Mieliśmy złoty róg, ostała się tylko wuwuzela
„Weselisko" - aut. Bronisław Maj - reż. Jerzy Zoń - Teatr KTO w KrakowieTeatr KTO rozpoczął sezon z rozmachem godnym prawdziwego polskiego wesela. Czytanie performatywne utworu „Weselisko" autorstwa Bronisława Maja w inscenizacji Jerzego Zonia odbyło się w ogrodzie teatru 4 września. Gośćmi weselnymi staliśmy się wszyscy.
Performance stworzony został na podstawie narodowego dramatu Wyspiańskiego i, podobnie jak „Wesele", diagnozować miał kondycję polskiego społeczeństwa. Twórcy przedstawili całkiem nowe, współczesne wesele. A może właśnie nie nowe, ale to samo, które, jak stwierdził Maj (wcielający się również w rolę Poety) w przemowie otwierającej wydarzenie trwa już od kilkuset lat. Bo chociaż od czasów Wyspiańskiego społeczeństwo i scena polityczna bardzo się zmieniły, pewne problemy pozostały taki same.
Zabawa weselna po raz kolejny stanowi okazję by spotkały się osoby o różnych pochodzeniu oraz pretekst, by ukazać problemy polskiego społeczeństwa. Wydźwięk utworu wydaje się bardziej pesymistyczny od oryginału, tak jakby niekończąca się zabawa (a także duże dawki disco polo oraz alkoholu) prowadziły do jeszcze większego otumanienia uczestników, potęgowały iluzję dobrobytu, która trwa od dawna. Czy w takim razie performance pozwala nam się wyrwać z uśpienia i trzeźwe spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość?
Jako widownia staliśmy się nie tylko obserwatorami, ale też uczestnikami wydarzenia. Świetna inscenizacja, kostiumy i dekoracje sprawiły, że przez cały czas trwania spektaklu miałam wrażenie, że faktycznie zostałam zaproszone na odbywające się w ogrodzie wesele. Oprócz muzyki disco-polo efekt potęgowały rozstawione obok widowni stoliki, przy których siedzą już „goście weselni" (panowie w garniturach, panie w eleganckich sukienkach i szpilkach), a także przerwa, podczas które wniesione zostały tace z poczęstunkiem (oczywiście typowo weselnym: ciastem, kiełbasą, ogórkiem i wódką) a aktorzy zeszli ze sceny, by w małych grupkach porozmawiać lub zapalić papierosa. Całości dopełniły świetne biało-czerwone dekoracje dyskretnie sygnalizujące, że nie znajdujemy się na byle jakim weselu, ale na weselu narodowym.
Narodowy charakter wydarzenia przejawiał się w satyrycznym ukazaniu polskiej tradycji organizowanie hucznych, bogatych wesel, którym towarzyszyć muszą ogromne ilości alkoholu, do przesady eleganckie stroje i kiczowata muzyka. Swojskość zabawy podkreślały wielokrotnie powtarzane przez aktorów kwestie, że jest to „nasze" wesele. I że nie chcą tam obcych, co szczególnie widoczne staje się w scenie, w której uczestnicy wesela wyganiali Rachelę (Agnieszka Kijewska), ze względu na jej żydowskie pochodzenie („wracaj do Izrazela" – woła Jasiek – w jego roli Krzysztof Cybulski).
Ksenofobia nie stanowi jedynego problemu, jaki zostaje poruszony. Dziennikarz (Krzysztof Materna) ukazany został jako twórca kłamliwej propagandy, będącej groteskowym spełnieniem marzenia o rządzie dusz, Ksiądz (Juliusz Chrząstowski) – bez którego żadne ważne wydarzenie nie może się obejść – zachował wiarę jedynie w pieniądze, a rozmowy o poezji przerwane zostają dyskusją na temat Dody. Ale najważniejszym problemem, podobnie jak u Wyspiańskiego, wydaje się brak porozumienia między uczestnikami wesela. Mimo że siedzą razem – ich dyskusje przy ustawionym w podkowę stole nasuwają trochę skojarzenia z równie bezowocnymi politycznymi debatami – nie mogą nawiązać ze sobą dialogu. Bo mimo że zmieniła się sytuacja społeczna, scena polityczna, nie ma miejsca na prawdziwą rozmowę, a uczestnicy zdają otumanieni przez alkohol, nadmierny blichtr i kicz.
Nawet zjawy przybywające na Wesele nie przynoszą rady i rozwiązania. Trudno bowiem potraktować poważnie Rycerza (Sławomir Bendykowski) nawołującego niesamowicie poważnym głosem do czynu, Widma (Beata Schimscheiner) zachwalającego bycie polityczną marionetką czy Jaśka zachęcającego by uzbroić się w kije bejsbolowe... Wezwanie do walki wprawdzie następuje, ale nie zostaje ono ogłoszone za pomocą Złotego Rogu, ale wuwuzeli. Maj zręcznie wykorzystuje najbardziej znane motywy z Wesela, przekształca ich symbolikę, a także przerabia najbardziej popularne, mocno zakorzenione w polskiej świadomości kwestie, Do tego sceny z „Wesela" przeplata fragmentami i parafrazami dzieł najbardziej znanych polskich twórców.
Podniosła symbolika zostaje zastąpiona przedmiotami o trywialnym znaczeniu. Patetyczne przemowy mieszają się z kiczem i wulgarnymi żartami. Performance niejednokrotnie szokuje. Momentami aż do przesady, trochę na siłę. Być może celem jest obudzenie nas, widzów, z otumanienia, zachęta do wyrwania się z tego weselnego kręgu, do trzeźwego spojrzenia na świat. Ale czy oprócz wytrącenia z równowagi dostarcza czegoś jeszcze? Mam wrażenie, że „Weselisko" nie mówi nam nic nowego, trochę na wyrost krytykuje zamiłowanie do kiczu i muzyki rozrywkowej.
Wydaje mi się, że diagnozując polskie społeczeństwo, twórcy zapomnieli o młodym pokoleniu, które zaczyna odchodzić od tradycji hucznych, suto zakrapianych wesel, a do muzycznego repertuaru włącza coś więcej niż Dodę i Martyniuka.