzej Domalik w Teatrze Narodowym zresztą świetnie ich prowadzi

Niektórzy w dramacie irlandzkiego twórcy dopatrują się pokrewieństwa z "Trzema siostrami" Czechowa, choć chyba tylko na zasadzie szybkich skojarzeń. A "Elektryczny parkiet" wydaje się niebezpieczną mieszanką, ryzykowną próbą zbratania ze sobą wątków tak odległych, jak absurd sytuacji i postaci z Becketta, rodzinne uwikłania i pozory prawdy Ibsena czy nawet przecinanie się rzeczywistości i snu jak u Strindberga. Momentami w sztuce pobrzmiewają również echa amerykańskiej klasyki mrocznego pesymizmu i psychoanalizy spod znaku Eugene O\'Neilla. Pytanie, czy prowadzenie na scenie takiej, rzec można, gry z tradycją ma sens dla widzów, niezbyt interesowało Andrzeja Domalika, który potraktował przygodę z Walshem właśnie niczym eksperyment bez zobowiązań. Na scenie widzimy tylko stolik, na którym stoi radio, oraz fotel i szafę. W tle rozległy widok na wzburzone morze i fiordy. W tej ascetycznej, chłodnej przestrzeni żyją dwie starsze siostry Breda i Clara (Anna Chodakowska i Halina Sko-czyńska) i dużo młodsza Ada (Dorota Landowska). Dwie pierwsze łączy tajemnica z przeszłości: zawiedziona wspólna miłość, zrodzona z fascynacji tym samym mężczyzną, a potem przez niego zbrukana. Młodsza Ada staje się świadkiem codziennego rytuału, w którym jedna siostra obwinia drugą, każąc odgrywać w pokoju sytuację z dalekiej przeszłości, gdy w nadziei na miłość obie pozbawione zostały godności. Rozgrywka w zamierzeniu prowadzić winna do jak najgłębszego upokorzenia. Także Ada musi się stać ofiarą. Od czasu do czasu dom kobiet odwiedza handlarz ryb Patsy (Zbigniew Zamachowski), również on nosi w sobie część zagadki spajającej historię rodziny. 

Domalik zobaczył w "New Electric Ball-room" (bo pod takim tytułem dramat jest znany szerzej) kolejny materiał idealnie pasujący do tego, by jeszcze raz spróbować przez absurd przeczytać bezsens egzystencji. Dlatego też sprowadza postaci do roli uwięzionych w czasie marionetek, niezdolnych do wykonania jakiegokolwiek ruchu, za to chętnych, by zniszczyć najbliższe osoby z chęci rewanżu czy zarażenia ich własnym tragizmem. Zarówno Chodakowska, jak i Skoczyńska w pełni wykorzystują swoją szansę, zarysowując postaci szalenie precyzyjnie. Z drugiej strony jednak pozwalają sobie na sceniczną swobodę. Widać, że to również wynik wyczucia scenicznego partnera i wspólnej analizy. Landowska traktuje postać chyba bardziej dosłownie. Stara się ulokować ją gdzieś w obrębie skazanych, uskarżających się na swój los kobiet, tych, z którymi nieraz już się mierzyła, także na deskach narodowej sceny. Dlatego rolę Landowskiej postrzegałbym jako naturalną kontynuację i konsekwencję wcześniejszych doświadczeń, w żadnym razie nie traktując tej diagnozy jako zarzutu, bo aktorka nie traci nic z tego, co w niej najbardziej przekonujące.

Co prawda Zamachowski dopiero pod koniec dostaje możliwość pełnego odsłonięcia roli, ale w tych kilkunastu minutach z łatwością znajduje klucz do Patsy\'ego. Jednak niezwykle trudno powstrzymać natłok myśli, który atakuje nas, gdy historia z "Elektrycznego parkietu" dobiegnie końca. W jakiej sprawie te dialogi, jakby wyjęte z kilku autorów naraz? Jeśli budują możliwość dla aktorów, to świetnie, ale co, gdy jednocześnie sprawiają, że obserwujemy wszystko jak przez szybę. Nie potrafię rozstrzygnąć, czy to wina Domalika, w końcu mógł wybrać ten tekst, a nie inny. Być może zgubiły go przesadna ufność Walshowi i przekonanie, iż aktorstwo wydobędzie ostateczny sens, gdy ten nie istnieje w słowach.

Przemysław Skrzydelski
Dziennik Gazeta Prawna
7 czerwca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...