Męcząca polskość

"III Furie" - 11. Festiwal Dramaturgii Współczesnej Rzeczywistość Przedstawiona

Drugiego dnia XI Ogólnopolskiego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona" odbywajacego się w Zabrzu zaprezentowane zostały "III Furie" w reżyserii Marcina Libera Teatru im. Heleny Modrzejewskiej z Legnicy. Przedstawienie powstało na podstawie "Dzidzi" Sylwii Chutnik oraz na motywach "Egzekutora" Stefana Dąmbskiego. Scenariusz napisały wspólnie Sylwia Chutnik, Magda Fertacz i Małgorzata Sikorska-Miszczuk, co poniekąd uzasadnia stylistyczny misz-masz, który przełożył się na sceniczny bałagan

Spektakl posiada dwie, jasno wydzielone części, które łączy narodowa psychoza i wojenna trauma - każdy z bohaterów naznaczony jest co najmniej jednym z owych zjawisk. Postacią, wokół której osnuto pierwszą część, jest Danuta Mutter (Joanna Gonschorek), która udusiła troje swoich dzieci. Reprezentantka polskiej patologicznej rodziny wychowuje niepełnosprawną córkę (czwarte dziecko), której kalectwo uważa za karę za grzechy popełnione przez swoją babkę Stefanię, będącej w czasie drugiej wojny światowej donosicielką. W wyniku donosicielstwa babki śmierć z ręki essesmana poniosła Profesorowa Markiewicz (Ewa Galusińska) i jej córka (Małgorzata Urbańska). Powodem denuncjacji był zielony płaszcz, który wpadł w oko krnąbrnej chłopce. Prócz donosicielki na scenie pojawia się korowód postaci - chłop, ksiądz, prostytutka, a nawet sama Matka Boska, każdy z nich ma bowiem wiele do powiedzenia na temat narodowego okrucieństwa i traumy, jaka została im zafundowana z racji bycia Polakiem. Pierwszą część spektaklu wieńczy monolog Danuty, której życiowe mądrości (żyjemy w kraju o nowym-starym ustroju, w którym jednostka ma nikły wpływ na swoje losy) płyną potokiem pospiesznie wypowiadanych słów.

W drugiej części przedstawienia poznajemy losy ofiary donosicielskich inklinacji. Okazuje się jednak, że syn Profesorowej, Stefan-Herakles Markiewicz był egzekutorem-sadystą AK, a jego okrucieńwo mogło - za sprawą boskich wyroków - stać się powodem śmierci matki i siostry. Grzechy ojców, dziadów i pradziadów muszą zostać pomszczone, a kolejne postaci, z których wylewają się strumienie jadu (komunistkę pomszczono za przekonania, ojca prostytutki za to, że córka spała z Niemcami, księdza za wiarę, młodego chłopaka natomiast zakatowali ubecy) potwierdzają dziejową konieczność. Wyłania się klarowny wniosek - niełatwo być Polakiem, bez względu na czasy i przekonania można bowiem zginąć śmiercią tragiczną i nagłą lub zostać okaleczonym na całe życie. 

Spektaklowi rytm nadają muzyczne wariacje w wykonaniu zespołu Moja Adrenalina, usytuowanego z lewej strony widowni, poza przestrzenią gry. Muzycznym motywem otwierajacym i zamykajacym przedstawienie jest wojskowa piosenka „Gdzie są te kwiaty”, której słowa („Gdzie są chłopcy z tamtych lat…”) układają się w pytania, z jakimi opuszczamy teatr. Scena to długi, rozciągnięty wszerz, płytki pas gry obudowany białymi ściankami. W skromnej scenografii (kilka czerwonych plastikowych krzesełek oraz charateryzujące bohaterów rekwizyty - kosy, czapki w kolorach polskiej flagi, pióropusz, wózek z hipermarketu, w którym bezdomny wozi swoje „skarby” itd.) dominują trzy kolory - czarny, biały i czerwony. Narratorem prowadzącym nas po świecie frustracji i zła jest zdystansowany Apollo (Rafał Cieluch), który nie angażuje się emocjonalnie w żadną z opowieści. Plejada postaci przetacza się przed nami prowokując kolejne pytania: czy zło jest dziedziczne i czy zbrodnie popełnione w przeszłości mogą zaważyć na losie przyszłych pokoleń? Czy możliwe jest uwolnienie się od ciężaru historii, który dopada nas w każdym miejscu i czasie? Odpowiedzi oczywiście się nie doczekamy, bohaterowie zatracają się jednak w swojej nienawiści, której ofiarą pada pozbawione członków, cierpiące na wszystkie możliwe choroby dziecko Danuty uwieszone u powały kościoła. Jest ono symbolem krzywd, które uwierają każdą z postaci, ucieleśnieniem rozczarowania, będacego podstawą tożsamości każdego z bohaterów. Wyrwanie się z kręgu beznadzei nie jest możliwe, ponieważ najważniejszą emocją narodową, podsycaną z pokolenia na pokolenie, obudowaną pancerzem tradcyji i najróżniejeszych, często sprzecznych przekonań, jest furia.

Pomimo jasnego przesłania trudno oprzeć się wrażeniu, że naczelną zasadą kompozycyjną legnickiego przedstawienia jest choas, w którym toną strzępki kolejnych opowieści. Głośna muzyka oraz opresywny sposób prowadzenia dialogów (a raczej monologów, które postaci wyrzucają z siebie z agresją i arogancją) nie sprzyjają skupieniu. W konsekwencji już po kilkunastu minutach konwencja staje się męcząca, coraz trudniej śledzić sceniczne wydarzenia, a powracające motywy winy, kary i odkupienia tracą moc symbolu. Trzy furie ustępują miejsca trzem teatralnym grzechom, które najkrócej określić można jako: niedobór metafor, bałagan i brak reżyserskiej dyscypliny.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Katowice
18 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...