Miłość ci wszystko wybaczy...?

"Miłość ci wszystko wybaczy" - reż. Sylwester Biraga - Teatr Druga Strefa

Wbrew tytułowi rewii „operoffej" byłam przekonana, że istnieją rzeczy, których nawet najbardziej płomienna i uparta miłość nie jest w stanie wybaczyć. Są to: schody z białej ceraty, nieznajomość tekstów oraz nuda.

Zapowiadało się dobrze. Obsada wywołała szybsze bicie serca: królowa polskiej burleski Betty Q oraz soliści Teatru Wielkiego w Poznaniu, sopranistka Tatiana Maria Pożarska, kontratenor Tomasz Raczkiewicz i tenor Marek Szymański. Znakomicie wypadł przy nich aktor Wiesław Kowalski. Miły dreszcz oczekiwania pojawił się na myśl, że można wrzucić do jednego tygla i burleskę, i operę, i najbardziej znane miłosne szlagiery, dodać schody, udekorować piórami i otrzymać doskonałe danie walentynkowe: słodkie, ale lekkostrawne. Krótki, miękki bezdech zachwytu towarzyszył najprostszemu na świecie zabiegowi scenograficznemu: kotarze z anielskiego włosia, oświetlanej trzema reflektorami. Proste? Proste. A jakie efektowne! Jak pięknie mieniło się w świetle drżące anielskie włosie, jak lśniło, jak się srebrzyło.

Ale potem pojawiły się... schody. Potwór. Zbite z niepewnych desek (co niestety rzucało się w oczy za każdym razem, gdy artyści usiłowali po nich zejść) i w dodatku oklejone białą ceratą. Od schodów było coraz gorzej. Brak pomysłu, całkowity brak reżyserii, brak akustyki wreszcie, a co najgorsze i niewybaczalne – wszystko było przeraźliwie serio. Lekki, gorący numer Betty Q nabrał w tym towarzystwie tak śmiertelnej powagi, że publiczność nie ośmieliła się nawet klaskać. Na próżno szły niewątpliwe talenty artystów: klapa goniła klapę, wiało potworną nudą, a wszystkie ciepłe uczucia ostygły.

Na szczęście w drugiej części spektaklu repertuar uległ zmianie: zrobiło się lżej, zabawniej i lepiej. Głównie dzięki Sylwestrowi Biradze, który postanowił puścić oko do widzów – i to go uratowało. Rozczulające wydaje mi się jego „CHCĘ", które dało mu odwagę do tego, by stanąć na scenie obok znakomitych śpiewaków operowych i wybuczeć „O sole mio", a jego wykonanie szlagieru „Sexappeal" w wersji potwornej drag queen było jednym z najlepszych fragmentów tego przedstawienia. Jednak nie tylko Biradze zawdzięczam zmianę przekonania, że miłość na pewno nie wybaczy wszystkiego.

„Ja mam czas, ja poczekam" w wykonaniu Wiesława Kowalskiego , duet kotów (Tatiana Maria Pożarska i Tomasz Raczkiewicz), a nade wszystko „Brunetki, blondynki" mistrzowsko zaśpiewane przez Marka Szymańskiego sprawiły, że przebaczyłam brak reżyserii, nudę pierwszej części, potyczki tekstowe, a nawet – nie uwierzą Państwo – nawet te koszmarne, ceratowe schody.

 

Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
18 lutego 2014
Portrety
Sylwester Biraga

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia