Między nami wojna jest

"Między nami dobrze jest" - reż: Grzegorz Jarzyna - TR Warszawa

Ironia i groteska tekstu Doroty Masłowskiej stoczyły w Berlinie ostrą walkę z kolorową, uładzoną, nastrojową inscenizacją Grzegorza Jarzyny. Wszystko na oczach publiczności słynnego teatru Schaubuehne, gdzie w czwartek odbyła się premiera "Między nami dobrze jest"

Polacy przyjechali do Berlina się wypłakać? Samobiczować? Posłuchać publicznie kojącej muzyki? Premiera "Między nami dobrze jest" w berlińskim teatrze Schaubuehne (koprodukcja z TR Warszawa) w reżyserii Grzegorza Jarzyny to jedna z gorszych rzeczy, jaka mogła przydarzyć się tekstowi Doroty Masłowskiej. A przecież ze sztuką napisaną na zamówienie festiwalu +++digging deep and getting dirty+++ ("kopiąc głęboko i brudząc się" - międzynarodowy festiwal tekstów poświęconych tożsamości i historii, zorganizowany w ramach programu "Sześćdziesięciolecie Niemiec. Przybliżenie trudnej tożsamości") od momentu ukazania się jesienią ubiegłego roku w formie drukowanej działy się w Polsce rzeczy niesłychanie ciekawe. 

Autorka "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną" i "Pawia królowej", uważana dotąd za krnąbrne dziecko lansowane przez pozbawioną gustu i poczucia przyzwoitości krytykę, niespodziewanie podbiła serca konserwatystów. Recenzenci, którzy brzydzili się Masłowskiej hiphopowej, dresiarsko-praskiej, z ulgą powitali Masłowską dojrzałą, zaangażowaną, podejmującą ważkie kwestie historyczne, mającą w zanadrzu parę złośliwostek pod adresem gejów, feministek i zepsutego kapitalizmu.

Pokazując trzy pokolenia kobiet (Babcia, Matka i Mała Metalowa Dziewczynka) ściśniętych w warszawskiej kamienicy, naznaczonych przez pamięć o wojnie, odrzuconych przez transformację, wydobywała zarówno absurdy dyskursu patriotycznego, jak i poprawnego politycznie pustosłowia. Wokół tekstu rozgorzały więc spory o ojcostwo - kto zapłodnił wyobraźnię artystki: tradycjonaliści czy liberałowie (bo na to, że sama z siebie poczęła, nikt jakoś nie wpadł)? "Między nami..." z jednej strony porównywano do prozy Jarosława Marka Rymkiewicza i traktowano jako hołd dla kulturotwórczej, społecznej roli Radia Maryja, z drugiej - omawiano na Gender Studies, chwalono w fanzinach. Ideologiczne przepychanki trwały miesiącami i wkrótce trudno już było przypomnieć sobie czasy, gdy "Między nami..." nie istniał, nie drażnił, nie rzucał nowego światła na spory wokół polskiej tożsamości. 

O spektaklu Grzegorza Jarzyny lepiej byłoby jednak jak najszybciej zapomnieć. Nie gubi może wszystkich walorów tekstu, ale pokazuje polski teatr jako anachroniczny i pretensjonalny, gdzie "nowocześnie" równa się "z laptopem, designerską kanapą i smooth jazzem w tle". Estetycznie to powrót do dawnego "stylu Rozmaitości" (w minimalistycznej przestrzeni ciemne sylwetki wyłaniają się z jaskrawego tła, a wideoprojekcje przesuwają się po ścianach do dźwięków kojącej muzyki). Jest słodko, miękko, kolorowo. Klubowy klimat i senne nastroje przerywane są raz po raz spazmami. 

Prezentacja polskiego brudu i zacofania kontrowana jest przez drogie zabawki z innego świata. W kącie widać wprawdzie kubły na śmieci, na kuchennym stoliku piętrzą się odrapane garnki i kubki po jogurtach, Matka (Magdalena Kuta) i Sąsiadka (Maria Maj) paradują w ciuchach bez kształtu i koloru. Ale już Mała Metalowa Dziewczynka (Aleksandra Popławska) w warkoczykach i mundurku Ali z elementarza okrąża scenę na wyścigowych tenisówkach z kołeczkami, Babcia (Danuta Szaflarska) zaś wierci się na ogromnym wózku inwalidzkim najnowszej generacji.

Kuchenne dyskusje kobiet koncentrują się wokół braku: snu, jedzenia, przestrzeni, perspektyw. "Idź do swojego braku-pokoju", "w zeszłym roku nie byliśmy we Francji, w tym, nie jedziemy nad morze", "muszę wstać, zanim się położę". Ich życie to skondensowana, oślizgła grudka żalu, głupoty i frustracji. Nad wszystkim ciąży duch witkacowskiej groteski oraz widmo drugiej wojny światowej, która nigdy się tak naprawdę nie skończyła - chwilowo przebywa po prostu na emigracji w innych krajach i tylko czeka, ciuła, oszczędza, by wrócić "do domu". 

W świat kobiecych skarg wdziera się autor scenariuszy (Adam Woronowicz) - zarówno dialogów bohaterek, jak i filmu "Koń, który jeździł konno" o polskim ciemnogrodzie i patologiach - a wraz z nim zblazowane gwiazdki mediów. Oba światy zbudowane są jednak stereotypowo, nie komentują się, nie gryzą, nie dopełniają. Ostry, najeżony pułapkami tekst Masłowskiej rozłazi się co chwilę w przetrzymanych, przeżywanych, rozkołysanych delikatną muzyką ujęciach. Błyskotliwe komentarze, sztuczki językowe, autoironiczne uwagi zdają się pojawiać bez logicznego następstwa, jak seria szokujących polityczną niepoprawnością, ale ślepych wystrzałów. Najlepiej wypadają te fragmenty spektakli, gdzie przypomina on zwykłą próbę czytaną. Można na chwilę oderwać się od dezorientującej inscenizacji i wsłuchać w rytm sztuki.

Jarzyna, który zasłynął odkrywczą inscenizacją Witkacego ("Bzik tropikalny"), okazał się zaskakująco niewrażliwy na groteskę. Część utrzymaną w poetyce smooth dociąża wybuchowym finałem. Projekcje bombardowanej Warszawy, krzyk i jęk Małej Metalowej Dziewczynki, zbolały wzrok Babci. Trauma, cierpienie, martyrologia. Bez cudzysłowu. Na poważnie. 

Co z tego mogło trafić do berlińskiego widza? Że Polacy lubią się samobiczować, ale tak naprawdę wiedzą, że wszystkiemu winni Niemcy? Że nasz teatr nie wyrósł jeszcze z gadżetów i smooth jazzu? Że nawet "kopiąc głęboko i brudząc się", zawsze będą zezować na zachodnie zabawki? Że między nami wojna jest?

TR Warszawa i Schaubuehne, Berlin, "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej, reż. Grzegorz Jarzyna, scen. Magdalena Maciejewska, występują m.in. Danuta Szaflarska, Aleksandra Popławska, Adam Woronowicz, Magdalena Kuta, Maria Maj, premiera 26 marca, polska premiera: 5 kwietnia w TR Warszawa

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
30 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...