Memento mori

„Vanitas" - aut. Valerie Fayolle - reż. Maciej Englert - Teatr Współczesny w Warszawie

Tytułowy „Vanitas" jest motywem, który poznajemy w szkolnych ławkach na lekcji polskiego. Motyw przemijania towarzyszy nam przez całe życie, na bieżąco przypominając nam średniowieczne hasło – Memento mori. Oba te pojęcia są nam przypominane w pełnym napięcia spektaklu autorstwa Valerie Fayolle.

Sztuka była debiutem francuskiej dziennikarki i pisarki, została wystawiona w 2022 roku. Dwa lata później w roku 2024 dzięki przekładowi Bogusławy Frosztęgi i reżyserii Macieja Englerta doczekała się premiery w Teatrze Współczesnym.

Umierający ojciec Louis zaprasza swoich dorosłych synów do rodzinnego domu na czas wakacji. W ten sposób ma nadzieję, że skłóceni bracia wraz z siostrą pogodzą się ze sobą zanim jego życie się zakończy. W domu znajduje się również żona Jean-Baptiste'a Barbara – była ukochana jego młodszego brata Bruno oraz matka rodzeństwa, wrażliwa Jeanine. Pierwsze pytania i konflikty zaczynają się, gdy w testamencie zapisany zostaje tajemniczy spadkobierca, natomiast prawdziwy problem rozpoczyna się wraz z odnalezieniem ludzkiej czaszki na strychu.

Na scenie znajdują się trzy pomieszczenia, a ich rozmieszczenie w przyjemny sposób ukazuje wygląd budynku. Największym pomieszczeniem jest salon połączony z jadalnią, większość ścian jest koloru ciemnej zieleni, a dobrane ciemno-brązowe meble dodają wykwintności i ukazują zamożność polityka. Mimo dużej przestrzeni pokój posiada rodzinny, przyjemny klimat. Blaty i komody są zastawione pamiątkami z przeszłości, gdy rodzina mieszkała razem, a na ścianach znajdują się wspólne fotografie. W tle znajduje się łuk z drzwiami do kolejnego pokoju, w którym wypoczywa schorowany ojciec. Po prawej znajduje się kolejne przejście, które paroma stopniami w górę prowadzi na strych. Ukazany został jako niewielkie pomieszczenie, które przez ilości szafek, skrzyni czy też kolejnych pamiątek wydaje się jeszcze mniejsze. Uważam tą scenografię za pomysłową oraz praktyczną dla widza, a światła pomagają się odnaleźć w akcji przedstawienia. Tam, gdzie obecnie odbywa się scena, zostaje rzucone światło, gdy reszta sceny jest otoczona mrokiem. Wykonawcą scenografii jest Marcin Stajewski, wraz z asystentką Julią Sołtyk.

Czas akcji nie jest odległy od naszych, dlatego kostiumy bohaterów nie różnią się wiele od ubrań noszonych przez nas na co dzień. Mimo tego, poprzez samo spojrzenie na postać można domyśleć się jakim jest typem osoby . Barbara i Caroline noszą schludne sukienki, Bruno mniej zwraca uwagę na swój ubiór, natomiast Jean-Baptiste wygląda na spotykanego w korporacjach poważnego mężczyznę, co potwierdzają dialogi między postaciami. Fabuła ani czas akcji nie wymagają bardziej bogatych i przesadzonych kostiumów, a te w spektaklu wydają się być wystarczające oraz przyjemne dla oka. Kostiumy Anny Englert znajdują się w perfekcyjnym punkcie, gdzie nie wymagają ani więcej, ani mniej.

Muzyka wprowadza widza w klimat filmu kryminalnego, jej brzmienie przypomina o scenach z ekranizacji Sherlock'a Holmes'a. Opracowanie muzyczne należy do Mateusza Dębskiego. Zostaje odtwarzana w przerywnikach między scenami, dzięki czemu nie zostawia miejsca na ciszę i nie daje widzowi się wybudzić z napięcia jakie jest budowane na scenie. Zostaje również odgrywana muzyka bezpośrednio na scenie przez postać Bruna, niejednokrotnie ujawnia swój talent poprzez gitarę, a nawet napisane przez siebie słowa piosenki.

Każda z postaci posiadała swoje charakterystyczne cechy oraz problemy, które nawet bez mówienia o nich, były po nich widoczne. Aktorzy wydawali się dokładnie znać sposób myślenia i funkcjonowania swoich postaci. Wiedzieli, o jakich rzeczach nie mówią, a wciąż byli w stanie to ukazać na scenie, by widownia również zauważyła głęboko ukryte zmartwienia. Widoczna była również chemia między bohaterami, przykładowo stare, ukryte, ale nie wygaszone uczucia między Bruno a Barbarą, w których wcielili się Mateusz Król oraz Barbara Wyprych. Postać Bruno charakteryzowała się swoimi głęboko ukrytymi uczuciami, które wypierał, natomiast Barbara przez nieszczęśliwe małżeństwo popadła w manię sprzątania.

Jean-Baptiste wcielony na scenę poprzez aktorstwo Szymona Mysłakowskiego ma widoczne problemy z gniewem, które są wypominane przez innych bohaterów, Również można zauważyć jego głęboki niepokój straty gruntu pod nogami, który zbudowany jest na potrzebie kontroli i władzy odziedziczonej po ojcu Louis'owi. Ojciec jest ukazany jedynie jako cień i głos użyczony przez Leona Charewicza. Marta Lipińska jest aktorką Jeanine, która widocznie ukazuje zagubioną kobietę oraz jej często zmienne emocje. Caroline, najmłodsza córka, która jako jedyna została z rodzicami w rodzinnym domu i jest głównym głosem rozsądku jest grana przez Monikę Pikułę. Głosu Bernanda udziela Sebastian Świerszcz, a mówcy pogrzebowego Krzysztof Wakuliński.

Oryginalnie sztuka należy do francuskiej pisarki Valerie Fayolle, natomiast polska wersja została wyreżyserowana przez Macieja Englerta. Napięcie, na którym opiera się spektakl zostało zachowane, ale również w zwinny sposób pozostały elementy humorystyczne. Żarty, mimo zmiany języka nie tracą sensu ani charakteru, co wydaje się być trudnym elementem do przełożenia. Niektóre dialogi między bohaterowi nadawały humorystycznego klimatu do sztuki, ale wciąż nie odrywały widza od poczucia niepokoju, które towarzyszyło podczas odkrywania tajemnic domu. Sposób na zmianę scen jest według mnie bardzo pomysłowym zabiegiem.

W spektaklu nie zostały wykorzystane media. Nie wydawały się być wymagane, ponieważ wykorzystanie świateł i głośników nadawały właściwe elementy, które miały zostać ukazane.

Na sali nie raz można było usłyszeć śmiech spowodowany zabawnymi dialogami między bohaterami albo kwestiami Jeanine. Na koniec aktorzy otrzymali zdecydowanie zasłużone oklaski.

Mimo wielu zabawnych kwestii lub decyzji postaci, nie opuściła nas świadomość przemijania życia. Vanitas przejawił się nie tylko w obrazie na strychu lub czaszce znalezionej za nim. Symbolizował też kończące się życie Louis'a, znikające wspomnienia Jeanine, czy nawet motywy miłosne Barbary. Śmierć nas otacza i nie pozwoli nam o sobie zapomnieć. Spektakl trzyma nas w tym przekonaniu, zapewniając nam również zabawne wrażenia.

Uważam, że jest on wart uwagi, mimo ciężkiego tematu jest przyjemna do doświadczenia. Nie zostawia ciężaru na głowie, a nawet odciąża poprzez swoje humorystyczne momenty.

Wiktoria Bajgaczow
Dziennik Teatralny Warszawa
17 września 2024

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia