Milczący świadek

"Korzeniec" - reż. Remigiusz Brzyk - Teatr Zagłębia w Sosnowcu

Przeszłości nie sposób wymazać. To właśnie ona rodzi mity i stereotypy, które utrwalając się w świadomości, fałszują obraz minionych zdarzeń. Obiektywna prawda zamienia się w wielość alternatywnych historii. Przedstawiona za każdym razem inaczej, lekko ubarwiana, staje się własnością opowiadającego. Narracja, która ma swój początek tam, gdzie obecnie możemy odnaleźć prosty kafelek z napisem „A. Korzeniec Sosnowice",to właśnie jedna z odsłon lokalnej historii.

Przywołana przez literaturę przedwojenna rzeczywistość Sosnowca nie jest kolorowa: do okien zagląda bieda, zdrada małżeńska nikogo nie bulwersuje, kwitnie handel żywym towarem, a na nasypie kolejowym ktoś porzuca ciało bez głowy. W powietrzu wisi tajemnica, której odkrycie może przynieść zarówno satysfakcję, jak i rozczarowanie...

Korzeniec w reżyserii Remigiusza Brzyka opiera się na motywach powieści Zbigniewa Białasa, która całkiem niedawno otrzymała Śląski Wawrzyn Literacki 2011. Takie wyróżnienie niewątpliwie świadczy o jej literackich walorach. Drobiazgowość opisu i ironiczne poczucie humoru autora tworzą niepowtarzalną atmosferę książki. Liczne dygresje spowalniające tempo akcji sprawiają, że mimo wątku kryminalnego ma ona niewiele wspólnego z klasycznym kryminałem. Motyw zabójstwa jest tylko pretekstem do opowiadania o ludziach i ich sprawach. Podobnie dzieje się w spektaklu Teatru Zagłębia, chociaż na pierwszy plan wysuwa się kwestia wielkiej emigracji do Ameryki. Ziemia obiecana, o której marzą emigranci, dla wielu kobiet, głównie pochodzenia żydowskiego, staje się synonimem piekła. Podróżują z fałszywymi papierami, w ukryciu. Po dotarciu na miejsce schodzą na ląd, by od razu trafić do jednego ze świetnie prosperujących tam burdeli.

Teatralna adaptacja pozwala przenieść się do świata brudnych uliczek Sosnowca, sąsiadujących z rezydencjami wielkich przemysłowców. Akcja spektaklu toczy się w przestrzeni znakomicie zaaranżowanej przez Remigiusza Brzyka i Tomasza Śpiewaka. Oszczędna scenografia nie odciąga uwagi widza od fabuły, a jednocześnie idealnie oddaje kontrastowy charakter wielonarodowych Sosnowic: miasta za dnia tonącego w oparach świńskiej krwi z ubojni, nocą zaś przesyconego zapachem tanich perfum i spermy. Osadzona w tych realiach historia rozpoczyna się od kafelka z nazwiskiem. Alojzy Korzeniecto właściciel dobrze prosperującej firmy kafelkarskiej i nie do końca uczciwy człowiek sukcesu. W interpretacji Grzegorza Kwasa jest dość nieciekawym, pewnym siebie typem. Z dumą mówi o swojej wielkości i ostatnim sygnowanym kafelku, który tak naprawdę jest zwieńczeniem ciężkiej pracy jego czeladnika. Czas mija mu na przysłuchiwaniu się sporom i pseudoartystycznym dysputom miejscowych literatów (Michał Bałaga, Piotr Bułka, Przemysław Kania, Krzysztof Korzeniowski) iściganiu się z nimi konno po mieście (czego znakiem są lejce umieszczone między między sceną, a widownią teatru). Postać jego żony Jadwigi to niewątpliwie jedna z najciekawszych kreacji aktorskich. Maria Bieńkowska wciela się w kobietę oderwaną od rzeczywistości, która pod męskim pseudonimem pisuje romansidła w odcinkach dla lokalnego dziennika „Iskra". Nie kocha swojego męża rzemieślnika i dlatego nie jest szczęśliwa w małżeństwie. Kiedy pojawia się na scenie w sukni ślubnej z niekończącym się trenem, ma sugestywny smutek w oczach. Jej przeszłość powraca w retrospekcjach sięgających dzieciństwa - obraz targu świńskiego, w pobliżu którego się wychowała, zjawia się tuż za nią.. Spuszczane na sztankietach w odpowiednich momentach widokówki sprzed lat, prospekty, archiwalne zdjęcia, to zatrzymane w kadrze wspomnienia. Ale czy jest w tym nostalgia? Pewnie tak, bo jak zgodnie twierdzą twórcy przedstawienia, te obrazy są ilustracją świata, który skończył się wraz z wybuchem pierwszej wojny światowej i nigdy nie wróci.

Już na samym początku przedstawienia morderstwo Korzeńca staje się faktem. Skoro jest zagadka, ktoś musi ją rozwikłać. Do akcji wkracza Walerian Monsiorski – wygadany redaktor naczelny podupadającej gazety. Postać fenomenalnie zagrana i bardziej wyrazista od książkowego odpowiednika. Grzegorz Kwas z łatwością skupia na sobie uwagę i wzbudza sympatię widzów. Spadająca sprzedaż i całkiem niebrzydka wdowa po denaciemotywują go do poszukiwania odpowiedzi napytania dotyczące zabójstwa. Jego działaniom towarzyszy nastrojowa, pełna codziennych odgłosów miasta muzyka Jacka Grudnia. Dziennikarz dostaje odpowiedzialne zadanie a my niezbity dowód na to, że sensacja, już wtedy uważana była za towar deficytowy, a tabloidyzacja rzeczywistości nie jest wynalazkiem naszych czasów. Niezdrowa fascynacja kontrowersyjnością to nie jedyna obecna w spektaklu aluzja do współczesności. Obraz rozkrzyczanego tłumu ze zniczami i flagami w miejscu tragedii też wydaje się znajomy. Poza tym fantastyczna scena, w której japońscy turyści zaopatrzeni w papierowe torby z napisem „Sosnowiec łączy" zwiedzają miasto, to nic innego jak zakamuflowana krytyka strategii promocyjnych miasta, pokazana z humorem i zdrowym dystansem.

W toku następujących po sobie wydarzeń poza małżeńskimi problemami Korzeńców na jaw wychodzi organizowany na masową skalę nielegalny proceder sprzedaży kobiet do domów publicznych w Buenos Aires i Rio de Janeiro. „W powieści Alojzy Korzeniec kładzie kafle na stacji emigracyjnej Weichmana. I to był korzeń, który puścił u nas pędy"- podkreślał w informacjach dla prasy Tomasz Śpiewak, dramaturg spektaklu. Prawą ręką Maxa Weichmanna jest Samuel Lubelski (Piotr Bułka), modelowy przykład wytrawnego „gracza". Pod maską szeroko uśmiechniętego eleganta w (o ironio!) białym garniturze skrywa oblicze wyrachowanego drania. Za nic ma zasady moralne, a wszystkie jego działania podporządkowane są chęci pomnożenia zysków. Scena, w której przy dźwiękach głośnej muzyki i w pełnym oświetleniu prowadzi konkurs pocztówek w konwencji współczesnego show, to dowód na to, że doskonała prezencja pomaga doprowadzić do perfekcji sztukę manipulacji.

Wspomniana stacja emigracyjna istniała w Mysłowicach naprawdę i od 1894r. zajmowała się rejestracją, prowadzeniem badań lekarskich, przygotowaniem biletów i kart okrętowych. Przywołując te wydarzenia, twórcy spektaklu podejmują próbę zobrazowania problemu białego niewolnictwa. Ustawiony na scenie drewniany szlaban graniczny staje się osią przedstawienia i bramą do amerykańskiego piekła. Rolę śpiącego Cerbera pełnią celnicy trzech mocarstw: Rosji, Austro-Węgier i Prus (Krzysztof Korzeniowski, Przemysław Kania, Michał Bałaga). Scena tonie w półmroku, a cisza jak posępny spowiednik przyjmuje każdą prawdę. Nawet najgorszą. Dlatego też długie monologi (których w spektaklu nie brakuje) zmieniają się w intymne wyznania, pozostające w pamięci jeszcze długo po opadnięciu kurtyny. Szczególne wrażenie robią - wypowiedziane niemalże bez emocji - słowa żydowskiej służącej kafelkarza Ester Pławner (Edyta Ostojak PWST). Ubrana w bieliznę i kapelusz z pawimi piórami (symbol nieszczęścia) opowiada o swoim american dream i okolicznościach, które zamieniły go w koszmar. Dla równowagi obok monologów pojawiają się sceny dynamiczne, czego skutkiem jest idealnie wyważony rytm spektaklu.

Dzięki błyskotliwym rozwiązaniom inscenizacyjnym uzyskujemy niezwykle niezwykle barwny obraz Sosnowca. Miasto kojarzone z przemysłem ciężkim, jawi się tu jako tygiel wielu narodów i wyznań. Bohaterowie to reprezentanci różnych warstw społecznych: robotnicy, handlarze, artyści, fabrykanci. Zróżnicowanie kulturowe najlepiej oddaje język Korzeńca. Każda z postaci mówi w inny sposób, kreując w wypowiedziach swój wizerunek i podkreślając status społeczny. Miejscami absurdalne dialogi prostych Szwarcowników (Tomasz Muszyński, Aleksander Blitek) obfitują w kolokwializmy i wulgaryzmy, fińska bona Emma Niukanen (Agnieszka Okońska) opowiada o sobie z obco brzmiącym akcentem. Na uwagę zasługują również zabawne dialogi obnażające małomiasteczkowość Sosnowca. Pojawiają się też niewybredne żarty, których obiektem są Ślązacy, podobnie jak dzisiaj. Jednak wydaje się, że istniejące przed wojną podziały wynikały z różnicy zaborów i miały niewiele wspólnego z dzisiejszymi uprzedzeniami śląsko – zagłębiowskimi. Ciekawym zabiegiem jest wyeksponowanie rodowitego Sosnowiczanina Janka Kiepury (Jarosław Tyran), tu dwunastoletniego roznosiciela gazet, który tak jak przepowiedziała mu Cyganka, został „śpiewakiem sławnym na cały świat". Jednak brawa należą się wszystkim aktorom za to, że udało im się stworzyć wiarygodne i przekonujące postacie.

Magdalena Tarnowska
Opcje
4 lutego 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...