Miłość po włosku

"Transmigrazione di fermenti d'amore" - reż. Katarzyna Chmielewska i Leszek Bzdyl - Teatr Dada von Bzdülöw

Artyści Teatru Dada von Bzdülöw wybrali bardzo ryzykowny temat spektaklu: miłość zamkniętą w tańcu, ruchu, pantomimie czy drobnych gestach. I choć niezwykle łatwo w takim wypadku wpaść w kicz, banał czy tandetę, "Transmigrazione di fermenti d'amore" to wyśmienity pokaz teatru i tańca, porównywalny do najlepszych spektakli Teatru Dada.

Zaczyna się dość zwyczajnie. Na tle dużego parawanu zasłaniającego większość sceny Leszek Bzdyl mówi do widzów po włosku. W czasie jego wstępu w luźnym stroju klauna paraduje obok niego Daniela Komędera, pokazując niezwykłe umiejętności ruchowe, taneczne i gimnastyczne. Gdy tylko ona zaczyna mówić do widzów po polsku, tancerz bezceremonialnie ją ucisza, zatykając jej usta. To, o czym Bzdyl mówi do publiczności jest nieistotne. Wiadomo, że czeka nas seans niezwykły, który faktycznie okaże się cyrkowo-taneczno-miłosną mieszanką umiejętności, emocji i relacji. Wstęp do spektaklu puentuje namiętny pocałunek.

Po chwili parawan jest przesunięty na bok i widać kobietę w czarnej, jednoczęściowej bieliźnie, z głęboko nasuniętym na głowę czarnym kapeluszu i młodego mężczyznę w marynarce w tle. Po chwili siedząca i ponętnie wygięta kobieta (Katarzyna Chmielewska) założy nogę na nogę i wykona porywające mini solo oparte nie drobnych, nieznacznych ruchach siedzącej kobiety. Od tego momentu choć na scenie podziwiać można czworo świetnych artystów, to właśnie ona elektryzuje, przyciąga uwagę i zachwyca. "Transmigrazione..." to zdecydowanie spektakl Katarzyny Chmielewskiej - zmysłowej, kobiecej, świadomej swojego ciała i każdego ruchu. W sekwencjach zbiorowych ona tańczy najwyraźniej, za każdym razem wyróżnia się "z tłumu", nawet jeśli nie jest tak sprawna jak wyjątkowo uzdolniona ruchowo Daniela Komędera.

Spektakl oparty jest na zamkniętych tematycznie scenach, nasyconych zmysłowością i bliskością (niekiedy pełnych wręcz filmowych obrazów, wyniesionych ze zmysłowej i cielesnej włoskiej) i kontrapunktowanych prościutkimi animacjami, które przypominają wizualizacje z lat 90-tych. W tych momentach sylwetka kobiety, mężczyzny lub dwóch osób (w rozmaitych konfiguracjach) stanowi ląd, na który naniesiono prognozę pogody, wykorzystując proste skojarzenie naszych stanów emocjonalnych ze zmiennymi warunkami atmosferycznymi. Poza prostymi dowcipami (np. burza z piorunami na wysokości łona i słońca na poziomie piersi) plansze z takimi mapami pogodowymi w dużej mierze informują o tym, co czeka nas za chwilę na scenie.

Miłość mieni się tu różnymi kolorami i odcieniami. Mieści w sobie pociąg erotyczny, pożądanie, namiętność, bliskość, cielesność, wzajemną fascynację, ale też rywalizację, nieustępliwość, delikatność, wrażliwość, uśmiech czy zwykłe ciepło. Ciekawe oddana jest bliskość męsko-męska. Leszek Bzdyl i Paweł Grala tańczą niezwykle intensywnie, obok siebie, ale też nie przesadnie blisko. A jednak widać od razu, że pozostają od siebie w stałej zależności. Imponująca jest też choreografia trójkąta: Leszek Bzdyl - Daniela Komędera - Paweł Grala, gdzie dziewczyna wędruje z rąk do rąk i jest tu bardziej muzą, symbolicznym wyobrażeniem bliskości niż dziewczyną, o którą rywalizować mieliby tańczący z nią i ze sobą mężczyźni. To najbardziej charakterystyczny dla Dady von Bzdülöw fragment spektaklu.

Przez większość spektaklu scenki taneczno-ruchowe przedzielane są wspomnianymi animacjami. W pewnym jednak momencie artyści przestają korzystać z wielkiego parawanu. Scena w scenę przechodzi płynnie, zaś fragment gdy każdy zdejmuje górną cześć garderoby, staje tyłem do widowni i wykonuje niezwykły taniec mięśni grzbietu i barków należy do niezwykłych momentów wstrzymania tempa. Ponownie zdecydowanie najbardziej zachwyca Katarzyna Chmielewska. Ta intymna, półnaga przecież scena odbywa się przy taktownym wyciemnieniu i nieostrym punktowym świetle (dobra reżyseria świateł w wykonaniu Michała Kołodzieja). Świetnie z klimatem na scenie (nie tylko w tym momencie spektaklu) komponuje się muzyka Mikołaja Trzaski. Po długim "tańcu pleców" każdego z tancerzy scena jest brutalnie przerwana, urywa się muzyka, pojawia się górne światło a tancerze ubierają się. Sporo wdzięku ma scena pantomimiczna między Leszkiem Bzdylem a Katarzyną Chmielewską.

Właściwie jedynym kompozycyjnym zgrzytem jest solo Danieli Komędery i następujące po nim solo Pawła Greli, gdy nagle muzyka cichnie zupełnie a artyście tańczący w tym momencie razem na scenie (choć całkowicie inne układy) tańczą w ciszy przez kilka minut. Występy pozbawione muzycznego tła są żałośnie ubogie w stosunku do pozostałych fragmentów przedstawienia.

Poza tym fragmentem to spektakl błyskotliwy, długimi momentami wykonany perfekcyjnie i ujmujący symboliczną, przemyślaną treścią. Kolejny raz okazało się, że Teatr Dada zdecydowanie najlepsze spektakle tworzy wtedy, gdy na scenie występuje dwójka jego liderów i założycieli - Leszek Bzdyl i Katarzyna Chmielewska. "Transmigrazione..." jest tego doskonałym przykładem.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
19 grudnia 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia