Matka Boska rzęzi

rozmowa z Martą Górnicką

Studentki, gospodynie domowe, menedżerki. Stworzyły teatr, w którym mierzą się ze współczesnymi mitami kobiecości. W ich najnowszym spektaklu w roli głównej wystąpi... Maryja. Z reżyserką Martą Górnicką rozmawia Anna Rączkowska we Wprost

W najnowszym przedstawieniu dotykasz Matki Boskiej, tematu w jakimś sensie tabu, przynajmniej w naszym kraju. Może być z tego wielkie bum. Zakładałaś to?

Nie. Chciałam napisać kolejne libretto, rodzaj społecznego eseju, o władzy kościoła nad kobiecym ciałem. O tym, jak bardzo kościół zawłaszcza tę sferę, jak seksualność człowieka, a w szczególności kobiety, jest dla Kościoła ważna. Uruchamiam tutaj kilka tematów równocześnie: gender, ciało, ideologiczna tresura, język jako narzędzie kontroli, i różni bogowie tego świata. Nasz pierwszy spektakl był bardziej o języku, ten jest w dużej mierze o ciele, chociaż to kwestia akcentów, bo ciało i język są przecież w naszym doświadczeniu nierozdzielne. Tym razem chciałam rozbroić obraz kobiety, który jest zaklęty w obrazie Matki Boskiej w Polsce. Zobaczyć co się kryje pod błękitną sukienką.

To niełatwe tematy. Uderzamy w same fundamenty symbolicznej konstrukcji naszej kultury. W "Zasadach pracy" napisałam "Chór idzie tam, gdzie boi się iść". Rozpoznajemy te rejony w kulturze, pytamy o źródła nakazów i zakazów. Ale to nie jest prowokacja, wcale nie chodzi o to, żeby wzbudzać kontrowersje. To byłoby zresztą bardzo łatwe. Dlaczego ten temat w ogóle jest kontrowersyjny?

Bo wszystko, co dotyczy Kościoła i krytykuje jego współczesną średniowieczność jest kontrowersyjne?


W Polsce - tak! Kościół jest ostoją myślenia patriarchalnego, a ponieważ ja to rozbrajam, musiałam się i do Matki Boskiej dobrać.

Kim, a może czym dla ciebie jest Matka Boska?


Mitem, który nas kształtuje, i który stawia przed każdą kobietą tak gigantyczne zadanie, że żadna z nas nie może mu sprostać. Dziewica, niepokalana, a jednocześnie matka, która rodzi syna. Oczywiście, że syna! Królowa i Matka Wszechświata, ale też zakładniczka wspólnotowych fantazji. MB jest doskonałym narzędziem ideologicznej kontroli nad kobietami, składaną im codziennie paradoksalną propozycją nie do odrzucenia i nie do wykonania. "Wywyższenie przez poniżenie", w służbie Ojca i Syna. Matka Boska to cudowny obrazek - półprzymknięte oczy, alabastrowa cera, anielskie, milczące usta. Która jej się oprze? W moim przedstawieniu ten święty obraz wreszcie zaczyna mówić własnym głosem, roznosi ulotki, pojawia się na klockach Lego. Nie mówi już wysokim głosikiem, ale chrypi jak Lord Vader. Matka Boska krzyczy, śmieje się, a nawet rzęzi.

Jaki ma wpływ na polskie kobiety?


Stawia przed nimi zadania nie do wykonania. Frustrujący ideał. W Polsce istnieją dwa wzory kobiecości katolickiej - albo jestem bezcielesną istotą, albo ciałem do używania. Między wizerunkiem Matki Boskiej a kobietą realną jest ogromna przepaść.

Chcesz temu jakoś zaradzić?

Chcę podłożyć bombę pod ten wizerunek. Podważyć go, a nawet - o zgrozo - pośmiać się z niego! Ale żeby nie było - ja w jakiś sposób też uwielbiam Matkę Boską. Serca przebite strzałą, wieniec z róż, kolorowe girlandy. I te kolory - błękit i złoto! Cudowne zastępy gołych bobasów w roli aniołów na trójwymiarowych pocztówkach z Matką Boską. Oleodruki z lat 20. Uwielbiam ten cały kicz dewocyjny! Zostałam już nawet kolekcjonerką.

Skąd pomysł na Chór Kobiet? Kiedy wpadł ci do głowy?

Chyba jeszcze w czasie, kiedy studiowałam reżyserię teatralną. Pierwsze etiudy, pierwszy film, który robiłam na studiach miał właśnie formę chórową, choć pewnie wówczas nikt by tego tak nie nazwał - cztery osoby mówiły równolegle tekst. Dla mnie to już był mały chór, bo wystarczy kilka osób na scenie, żeby zaistniała zbiorowość. Ale zawsze marzył mi się chór gigantyczny, prawdziwy, nawet na 1000 osób, który mógłby otworzyć inaugurację Stadionu Narodowego...

Jaki jest twój chór?

Zindywidualizowany, tworzą go osobowości, jednostki. To nie jest chór, który przemawia tylko jednym głosem, czyli unisono, tylko chór, który działa w ansamblach, solach i w bardzo różny sposób - szczeka, krzyczy, rzęzi, pluje. Żeby coś takiego rzeczywiście mogło na scenie zaistnieć, potrzebuję dwudziestu - trzydziestu osób, indywidualności, z których każda jest osobna, a jednak będzie też w stanie stworzyć coś, co jest jednym ciałem, organizmem.

W tym chórze są same kobiety...

Chór męski jeszcze jakoś tam egzystuje w dramacie i teatrze. Jakieś jego dogorywające szczątki istnieją. Ale chóru żeńskiego nie ma w ogóle. Żaden z naszych wielkich dramaturgów nie wprowadził go na scenę. Mówię oczywiście o XX i XXI wieku. Bo na Wyspiańskim ta tradycja się kończy. A pierwociny teatru to prawdopodobnie właśnie chór żeński. Twierdzę, że aby odzyskać chór dla teatru, najpierw trzeba odzyskać kobiety dla chóru. Ale chór nie jest zamknięty dla mężczyzn. Wszystkich chętnych zapraszam na castingi.

W pierwszym przedstawieniu mieszasz przepisy kulinarne Ćwierczakiewiczowej z tekstami filozofów, pojawia się Lara Croft i Halka, wytykasz kobietom, że wciąż dają się wychowywać na księżniczki. Przesłanie tego przedstawienia jest zdecydowanie feministyczne.


Pewnie, że jest feministyczne, ja jestem feministką, ale to chyba tylko jedna z warstw. Ważna, ale nie jedyna. Nie chciałabym, żeby dominowała w myśleniu o chórze. Na pytania w stylu "Skoro ten chór jest feministyczny, to znaczy, że jest przeciwko mężczyznom?" nie chce mi się odpowiadać. Szkoda czasu. A takie podejście niestety, się zdarza. Wielu krytyków zza granicy, którzy mieli okazję oglądać spektakl, mówi że ma on przesłanie humanistyczne, że jest nie o opresji kobiety, tylko o mechanizmach wykluczenia i dominacji, które mogą dotykać każdego człowieka...Tak właśnie myślę o moim teatrze.

Napisałaś: "Chór Kobiet jest projektem odzyskania i zarazem krytyki języka jako narzędzia przemocy". Co to znaczy?

Mówię o tym jakim językiem kobieta jest definiowana. Jak język codzienny bywa opresyjny. To głównie slogany reklamowe; bądź sexy, kup zajebisty tusz, ujędrnij pośladki itd. To też filmy, w których kobieta jest ciałem, towarem. Z jakiegoś powodu żadna stara kobieta nie przyszła na casting do chóru. Mówię o naprawdę starych kobietach, bo kobiety dojrzałe, czterdziesto- i pięćdziesięcioletnie na szczęście w chórze mamy. Czy dlatego, że stare ciało jest wykluczone? Masz młode ciało - jesteś. Nie masz - nie istniejesz!

Marzyła ci się siwiuteńka staruszka?


Pewnie. Żeby głos chóru miał sens, powinny go tworzyć kobiety rozmaite. Niestety, same kobiety często myślą albo dają sobie wmówić, że po trzydziestce już są na coś "za stare". I ta granica ciągle przesuwa się w dół. Chór ma takie stereotypy rozmontowywać.

Jak się pracuje z samymi kobietami? Na ten temat też istnieje wiele stereotypów. Np. że kierowniczki są opresyjne w stosunku do podległych kobiet, że kobiety się kłócą bez powodu i niepotrzebnie wprowadzają nerwową atmosferę, że bez mężczyzn, którzy równoważą "babskie hormony" pracować się nie da...

Uwielbiam pracować z kobietami. Uwielbiam ten chór, te kobiety, wszystkie razem i każdą z osobna. Uwielbiam to, że są rozmaite, mają różne zawody, pomysły na siebie. Oczywiście są momenty, kiedy jest trudno, ale w chórze prowadzimy pracę odzyskiwania, szukania głosu w ciele, pracę w jakimś sensie głębinową.

Czy ten chór ma być dla kobiet terapeutyczny?

Wolę słowo katharsis, ono ma trochę inne konotacje. Jeśli publiczność płacze, jeśli kobiety, które są w chórze twierdzą, że praca nad spektaklem je zmieniła, to znaczy, że chór robi to, co powinien robić - zmienia, rozwala, ale i coś buduje. Pewnie ma na to wpływ głębinowa praca z głosem i ciałem. Zawsze mówię, że żeby pracować nad głosem, musisz się zmieniać, inaczej nic się nie wydarzy.

Chór jest zapraszany na występy na całym świecie. Chyba nawet więcej za granicę, niż do Polski.


To prawda. W przyszłym roku odwiedzimy Gogol Fest - festiwal teatralny w Kijowie, w Lyonie, jedziemy do Berlina, Pilzna, Londynu, Belfastu i Tokio. Ale Chór Kobiet jest skierowany przede wszystkim do Polek, marzy mi się trasa po małych wsiach i miasteczkach, żeby dotrzeć do tych najzwyklejszych pań. Mamy wspaniałe doświadczenia z występu w Suwałkach. Tamte kobiety w niezwykły sposób przyjęły chór. Były wzruszone, wszystkie zostały po spektaklu, nie chciały nas wypuścić, tylko rozmawiać. Stały, płakały, niesamowite doświadczenie.

Co mówiły?

Że cieszą się, że coś takiego przyszło im zobaczyć w swoim życiu, że to ich osobiście dotyczy.

Czujesz, że dużo masz jeszcze do zrobienia?


Bardzo. Wydaje nam się, że wszystko już wiemy, a jednak powiedzenie czegoś na głos coś nowego odsłania. My w chórze nie chcemy uprawiać żadnej kobiecej martyrologii, raczej staramy się mity na nasz temat rozbrajać, bawimy się nimi. Ten chór jest trochę poważny, a trochę nie, trochę popowy, a trochę operowy. Nie w powadze i nadęciu klucz, tylko w tym, że wielki filozof może się spotkać z Ćwierczakiewiczową w jednym tekście i na tym styku coś się wydarzy, coś powstanie. I jeszcze do tego dochodzi niezwykłe narzędzie, jakim jest głos.

Anna Rączkowska
Wprost
14 czerwca 2011
Portrety
Marta Górnicka

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...