Między żywymi a nieżywymi
„Przyjazne dusze" - aut. Pam Valentine - reż. Wojciech Dąbrowski - Wrocławski Teatr KomediiZnamy wiele opowieści obracających się wokół motywu nawiedzonego domu. Duchy jego byłych mieszkańców zazwyczaj starają pozbyć się nowych lokatorów za wszelką cenę. Także rozważania, co dzieje się z naszą duszą po śmierci, są inspiracją różnorakich historii. Sztuka autorstwa Pam Valentine „Przyjazne Dusze" tworzy dość nietypowy obraz duchów nawiedzających bywalców swego starego przybydku. Spektakl w reżyserii Wojciecha Dąbrowskiego miał premierę w 2007 roku, a na widowniach nadal brak wolnych miejsc.
Urokliwe młode małżeństwo, Mary i Simon, wprowadzają się do bajecznego domu pod Londynem. Decydują się na wynajem, mimo ograniczeń finansowych i podejrzanego zachowania agenta nieruchomości. Byli właściciele, Jack i Suzie, nie są zachwyceni zaistniałą sytuacją. Może i w postaci astralnej, ale wciąż zamieszkują dom i chcą mieć go tylko dla siebie. Planują pozbyć się podekscytowanej młodej pary jak najszybciej, tak samo jak powszednich najemców. Sprawa się komplikuje, gdy okazuje się, że Simon, jako początkujący pisarz, jest fanem Jacka i jego książek. Co więcej Mary oczekuje dziecka, co pobudza w Suzie niespełnione dotąd instynkty macierzyńskie. Czarę przechyla przybywająca w odwiedzinach, pruderyjna i zgryźliwa matka młodej. Zamiary duchów obracają się o 180 stopni. Zamiast wyganiać gości, decydują się im pomóc.
Jack pragnie napisać ręką Simona bestsellerową powieść kryminalną, która wzbogaci młodych. Suzie towarzyszy Mary podczas lepszych i gorszych dni ciąży. Kluczowe dla ich działań jest przybycie anioła stróża, który bardziej przypomina gwiazdę Broadwayu. Daje nieżywemu małżeństwu wskazówki, jak ingerować w świat żywych. Funkcjonowanie dwóch par pod jednym dachem znacznie wpływa na ich losy. Mary i Simon szykują się do długiego, wspólnego życia, w którym może ich czekać jeszcze wiele niespodzianek. Suzie i Jack wspominają stare dobre czasy i czerpią z życia młodej pary. Przed ich oczami odgrywa się to, co ich ominęło z racji przedwczesnej śmierci. Ścieranie się świata żywych ze światem zmarłych jest prowokacją do wielu zabawnych i absurdalnych incydentów. Także jednak do głębokich i egzystencjalnych rozmów.
Każda z postaci na swój charakterystyczny sposób wzbudziła moją sympatię. Z przyjemnością przyglądałam się ich drobnym sprzeczkom i zwadom, jak również umacnianiu się więzi pomiędzy nimi. Aktorzy byli świetnie ze sobą zgrani. Manipulacje dźwiękiem, oświetleniem i kostiumami znakomicie podkreśliły różnice między duchami, aniołem, a żywymi. Kostiumy i scenografia zaś oczarowały mnie już od pierwszej sceny.
Sztuka „Przyjazne dusze" nie jest może szczególnie angażująca intelektualnie. Nie niesie za sobą żadnych odkrywczych morałów. Jest za to doskonałą recepturą na śmiech. Trafnie ujmuje to, co ważne w relacji małżeńskiej. Komicznie ukazuje świat postaci biblijnych jako zorganizowaną instytucję publiczną. Daję dobrą propozycję tego, jakie zadanie do wypełnienia mogłyby mieć duchy utkwione na Ziemii, przed pójściem do Nieba.
Ta opowieść o nawiedzonym domu wyjątkowo przypadła mi do gustu.