Masłowska na nowe otwarcie

"Między nami dobrze jest" - reż. Piotr Ratajczak - Teatr Zagłębia

To sztuka napisana na zamówienie berlińskiego teatru Schaubuhne am Lehniner Platz i warszawskiego Teatru Rozmaitości. Jej prapremierę wyreżyserował ponad dwa i pół roku temu Grzegorz Jarzyna. Inscenizacja ta święci triumfy na obu tych scenach, a także wszędzie tam, gdzie grana jest gościnnie, również za granicą, m.in. w Mińsku, Moskwie, Sztokholmie, Helsinkach, a w ramach projektu wspierającego polską prezydencję w Radzie Unii Europejskiej - w Brukseli, Kijowie i Madrycie. Sięgają po nią następne teatry. W maju tego roku wystawiła sztukę krakowska Bagatela. Teraz sięgnął po nią Teatr Zagłębia

Wybór sztuki Masłowskiej na nowe otwarcie niewątpliwie jest powiewem świeżości. Na sosnowieckiej scenie przez wiele lat gościła bowiem głównie klasyka (dobierana zwykle z klucza lektur szkolnych), grana na przemian z farsami i propozycjami dla dzieci. Dramaturgia współczesna - rzadko uzupełniała ten żelazny repertuar - typowy dla miast, w których jedna scena musi zaspokoić oczekiwania widzów i urzędników decydujących o finansowym bycie teatru. Czyżby miało się to zmienić? Czas i wierna Teatrowi Zagłębia publiczność, która musiałaby zaakceptować tę zmianę, pokażą.

Właśnie publiczność siedzącą na widowni Piotr Ratajczak, reżyser sosnowieckiej inscenizacji dramatu "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej, obsadził w roli telewizora, telewizor to niestety najbardziej znaczące wyposażenie niemal każdego polskiego mieszkania, domownik, który z całej rodziny ma najwięcej do powiedzenia Telewizora, który cały czas jest włączony, nie mogło zabraknąć w jednopokojowym mieszkaniu bohaterek "Między nami dobrze jest": Osowiałej Staruszki na wózku inwalidzkim (w tej roli Elżbieta Laskiewicz), Haliny (granej przez Małgorzatę Sadowską) i Małej Metalowej Dziewczynki (debiut Martyny Zaremby), odwiedzanym regularnie przez ich sąsiadkę Bożenę (Maria Bieńkowska). Telewizor to okno na świat, wyrocznia, probierz tego, jak powinno wyglądać życie. Nie ma lepszego źródła informacji. No, może jeszcze gazetka reklamowa czy kobieca prasa, np. tygodnik "Nie dla Ciebie" - wygrzebany na śmietniku ze stosu makulatury, nie szkodzi, że z nieaktualnymi informacjami i rozwiązaną krzyżówką.

Telewizor, którym jest publiczność, to główny adresat wypowiedzi postaci sztuki Masłowskiej w inscenizacji Piotra Ratajczaka. Usta Osowiałej Staruszki, jej córki Haliny, jej wnuczki Małej Metalowej Dziewczynki i ich sąsiadki Bożeny nie zamykają się. Babcia w starczej demencji wraca do lat młodości, która przypadła na wojnę. Jej jestestwo sprowadza się do jednego - wspomnienia dnia wybuchu światowego konfliktu, który zaważył na jej całym życiu. Córka, ucharakteryzowana na podstarzałą lalkę Barbie, zmaga się z niedostatkiem, ale marzy o lepszej przyszłości i bogactwie. Rzeczywistość, w której żyje, nie odpowiada jej wyobrażeniom, wykreowanym przez kolorowe gazety i świat telenowel. Wnuczka ze słuchawkami w uszach, wiedzę o świecie bezkrytycznie czerpie z Internetu. Między kobietami nie ma dialogu, nie ma też emocjonalnej więzi. Pożądaną w rodzinie serdeczność zastąpiły złośliwości i ironia. Kobiety są razem, ale obok siebie. Zauważają się jedynie wtedy, gdy któraś z nich - najczęściej Osowiała Staruszka - przesłoni ekran telewizora. Postaci dramatu nie mówią ze sobą, mówią w przestrzeń widowni, rozmawiają z głuchym na ich słowa telewizorem. Ratajczak uczynił ów brak porozumienia głównym tematem swej interpretacji dramatu Masłowskiej.

"Zderzyłam pokolenia: języki, sposoby myślenia, funkcjonowania, inne codzienności, żeby wydobyć ten zgrzyt, ten brak czegoś takiego jak statystyczny Polak, brak platformy, na której to by się wszystko spotykało i moglibyśmy powiedzieć my" - tłumaczyła swój artystyczny zamysł w jednym z wywiadów prasowych Masłowska. Warto podkreślić, że pod reżyserską ręką Piotra Ratajczaka większość aktorów występujących w sztuce dobrze podaje tekst Doroty Masłowskiej. Znakiem firmowym języka Masłowskiej jest niejednoznaczność, wieloznaczność słów i wypowiedzi, którym - nie gubiąc gry słownej - trzeba jednak nadać jakiś kierunek interpretacyjny. I to właśnie udaje się zrobić dość precyzyjnie niemal wszystkim postaciom scenicznym.

Świat bohaterek "Między nami dobrze jest" jest światem braku. Symbolicznie akcentuje to oszczędna scenografia Matyldy Kotlińskiej. Jej najważniejszym składnikiem są puste, plastykowe skrzynki na mięso. Z nich zbudowane jest wyposażenie pokoju bohaterek, one służą do-mowniczkom za meble, a także piętrzą się na scenie jak bloki z wielkiej płyty. Przywołują czas stanu wojennego i schyłku komunizmu, w którym w sklepach mięsnych zamiast towaru były tylko puste haki i takie właśnie puste skrzynki.

Obecnie świat braku wygląda inaczej. Mięso w sklepach jest i to w nadmiarze, ale obiad gotuje się z byle czego, czerpiąc natchnienie z przepisów zamieszczonych w tygodniku "Nie dla Ciebie", bo na mięso w codziennej diecie nie stać. Bohaterki "Między nami dobrze jest" nie wybierają się na urlop, bo żyją w kraju, w którym wiele osób wybiera się na wakacje nigdzie. Nie mają telefonów komórkowych, a chciałyby. Nie mają własnego pokoju, bo tu "każdy chce jakoś nie żyć". Świat, w którym nie ma braków, to świat celebrytów i ludzi mediów kreujących ich na gwiazdy i żerujących na nich. Ten świat ukazuje się widzom siedzącym na widowni, gdy podnosi się horyzont tworzący odrapaną ścianę pokoju w blokowisku. To właśnie świat, który bohaterki "Między nami dobrze jest" znają z ekranu telewizora i kobiecej prasy. To świat, za którym tęsknią, o którym marzą. A skoro nie mają tak wielu rzeczy i dóbr, skoro nigdy nie będą w celebryckim światku, to są skazane na nieistnienie. Kryzys polskiej tożsamości to kolejny z tematów sztuki Masłowskiej, eksponowany w sosnowieckiej inscenizacji. Trzy kobiety reprezentujące trzy pokolenia, nie chcą być już Polkami. Chcą być "normalnymi ludźmi", Europejkami. Jak jednak być Europejką, gdy zbiera się kubeczki po kefirze, by sadzić w nich sadzonki pomidorów lub wlewać w nie, a nie w porcelanowe miseczki, galaretkę, by stężała? Jak być Europejką, gdy mieszka się w pokoju z meblościanką z płyty pilśniowej, wystaną w czasach komuny w długiej kolejce? To dylemat ludzi wykluczonych, ofiar transformacji gospodarczej i ustrojowej Polski. Bez przyszłości. Zamkniętych w jednoosobowych, ciasnych pokojach w "starym wielokondygnacyjnym budynku ludzkim". To dylemat być może nie widzów zasiadających w wygodnych fotelach Teatru Zagłębia, ale na pewno wielu mieszkańców Sosnowca, regionu, kraju, którzy nigdy do teatru nie przyjdą. Po obejrzeniu tego spektaklu powinno się sobie zadać pytanie, czy czasem nie przykłada się ręki do tego, że tylu pośród nas to ludzie wykluczeni, co robi się, by temu zapobiec, co trzeba zrobić, by naprawdę między nami było dobrze.

Spektakl Ratajczaka prowokuje do takich pytań. To niewątpliwy sukces tej pierwszej w tym sezonie premiery w sosnowieckim Teatrze Zagłębia. To także obiecujący początek nowego otwarcia w historii tej sceny.

Danuta Lubina-Cipinska
Śląsk
31 grudnia 2011

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia