Między kuchnią a historią

"Danuta W." - reż: Janusz Zaorski - Teatr Polonia w Warszawie

Na dosyć okrojony program tegorocznego Aneksu do Festiwalu Wybrzeże Sztuki złożyły się dwa spektakle. Pierwszy z nich - "Danuta W." w reżyserii Janusza Zaorskiego i w adaptacji Krystyny Jandy - oparty na autobiograficznej książce Danuty Wałęsy "Marzenia i tajemnice" został zaprezentowany 11 października na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże

Ze względu na tematykę spektaklowi towarzyszyło duże zainteresowanie publiczności i mediów. Można było więc oczekiwać, że będziemy mieli do czynienia z dziełem niezwykłym i ważnym. Gdy jednak odciąć wszystkie konteksty pozaartystyczne – polityczne, medialne, sentymentalne (choć oczywiście pojawia się pytanie: czy oceniając tę adaptację, można dokonywać takiej redukcji?) – otrzymujemy przedstawienie zaledwie poprawne, szybko zacierające się w pamięci, nawet nużące.

Krystyna Janda w roli Danuty Wałęsy gra – mimo zróżnicowanych emocji – tak spokojnie, tak przejrzyście, że można spytać, czy to jeszcze gra aktorska czy też po prostu zwykłe mówienie. Nie zmieniają tego trema i zdenerwowanie, które podobno towarzyszyły aktorce i które co jakiś czas powodowały pomyłki i zawieszenia w tekście (trudno zresztą dociec, czy pierwsza, najbardziej spektakularna pomyłka przy wyliczaniu dat narodzin ośmiorga dzieci bohaterki była rzeczywistym błędem, wynikłym z poruszenia i przejęcia powagą roli, czy też jednak świadomym zabiegiem; na pewno została bardzo dobrze „ograna” i wykorzystana pod względem aktorskim). Zarazem temu uspokojeniu towarzyszy jednostajna intonacja, z częstymi, powtarzającymi się zawieszeniami głosu, z jego opadaniem. W efekcie bohaterka wydaje się nieco naiwna i zagubiona – czy nie jest to w dużej mierze sprzeczne z sensem narracji, która stanowi podstawę spektaklu, będącej aktem jakiejś samoświadomości i odnalezienia siebie?

Wydaje się, że wyciszenie i uproszczenie środków aktorskich było świadomym zabiegiem – który jednak, w sposób niezamierzony, sprawia, że ponad dwugodzinny monodram okazuje się trochę nużący i wyblakły. Wrażenie takie pogłębia statyczność spektaklu – przez większość czasu bohaterka stoi za kuchennym stołem, przygotowując szarlotkę, opowiadając o swoim życiu i o przełomowych wydarzeniach z historii Polski, których była świadkiem i uczestnikiem. Wartość stanowi zdystansowany ton tej opowieści, dzięki któremu opisywane fakty ukazują się z zupełnie innej perspektywy, stanowią tylko jeden z elementów doświadczanej przez bohaterkę rzeczywistości, niezwykle istotny, ale niezacierający innych fragmentów świata i przeżyć – przede wszystkim tych ze sfery osobistej i rodzinnej. Ciekawe jest też przywoływanie konkretu, namacalności, zwracanie uwagi na pomijane wymiary ówczesnych wydarzeń.

Tło dla opowieści stanowią wyświetlane z tyłu sceny czarno-białe zdjęcia i fragmenty filmowe dotyczące ważnych wydarzeń, takich jak strajk sierpniowy, stan wojenny, przyznanie Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla, oraz ukazujące istotne miejsca, przede wszystkim różne części Gdańska. Dzięki temu ciekawemu zabiegowi – wprowadzeniu do ograniczonej, intymnej przestrzeni kuchni ujęć z „wielkiej” historii politycznej i społecznej – narracja bohaterki staje się bardziej plastyczna. Zarazem połączenie historyczności z „kuchennością” świetnie oddaje istotę domu, o którym mówi bohaterka – przestrzeni przechodniej, przez którą przesuwają się setki różnych postaci, w której prywatność jest nawiedzana przez wspólną sprawę. Choć prezentowane fragmenty zmieniają się z dużą częstotliwością i jest ich wiele, nie wpływa to, niestety, ożywczo na całość spektaklu, w którym dominuje jednorodny, oparty na pewnej monotonii tonu sposób opowiadania.

Jarosław Błochowiak
Dziennik Teatralny Trójmiasto
13 października 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia