Mefisto był Niemcem

"Mefisto" - reż. Michał Kotański - Teatr Bagatela w Krakowie

Trudno wyobrazić sobie trudniejsze uzasadnienie nazizmu niż jako najwyższy stopień ewolucji sztuki. A jednak – III Rzesza kształtowała się m.in. poprzez muzykę Wagnera, pisma Nietzschego, dzieła Goethego. Ich poprawne adaptacje po brzegi wypełnione były hitlerowską propagandą. Świat sztuki został podzielony tylko na dwie kategorie: poprawna politycznie i wynaturzona (tzw. Entartete Kunst). W najnowszym spektaklu Teatru Bagatela pt. „Mefisto", adaptacji dramatu Klausa Manna, obserwujemy fascynujące tango nazizmu ze sztuką.

Sztuka zaczyna się od próby w niemieckim teatrze lat 30., na krótko przed dojściem Hitlera do władzy. Na scenie, w oparach dymu widzimy parę bohaterów, ubranych w klasyczne kostiumy, nie mówiąc wprost – „w bardzo teatralne". Szybko jednak „teatr w teatrze" zostaje przerwany (w dość naiwny sposób), a aktorzy udają się na odpoczynek – do miejscowego kabaretu.

Tam po raz pierwszy spotykamy się z sytuacją polityczną w Niemczech i rozdźwiękiem pomiędzy dotychczasowymi przyjaciółmi: Miklasem (Jakub Bohosiewicz), Ulrichsem (Marcin Zacharzewski), reprezentującymi skrajne poglądy: nazizm oraz komunizm. Z boku konfliktu pozostaje niedoceniany Heindrik (Marcin Czarnik), którego w pewnym momencie wciąga na scenę jego przebrany kochanek, Julien (Adam Szarek). Wykonanie przypada do gustu gwieździe niemieckiego teatru, będącej akurat w lokalu – Dorze Martin (świetna Katarzyna Litwin). Staje się od tego momentu jego patronką, ucząc Heindrika właściwego wykorzystywania swojego talentu. Dzięki niej i twórcy miejscowej sceny teatralnej, Teofilowi Marderowi (znakomity Paweł Sanakiewicz), Młodzieniec staje się cenionym aktorem, a także poznaje piękną i bogatą Barbarę (Anna Rokita), jej serdeczną przyjaciółkę. Poślubia ją, jednak skandal towarzyszący ich przyjęciu weselnemu, podczas którego dochodzi do awantury na tle politycznym, jest symbolicznym pęknięciem tego sielankowego obrazu. Rosnąca popularność, niestety, negatywnie odbija się na Heindriku, który zaczyna bezsprzecznie wierzyć we własny geniusz i nieomylność, wypomina dobre pochodzenie własnej żonie. Ta wielka indywidualność zaczyna dusić się w dotychczasowym świecie, który nagle zaczyna się kurczyć.

Heindrik od początku podziela komunistyczne poglądy Ulrichsa –angażuje się w organizowany przez niego teatr robotniczy. Gdy jednak zaczyna piąć się po drabinie sławy, jego poglądy zaczynają się uzależniać od dominującego we wszelkich przejawach życia nazizmu. W końcu staje się dzieckiem III Rzeszy, próbując wytłumaczyć nagłą zmianę poglądów wyższym celem, tj. próbą rozwalenia systemu od środka. Oddala żonę, odnawia kontakty ze swoim dawnym kochankiem, a gdy zaczyna bać się ataków hitlerowców na środowiska gejowskie – jego również odsuwa od siebie. Przygotowuje się do roli Mefista – swojej wymarzonej roli, będącej spełnieniem jego ambicji. Jego gra bardzo podoba się władzy, odnosi niezaprzeczalny sukces.

Spektakl stanowi fantastyczne studium jednostki, ukazanie jej transformacji psychologicznej. Dla Hendrika całe życie to scena; przemiana jakiej ulega jest niczym innym, jak „wchodzeniem" w rolę Mefista. Diaboliczność tej postaci pochłania go bez reszty, obracając życie ludzi – których spotyka na swojej drodze – w zgliszcza. Marcin Czarnik zrozumiał naturę swojego bohatera, rozwija go płynnie – to z pewnością najciekawsza postać w tej sztuce, dyktująca tempo. Utrzymują je poprawnie zaśpiewane piosenki w konwencji kabaretowej. Elementy scenograficzne ulegają zmianie, konstruując przede wszystkim wnętrze pubu i, nieco później, wnętrze domu Hendrika oraz jego żony. Nastrojowości dodaje gra świateł, dostosowana do prezentowanego obrazu – największe zmiany zachodzą, gdy w konwencji „w teatrze" prezentowane są pompatyczne fragmenty „Hamleta" lub „Makbeta". Wtedy scenę spowija sztuczna mgła, bardzo efektowna, bardzo pompatyczna i nadęta.

Przed premierą spektaklu zapowiadano „Mefista" jako sztukę przypominającej klimatem „Kabaret" Boba Fosse'a. Jest to moim zdaniem niebezpieczne porównanie – Teresa Krzemień w recenzji „Ostrożnie z kiczem" spektaklu opartego na tej samej sztuce, zrealizowanego w warszawskim Teatrze Powszechnym słusznie przestrzega przed sprowadzaniem dramatu Klausa Manna bardziej w stronę filmu Fosse'a niż Istvána Szabó. Można powiedzieć więcej – w stronę „Kabaretu" Sama Mendesa (ze zjawiskowym Alanem Cummingiem). W „Kabarecie" ginie bowiem postać „Mefista" Manna, a zostaje śmiesznie-straszny konferansjer Emcee. W spektaklu Michała Kotańskiego panuje równowaga. Trzeba ją zburzyć.

 

Maria A. Piękoś
Dziennik Teatralny Kraków
14 maja 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia