Między nami nie ma nic

"Rowerzyści", Teatr im. S. Jaracza w Łodzi, Teatr Współczesny w Szczecinie

"Rowerzyści" Volkera Schmidta to schowana za maską mieszczańskiego dramatu historia pełnego perwersji nie-czucia. Reżyserka Anna Augustynowicz zrobiła z niego nowoczesny spektakl o wielkim udawaniu, gdzie storczyki udają mieczyki, a aktorzy udają, że grają.

Nie wszyscy widzowie dobrze znieśli konwencję ostentacyjnie beznamiętnego aktorstwa. Przedstawienie - przygotowane z aktorami Teatru Współczesnego w Szczecinie - jest tak pomyślane, by wypowiedzi nie niosły żadnych emocji, a jedynie głucho i chłodno niosły się po scenie. Aktorzy nie próbują tworzyć tradycyjnych, skonstruowanych psychologicznie postaci. Jedynie się pokazują, mrugając przy tym do publiczności. Wiemy, że oni wiedzą o nas. Wszyscy mamy świadomość bycia w teatrze. Na scenie wisi telewizor z obrazem z kamer wycelowanych w widownię. Wiele kwestii, które u Schmidta tworzą dialog między bohaterami, tu wypowiada się do publiczności, objaśniając widzpm, na co patrzą. Zamiast naturalistycznych spazmów Augustynowicz wybiera zintensyfikowaną teatralność, niekiedy absurdalną i pełną ironii. Realistycznie narysowane działania zastępuje się pojedynczym gestem i słowem. Wycieczka rowerem to przepchnięcie go z jednej strony sceny na drugą, znakiem badania ginekologicznego stają się gumowe rękawiczki.

Dzięki tym zabiegom reżyserka ratuje tekst młodego Volkera Schmidta przed banałem społecznie zaangażowanego i w łatwy sposób aktualnego dramatu. O ile odpychające, pełne okrucieństwa sztuki jego równieśników rówieśników?-brutalistów rozdziera jeszcze skowyt za normalnością, w "Rowerzystach" przeczytanych przez Augustynowicz nie ma naiwnej nadziei na cokolwiek. Nie ma żadnego diagnozowania, domagania się. Jest za to pojemna metafora międzyludzkiego udawania.

W "Rowerzystach" życie, relacje, emocje są tylko kreacją. Wszystko jest kreacją. Storczyki udają mieczyki, podłoga wysypana torfem i oświetlona punktowo zielonym światem imituje bujny trawnik, woda spływająca wąską strużką z prysznica do wanny imituje ulewę. Dorośli udają dzieci: przechodząca menopauzę Anna wkłada infantylną sukienkę w kwiatki. A dzieci są jak dorośli: 15-letni Tomek (najlepszy w zespole Marcin Łuczak) układa scenariusz swojego pierwszego razu ze znacznie starszą kobietą, "by nie zostawiać tych spraw przypadkowi i w ten sposób świadomie się rozwijać". Ze śmiertelnie poważną miną oświadcza: "Nie chcę, żeby pani się czuła wykorzystywana". Relacje są tak zimne jak otaczający bohaterów świat, zbudowany z chromowanych lub pomalowanych na srebrno sprzętów, udających (!) domowość.

Fabuła rozpisana na sześć postaci, uwikłanych w chore relacje, staje się jedynie partyturą do rozegrania prawdziwej, choć niewidocznej tragedii. Bo pod spodem wyuczonych gestów, wzniosłych słów, wystudiowanych w różnych konwencjach min tragicznie nie ma nic. Bohaterowie usiłują pobudzić się do życia zazdrością, perwersją, miłością. Ale jeśli cokolwiek jest im wspólne, to lodowate nic-nie-czucie. A ich życie okaże się tylko smutnym, międzyludzkim teatrem.

Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
10 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...