Miłość i nudziarz

"Miłość i gniew" - reż: Magdalena Piekorz - Teatr im. Słowackiego w Krakowie

Co zostało z 53-letniego dziś ongisiejszego młodego gniewnego? Nudziarz, tyle że nieprzyjemny.

Magdalena Piekorz uwierzyła, że "Miłość i gniew" Osborne\'a, sztukę, która pięćdziesiąt trzy lata temu zmieniła brytyjski teatr, da się wystawić bez większych ingerencji w tekst, tak po prostu - jakbyśmy oglądali pierwsze wystawienie tego dramatu. I może ten zamiar by się powiódł, gdyby bardziej popracowała z aktorami, zagłębiła się wraz z nimi w dusze bohaterów. Może zresztą pracowała i zagłębiała się, ale na scenie jest to mało widoczne.

Przede wszystkim słaby i mało wyrazisty jest główny bohater - Jimmy Porter. U Osborne\'a Jimmy jest naprawdę głównym bohaterem. To człowiek, który cały jest agresywną negacją. Nieprzyjemny, chamski, kontestujący całą rzeczywistość - od sytuacji społecznej po życie domowe, czyli stosunki z żoną i jedynym przyjacielem, jaki mu jeszcze pozostał, wynajmującym sąsiedni pokój, ale właściwie mieszkającym z Jimmym i jego żoną.

Jednocześnie Jimmy, demon autodestrukcji i destrukcji, ma wielką siłę przyciągania. Wszystko kręci się wokół niego, wszyscy, łącznie ze znienawidzonym i pogardzanym teściem, łakną jego opinii, znoszą jego inwektywy i sadystyczne wyskoki. Tak chciał Osborne - i sukces spektaklu w dużej mierze zależy od tego, czy aktor grający tego bezproduktywnego, wściekłego na wszystko kontestatora ma osobowość zdolną przekonać również widzów, że jest ośrodkiem swego niewielkiego światka. Że jest "jak papieże z renesansu", jak mówi o nim kochanka, przyciągający ludzi, zawsze otoczony dworem.

U Magdaleny Piekorz Jimmy\'ego gra Błażej Wójcik. Nie jest papieżem z renesansu, nie roztacza trującego uroku destrukcji. Jest zwykłym, niezbyt atrakcyjnym, za to przesadnie elokwentnym nudziarzem. Jego znęcanie się nad żoną, przyjacielem czy później kochanką (przyjaciółką żony, która przyjechała, by ją wyzwolić ze szponów sadysty, aby w końcu zająć jej miejsce) nie tyle przeraża, ile męczy. To, co u Osborne\'a było rozpaczą egzystencjalną, tutaj jest jedynie pretensją do życia. Czemu ci ludzie trwają przy tym nudziarzu? Czemu jest on dla nich tak istotny? Pewnie dlatego, że miłość jest ślepa - i głucha. To jedyne wytłumaczenie, które kieruje niepokorną ongiś sztukę Osborne\'a w stronę melodramatu z ambicjami (bez pokrycia).

Płaskość głównego bohatera rozpełzła się na całe przedstawienie - co z tego, że Karolina Kominek ciekawie i niejednoznacznie maluje Alison, udręczoną żonę Jimmy\'ego, Natalia Strzelecka przekonująco przechodzi ewolucję od wroga do kochanki, a Tomasz Augustynowicz jest takim przyjacielem, jakiego każdy chciałby mieć. Bez Jimmy\'ego cały wysiłek na nic.

No i ostatnie pytanie. Co Magdalena Piekorz chciała powiedzieć, wybierając ten dramat? Miała chyba nadzieję, że Osborne sam przemówi, sam się obroni, bo to przecież dobra sztuka, sławna, zapisana w historii teatru. Ale reżyserka prześlizgnęła się dyskretnie nad wszelkim problemami dramatu, pokazała antykwaryczną rekonstrukcję w ładnej scenografii i z pieczołowicie odtworzonymi kostiumami sprzed pięćdziesięciu trzech lat. I niewiele z tego wynika oprócz poczucia obcowania z poprawnie wykonanym, ale niezbyt emocjonującym kawałkiem zamierzchłej przeszłości.

Teatr im. Słowackiego. John Osborne "Miłość i gniew". Przekład - Piotr Kozłowski, reżyseria - Magdalena Piekorz, scenografia - Katarzyna Sobocińska i Marcel Sławiński, kostiumy - Dorota Roqueplo. Premiera 17 i 18 października 2009

Joanna Targoń
Gazeta Wyborcza Kraków
21 października 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia