Miłość niejedno ma imię
"W sobotę o ósmej" - reż: M. Puchalski - Teatr Nowy w PoznaniuTeatr Nowy w Poznaniu zaproponował widzom sztukę autorstwa Hanocha Levina "W sobotę o ósmej". Do tej pory dramat izraelskiego dramatopisarza wystawiany był jedynie w Izraelu. Jednak dzięki Mariuszowi Puchalskiemu możemy oglądać tę, odnalezioną w 1999 roku, czyli tuż po śmierci pisarza, sztukę na deskach poznańskiego teatru.
Levin to ironista, jego sztuki często są obrazoburcze. W Izraelu nie raz były ściągane z afiszy. Oburzali się przedstawiciele wojska, władz, społeczeństwo. Często zdarzało się tak, że sami aktorzy protestowali, bo publiczność rzucała w nich pomarańczami. Poznańscy aktorzy nie muszą się jednak obawiać, aż tak żywiołowej reakcji publiczności. Puchalski zadbał o uniwersalny przekaz sztuki. Nie jest obrazoburcza, tak jak inne dramaty Levina - to bardziej komedia z elementami groteski.
"W sobotę o ósmej" traktuje przede wszystkim o miłości i różnych jej odcieniach, o niespełnieniu, rozczarowaniu i niedoskonałościach. To opowieść o młody mężczyźnie (w tej roli Radosław Elis, bardzo przekonujący i jak zawsze świetnie oddający emocje swojej postaci), który nie potrafi albo nie chce pogodzić się z tym, że jego ukochana bawi się jego uczuciami i najprawdopodobniej nigdy go nie kochała. Ukochana (Barbara Kurdej) to artystka, piosenkarka rejsowa, której marzy się wielka kariera. Aby osiągnąć swoje cele, co rusz zmienia kochanków. Z każdej podróży przywozi nowego „przyjaciela”. Nie przejmuje się wyczekującym pod jej oknem chłopakiem, który potrafi jej to wszystko wybaczyć, byleby tylko zgodziła się z nim być.
To także historia małżeństwa (Janusz Grenda i Maria Rybarczyk) z dwudziestokilkuletnim stażem, które jest już znudzone sobą, a może codziennością? Wszystko to jednak trwa do czasu, aż mąż, zmęczony całą sytuacją, wyprowadza się z domu. Wtedy dopiero oboje rozumieją swój błąd, odnajdują miłość na nowo, wiedzą, że się kochają, ale gdzieś po drodze zagubili siebie. Teraz jest najlepsza pora, aby dostrzec uroki dojrzałej miłości. Grenda i Rybarczyk bardzo dobrze oddają tę nudę wdzierającą się do życia, wzajemne pretensję, rozczarowanie. Ona ma wieczne bóle głowy, pije herbatkę i ogląda telewizję, on to wieczny hipis, oderwany od rzeczywistości. Ich postaci potrafią się jednak odnaleźć na nowo, pokochać i dać sobie szanse. Młodzi nie mieli niestety tyle szczęścia. A co im się przytrafiło? Wszelkie wątpliwości rozwieje spektakl w Teatrze Nowym. Jeśli już się na niego wybierzemy zwróćmy uwagę na scenografię. Prosta, acz oryginalna: pochylona scena, przesuwane drzwi i poręcze. Nie ma tradycyjnego wystroju, co pozwala puścić wodzę fantazji i świetnie współgra z emocjami bohaterów.
„W sobotę o ósmej” to spektakl zarówno dla zakochanych, jak i dla dojrzałych małżeństw. Przedstawia różne odcienie miłości, że nie zawsze jest tak wspaniale i różowo jak na początku znajomości. Czasem uczucie to trwa całe życie, a niekiedy kończy się po paru dniach albo jest nieodwzajemnione. Co trzeba zrobić dla miłości, a czego się nie powinno? Czy zawsze jest szczera? Na te wszystkie pytanie próbuje odpowiedzieć spektakl Puchalskiego. Czy mu się to udanej? Na te pytania każdy musi sobie sam odpowiedzieć.