Melodramat zawsze pozostanie melodramatem
"W sobotę o ósmej" - reż: M. Puchalski - Teatr Nowy w PoznaniuW programie do spektaklu "W sobotę o ósmej" Michał Handelzalts napisał bardzo istotne zdanie o twórczości Hanocha Levina, że "nie są to sztuki o tematyce izraelskiej lub żydowskiej, ale ogólnoludzkiej, a takie dramaty ma każdy teatr w wersji miejscowej". I dlatego dotąd nie zrobiły one światowej kariery - wyjaśnia tłumacz.
Melodramat Levina mógłby rzeczywiście wydarzyć się wszędzie. Podkreśla to także niezwykle oszczędna, a przez to wysublimowana scenografia Szymona Gaszczyńskiego. Nie umiejscowią bohaterów w czasie i przestrzeni także kostiumy i muzyka. Wszędzie bowiem można spotkać piosenkarkę, którą adoruje tłum wielbicieli, a gdzieś z boku wzdycha do niej ten jeden jedyny. Ona ignoruje go, stara się nie dostrzegać, a czasami świadomie drażni czy krzywdzi. Ale ten adorator ma zazwyczaj przyjaciela, któremu może się wypłakać w mankiet. Historia banalna jak banalny jest melodramat, jak nieszczęśliwe historie miłosne.
Reżyser Mariusz Puchalski, mając świadomość gatunku, robi wszystko, aby ta opowieść nie była ckliwa i naiwna. Stara się podnieść historię na nieco wyższe piętro, nadać jej walor metafory. Ale to nadal jest melodramat, choć nie brak w nim zabawnych sytuacji - na dodatek świetnie zagranych, jak galeria międzynarodowych wielbicieli piosenkarki mówiących w siedmiu językach. A to już coś.
Bohaterką wieczoru jest niewątpliwie Barbara Kurdej, która stworzyła bardzo przekonującą postać piosenkarki Zoe. Wygląda zjawiskowo, śpiewa pięknie, ma w sobie dużo wdzięku i naturalności. Jest prawdziwa w geście, w słowie, ruchu. Szkoda, że Radosław Elis w roli Sędziego jako główny bohater trochę się zagrał: za mało dyscypliny, za dużo rozedrgania.
Niby wszystko zgodnie z receptą na sukces: sprawnie opowiedziana historia, interesująco zagospodarowana przestrzeń sceniczna, niezłe aktorstwo... Ale gdy oglądałem to sceniczne życie, natrętnie kołatały w głowie pytania: co z tego wynika? Po co teatr sięgnął po tekst, którego autor nie włączył do swoich dzieł zebranych i nie wystawił za życia? Może był świadom, że nie jest to jego najważniejsza wypowiedź artystyczna?