Męska sprawa
"Juliusz Cezar" - reż: Remigiusz Brzyk - Teatr Polski we Wrocławiu"Juliusz Cezar" Szekspira to ponadczasowa opowieść o władzy, honorze, ambicji i sprawiedliwości. W realizacji Remigiusza Brzyka nabiera znamion mocno współczesnych. Rzymianie występują w eleganckich garniturach, a rozmowy o sprawach najwyższej wagi toczą - jak dzisiejsi politycy - za zamkniętymi drzwiami.
Spektakl zadziwia i zaskakuje rozwiązaniami formalnymi, z których najprostszym wydaje się zamiana przestrzeni scenicznej w widownię i vice versa. Znaczna część akcji dramatu rozgrywa się w ukryciu – za metalowym przepierzeniem, oddzielającym widzów od umownego placu przed Kapitolem, gdzie rzymscy politycy występują przed ludem. Najważniejsze decyzje podejmowane są zatem za – nomen omen – „żelazna kurtyną”. To, co niewidoczne, ożywa na umieszczonych po obu stronach sceny potężnych ekranach. Funkcję sceny pełni drewniany podest pokryty rocznikami starych gazet. Bohaterowie depczą po dorobku przeszłości, by stworzyć nowy Rzym, w myśl ideałów wolności i demokracji.
Dramat Szekspira, o stosunkowo prostej konstrukcji, przedstawiający spisek knuty przeciw Cezarowi przez szlachetnych trybunów pod wodzą Brutusa i Kasjusza oraz jego konsekwencje, rozpisany jest przede wszystkim na role męskie. Adaptacja Brzyka przykrawa jeszcze do minimum kwestie kobiece; jedyne bohaterki – Kalpurnia (żona Cezara) i Porcja (małżonka Brutusa) długo pozostają w cieniu. Nawet dramatyczny monolog Porcji (Monika Bolly) nie wpływa na całość intrygi. Polityką rządzą zatem mężczyźni, dojrzali i inteligentni. Niewątpliwą ozdobą spektaklu są sceny słownych potyczek Brutusa i Kasjusza (aktorski duet Wojciech Ziemiański-Wiesław Cichy intryguje i zachwyca) czy finałowa debata tychże z Antoniuszem i Oktawiuszem (w tych rolach nie mniej znakomici Michał Majnicz i Mariusz Zaniewski).
Postaci knujących spisek trybunów, którzy przedstawiani są od początku jako „ludzie honoru”, budzą sympatię widza. Cezar (Andrzej Mrozek) – mimo iż odziany w niewinną biel – irytuje nadmierna pewnością siebie i wybujałą ambicją (zwłaszcza gdy w jednym z monologów nazwie siebie Gwiazdą Północną, która w stałości niewzruszonej nie ma na firmamencie żadnej konkurentki). Centralną postacią spektaklu pozostaje Brutus, którego wewnętrzne rozterki najpełniej przedstawiają sceny dialogów z Kasjuszem, jego głównym opozycjonistą, a zarazem przyjacielem.
Na pierwszy plan wysuwa się odwieczny problem wyboru między własną korzyścią a dobrem wspólnym. Ze sceny padają wielkie słowa: ojczyzna, honor, demokracja, z którymi kłócą się poczynania bohaterów czy wyświetlane na ekranach sceny ulicznych starć z policją. Obywatele oglądają w telewizji wystąpienia rzymskich polityków, by kolejno przyznawać rację każdemu, kto popisze się umiejętnościami oratorskimi (co prezentuje się niezwykle tragikomicznie). Tekst Szekspira (w przekładzie Stanisława Barańczaka) na scenie broni się sam – reżyser pozwala jednak na ukazanie jego drugiego dna, wpisanie dramatu w kontekst uniwersalny.
Jedynym mankamentem spektaklu jest niewystarczające nagłośnienie całości sali. Kwestie wypowiadane na widowni czy za drzwiami nie zawsze są zrozumiałe, rozmywają się w ogólnym szumie, pozostaje z nich tylko melodia i rytmiczny szmer. Najcenniejsze okazują się zatem sceny rozgrywane w bezpośrednim sąsiedztwie widza, niemal na wyciągnięcie ręki.
"Juliusz Cezar" Remigiusza Brzyka to interesujący przekład realiów dawnych na współczesne. Niespiesznie rozgrywająca się akcja wciąga i hipnotyzuje. Zaś dzięki wspaniałym dokonaniom aktorskim Szekspirowski tekst ożywa, nabiera nowych sensów, pulsuje i mieni się znaczeniami.