Między wojną i cierpieniem
17. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i NieprzyjemnychNa Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, po raz siedemnasty organizowanym przez Teatr Powszechny, główne tematy to faszyzm i ból istnienia. Ale w "nieprzyjemnościach" jest sporo okazji do artystycznej satysfakcji
Ostatnio największe wrażenie zrobił "Zmierzch bogów", prezentowany przez gdański Teatr Wybrzeże. Jedni zastanawiali się, po co scenariusz do filmu Viscontiego (nagrodzony Oscarem 1969) przenosić na scenę, inni zostali pod urokiem szczególnej "transkrypcji", jakiej dokonał Grzegorz Wiśniewski, wart za swoją pracę cenionej nagrody reżyserskiej im. Konrada Swinarskiego.
Tekst o upadku rodzinnego imperium, mechanizmach faszystowskiego rządzenia i myślenia czytany przez "Makbeta" (z cytatami z dzieła Szekspira) staje się płaszczyzną ponurej rozmowy o mechanizmach władzy. Przestrzeń Klubu Wytwórnia doskonale służyła klimatowi thrillera, w którym zmierzch człowieczeństwa ubrany jest w wyrafinowaną formę estetyczną. Część pierwsza, kreśląca sytuację w rodzinie potentata przemysłu stalowego, była grą efektownych obrazów. Druga, z rosnącą aktorską ekspresją, z każdą chwilą dodawała grozy, odsłaniając postawy. Uznanie za aktorskie kreacje dla Doroty Kolak, Marty Jankowskiej, Mariusza Banaszewskiego, Mirosława Baki. Inscenizacja świetnego G. Wiśniewskiego okazała się precyzyjną konstrukcją myślową i artystyczną.
Mechanizmy powstawania faszyzmu były też głównym motywem spektaklu pokazanego przez artystów z Budapesztu. Zespół Teatru im. Józefa Katony wystąpił z "Opowieściami Lasku Wiedeńskiego" Odona von Horvatha w reżyserii Gábora Zsámbékiego. Miłośnicy Tadeusza Różewicza czekali na "Białe małżeństwo" w reżyserii Krystyny Meissner, z którym przyjechał Teatr Współczesny z Wrocławia. Jak żyć w zgodzie z sobą i sprostać społecznym oczekiwaniom? Inscenizacja przynosi lawinę pytań i nie unika odpowiedzi. Powstała malownicza układanka, w której spotykają się niepokoje dojrzewania delikatnej Bianki (Katarzyna Bednarz) i błyskawicznie wyczuwającej towarzyską koniunkturę Paulinki (Katarzyna Z. Michalska). Realizatorka bawi się tekstem jak operowym banalnym librettem, doprawionym muzyką, to znów jak skeczem, ale też sięga po ton moralitetu. Głównym motywem staje się pojmowanie nagości - w sensie dosłownym i przenośnym. Ciekawa inscenizacja i Różewicz ciągle fascynujący.