Miłość i śmierć w Czarnobylu

"Walentina. The Last Human Dog" - reż. Natalia Sołtysik - Wrocławski Teatr Współczesny

- Myślę, że w jakimś sensie to jest spektakl o tym... także o tym... być może... będzie, że miłość jest silniejsza niż śmierć, nawet jeśli zmarli sobie tego nie życzą - rozmowa z Natalią Sołtysik o bohaterce spektaklu "Walentina. The Last Human Dog" przed premierą we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

Tatiana Drzycimska: Kim jest Walentina?

Natalia Sołtysik: Walentina zawsze byłą dla mnie kobietą idealną, niezwykłą, w jakimś sensie niewiarygodną - ze swoim oddaniem, z wielką miłością i poświęceniem wobec umierającego męża. Wydawało mi się, że uczucie, jakim obdarza tego "przepoczwarzającego się" w chorobie człowieka balansuje na jakiejś niebezpiecznej granicy samozatracenia.

Tatiana Drzycimska: Czy to się zmieniło w trakcie pracy?

Natalia Sołtysik: Ponieważ to poświęcenie wydawało nam się zbyt jednowymiarowe - analizując z Ireną Rybicką tekst - zaczęłyśmy doszukiwać się w Walentinie innych barw. Przede wszystkim starałyśmy się złapać perspektywę 26 lat, która dzieli bohaterkę od tragedii. Jednak okazuje się, że filtr czasu dla Walentiny jakby nie istnieje: ona tak silnie tkwi emocjami w przeszłości. I mimo że odnalazłyśmy w bohaterce więcej słabości i wątpliwości, to jej trwająca od lat bezradność wobec śmierci męża jest i tak zdumiewająca - żałoba nie skończyła się nigdy. I trwa. I właściwie stała się jej codziennością. Bezpieczną codziennością.

Tatiana Drzycimska: W trakcie podróży na Ukrainę i Białoruś w maju 2013 roku spotkaliście starą kobietę, która tkwiła w swoim domu na odludziu, choć wszyscy dookoła to miejsce opuścili. Mówiła: "Jakie promieniowanie? Bociany wracają!". I ona dla mnie jest także trochę Walentiną, która tkwi przy swoim i jest temu wierna za wszelką cenę. Choć, racjonalnie rzecz biorąc, nie powinna...

Natalia Sołtysik: To jest ciekawa paralela. Jednak tamta staruszka żyje życiem "tu i teraz", mówi: "Teraz nic się nie dzieje, życie płynie tak, jak płynęło, nie widzę zagrożenia, wszystko toczy się dawnym trybem". Ona żyje wbrew faktom. Ale żyje. Moja Walentina w jakimś sensie "nie żyje". Jest w nieustającej żałobie, nigdy nie pogodziła się ze śmiercią męża - i bez przerwy powołuje go do życia przez wspominanie, przez rozpatrywanie przyczyn, przez próbę zrozumienia siebie w tamtej sytuacji, próbę zrozumienia, dlaczego zgodziła się - tak to chwilami formułuje - dlaczego zgodziła się i puściła go na śmierć... To znaczy - pozwoliła mu pójść tam, pracować w okolicach Czarnobyla przez tyle miesięcy. On był likwidatorem szkód po katastrofie. I oboje wiedzieli, dokąd on jedzie, a jednak obojgu wydawało się oczywiste, że są to winni Ojczyźnie, że muszą ratować tamtych ludzi nie myśląc o swoim życiu.

Tak więc uwikłanie w ideologię, w system, który odbiera nam możliwość samodzielnego myślenia i stanowienia o sobie - też jest tu tematem. I Walentina czasami to dostrzega, choć nie ma odwagi jasno sformułować swojej samotności w systemie, swojej podległości wobec pewnych reguł. Którym ulega, a których nie rozumie.

Walentina tkwi w jakimś bezczasie, ale mocno trzyma się pazurami przeszłości. Ponieważ nie pogodziła się ze śmiercią męża, to nieustająco go ekshumuje. I dlatego myślę, że w jakimś sensie to jest spektakl o tym... także o tym... być może... będzie, że miłość jest silniejsza niż śmierć, nawet jeśli zmarli sobie tego nie życzą.

Tatiana Drzycimska
Materiał Teatru
19 września 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia