Mężczyźni i św. Barbara

"Koń, kobieta i kanarek" - reż. Remigiusz Brzyk - Teatr Zagłębia w Sosnowcu

Sztuka już w samym tytule nawiązuje do tego, co powszechnie przyjęte i niekwestionowane. Konie, kobiety oraz kanarki do kopalni wstępu nie mają. Tak może było kiedyś, ale dziś... dziś przyjrzymy się zmaganiom tradycji z trudną nowoczesnością.

Oj, długo tematyka spektaklu zachowywać będzie swą aktualność. Problem, jaki od kilku lat z nową mocą prowokuje do zaognionych dyskusji, przed rokiem przeniesiony został w kulturalną przestrzeń sosnowieckiego teatru. Tym razem duet Tomasza Śpiewaka (dramaturgia) i Remigiusza Brzyka (reżyseria) zaprasza na sztukę Koń, kobieta i kanarek.

Nie jest to pierwszy projekt realizowany wspólnie. Od ponad trzech lat w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu króluje bardzo dobry Korzeniec - spektakl sugestywnie obrazujący dzieje śląsko- zagłębiowskiej ziemi.

Koń, kobieta i kanarek już w samym tytule nawiązuje do tego, co powszechnie przyjęte i niekwestionowane. Konie, kobiety oraz kanarki do kopalni wstępu nie mają. Tak może było kiedyś, ale dziś... dziś przyjrzymy się zmaganiom tradycji z trudną nowoczesnością.

Przede wszystkim należy powiedzieć: spektakl jest obszerny i wielowątkowy. Ilość postaci, problemów oraz symboli może utrudniać widzowi czytelny odbiór. Jednakże postawiony zostaje problem główny: młoda kobieta- żona górnika a córka sztygara (Edyta Ostojak), zachodzi w niechcianą ciążę. Nie chce urodzić dziecka. W obliczu tej nieoczekiwanej dla środowiska postawy wyłania się pytanie: Czy w zgodzie z naturą jest, aby kobieta, skoro już zaszła w ciążę, mogła nie chcieć urodzić dziecka? W sukurs przychodzi równoczesna ciąża przygarniętego przez kobietę psa, a przy tym rozumowanie górnika-męża (Piotr Żurawski) : "Suka nie może nie chcieć urodzić młodych".

Problem główny przyrównać należy do soczewki skupiającej kwestie pozostałe: górnicze środowisko, kult św. Barbary, konserwatyzm, patriarchat. Koloryt lokalny wyznaczony przez śląsko- zagłębiowski krajobraz nie przykrywa jednak spojrzenia szerszego; zjawiskiem wspólnym w obrębie całego kraju pozostaje patriarchalny model rodziny oraz nauki katolickiego Kościoła. Nie naszym celem jest rozważać: czy wszędzie i czy na pewno, dość, że żywotność tych zjawisk pozostaje faktem.

W spektaklu przypatrujemy się mieszkańcom miasteczka na "K" albo na "S". Brak sprecyzowanego miejsca daje poczucie bycia "wszędzie" i "nigdzie". Jak się okazuje, widmo aborcji nie jest jedynym ciosem spadającym na mieszkańców małej miejscowości: oto w tajemniczych okolicznościach przetrącona zostaje ręka z mieczem św. Barbary, patronki górników, którą nadzwyczajnym kultem i troską obdarza lokalna społeczność. Za sprawą żarliwej przemowy plebana (grzech to uczynił, że ręka odpadła), obmyślona zostaje nowa św. Barbara, tym razem o wysokości 50 metrów (słynny na Polskę i świat Chrystus z Świebodzina mierzy 36 m).

Na tą niezwykłą okoliczność scena zamienia się w imponującej wielkości plac budowy, w którym nie brak dźwigu i prawdziwej betoniarki, a wraz z postępem prac rekwizytów bardziej ekstrawaganckich: monumentalnej stopy, wielkiego ucha lub nosa św. Barbary.

Scena jest otwarta, przestrzeń i scenografia dość oszczędnie zaaranżowane. Przez całość trwania spektaklu na brzegu sceny zamontowana jest siatka- nie utrudnia ona recepcji, nadaje natomiast ciekawy efekt przybrudzenia i izolacji przedstawianego świata.

Na tle obszernej hali rolę umownego wydzielenia pełnią zainstalowane na scenie podwyższenia, oddzielające przestrzeń prywatną i publiczną. Jak się okazuje, domowe cztery kąty równie dobrze nadają się do sportretowania subtelnych patologii. Chwile rodzinnych posiłków w domu twardego Sztygara (Zbigniew Leraczyk) to czas przykładnej tresury potulnej żony (Maria Bieńkowska). A im bardziej on ją strofuje, tym bardziej ona zabiega ("mówię, mniej sosu!"). Sztygar ma bowiem powody do zniecierpliwienia: lekarz zabronił mu jedzenia tłustych sosów, a żona (na nieszczęście) ciągle zapomina.

Sceny posiłków, gdy władzę i głos posiada despota-Sztygar, ewentualnie Zięć Sztygara, przywodzą na myśl mistrzowską scenę kolacji z "Wycinki" Krystiana Lupy. Wówczas podobnie uwaga biesiadników skupiać się musiała wokół osoby wielkiego aktora Teatru Narodowego w Warszawie i jego pysznej afirmacji "Dzikiej kaczki" Ibsena.

W "Koniu, kobiecie i kanarku" symultaniczna gra na kilku planach to często goszcząca formuła- wspomniane otwarcie przestrzeni i umowność wydzielonych pomieszczeń daje widzowi możliwość przekrojowej obserwacji. W spektaklu śledzimy jednocześnie kilka wątków, których narracja wzajemnie się równoważy i przeplata. Są to.: ciąża Córki Sztygara i ciąża przygarniętej przez nią suki, odbudowa św. Barbary (nb. mająca trwać 9 miesięcy) oraz obficie owocująca tego roku wiśnia. Oprócz tego związane z nimi liczne gry słowne, zręcznie wplatane aluzje oraz metafory. Przykładowo, zadaniem matki jest "stać pod wiśnią i pilnować owoców", które przecież łatwo dają się "wydrylować" (aluzja do aborcji). Innego razu Córka Sztygara kupuje tabletki na "odrobaczanie psa", co spotyka się z gwałtowną reakcją męża i rodziny.

Trzeba wspomnieć, że Córka Sztygara egzotyczna jest pod jeszcze jednym względem. Jako jedyna z obecnych nosi żółtą (kanarkową?) koszulę, co wyróżnia ją na tle stonowanych odcieni pozostałych postaci. Nie należy zapomnieć i o nich. Lekarz (Wojciech Leśniak) nienawidzi żony (Małgorzata Sadowska), bo ta nie może urodzić mu dziecka, bo jest głupia i za wolno wypełnia polecenia. Inny z górników regularnie bije swoją (już z dzieckiem), bo tak mu się podoba. Bezrobotna (Agnieszka Bieńkowska) szukająca pracy zdana jest na łaskę Sztygara, a gdy po namowach i płaczach dostaje zajęcie przy budowie, słyszy westchnienie z ust księdza: "Kobiety zawsze prowokują mężczyzn, gdy pracują między nimi".

W "Koniu, kobiecie i kanarku" kobiety są profanowane i bezbronne, nie zasługują na dobre słowo czy szacunek. Katolicko- patriarchalne wychowanie każe im szukać winy w sobie. "Matka jest święta, bo daje życie", jest tym bardziej ciekawym stwierdzeniem. Kobieta uznana zostaje dopiero jako matka. Macierzyństwo determinuje jej prawo do bycia, czasem do poczucia minimalnej godności, jednak bardziej przed sobą i innymi kobietami niż w oczach mężczyzny. Kobieta napędzana przez biologiczny trybik rodzi dziecko, którego i tak przecież nie może nie chcieć. Na pewno?

W "Koniu, kobiecie i kanarku" przywołane zostały słowa Jana Pawła II w których przyrównuje aborcję do wybuchu bomby atomowej. Ostrożnie podchodząc do zdań wyjętych z kontekstu, można stwierdzić, że i tak jest ono odważne. Jest przede wszystkim niejednoznaczne, ale niech ta niejednoznaczność będzie policzkiem wymierzonym w głupotę dosłowności... Tak właśnie dzieje się w oglądanej przez nas sztuce. Przez niemal cały spektakl bierna i milcząca Córka Sztygara dostaje głos w ostatnich jego minutach. Pomimo licznych próśb i perswazji rodziny (plus całego miasteczka) nie odstępuje od swej decyzji. Uczciwie przestrzega przed mającym nastąpić wybuchem, a wszystkim obecnym radzi opuścić salę bądź udać się do schronu.

Sztuka "Koń, kobieta i kanarek" pomimo swej kłopotliwej pojemności jest bardzo wyrazista. Wyrazista i konieczna. Otwiera oczy na przemoc w rodzinie i uczula na prawa kobiet. Prócz tego w sposób groteskowy i dla większości oczywisty demaskuje przywary i manipulacje kościoła. To pierwsze wnioski jakie wyciągnąć można jeszcze podczas jej oglądania. Dodatkowo przez cały spektakl przewija się główny problem aborcji. W tym punkcie twórcy Remigiusz Brzyk i Tomasz Śpiewak odchodzą od zero-jedynkowego myślenia, od tego, co narzucane z góry przez religijne dogmaty czy biologiczne prawidła. Przesłanie spektaklu zdaje się brzmieć: to nieprawda, że jesteś złym człowiekiem, bo czujesz inaczej i chcesz żyć inaczej. Człowiek jest myślący i wolny. Jest też w jakimś względzie tajemnicą, której nie da się bezbłędnie rozszyfrować i zaszufladkować. Szanujmy więc własną indywidualność, nie narzucajmy światopoglądu, zostańmy w pokoju.

Julia Kosmala
Wywrota.pl
9 września 2015

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia