Minaret jest trochę jak wentyl bezpieczeństwa

rozmowa z Joanną Rajkowską

Każdy z moich projektów jest odpaleniem bomby i przyglądaniem się skutkom eksplozji. Ale trzeba pamiętać, że są to eksplozje w rzeczywistości symbolicznej, więc w pewien sposób bezpieczne - mówi artystka Joanna Rajkowska.

Joanna Rajkowska, artystka znana m.in. z ustawienia sztucznej palmy na warszawskim rondzie de Gaulle\'a, chce zamienić w minaret komin starej papierni przy skrzyżowaniu Garbar i Estkowskiego. Odsłonięcie minaretu ma się odbyć podczas przyszłorocznego festiwalu teatralnego Malta, który będzie poświęcony różnorodności kulturowej. Projekt miałoby sfinansować m.in. miasto Poznań oraz Fundacja Malta. Już po przeprowadzeniu tego wywiadu pomysł został skrytykowany przez sąd konkursowy SARP, który rozstrzygał konkurs na zagospodarowanie terenu przy skrzyżowaniu Garbar i Estkowskiego. 

Michał Wybieralski: Po co chce pani postawić minaret w Poznaniu? 

Joanna Rajkowska: Minaret ma w surrealny sposób zmienić fragment pejzażu miasta. Tak, żeby trzeba go było zobaczyć, zrozumieć i przyswoić na nowo. 

Stawiam go też po to, żebyśmy zaczęli rozmawiać o problemach, o których milczymy. O naszym współistnieniu z muzułmanami, islamie, o pozycji kobiet w tamtej kulturze i religii. Polska nie jest wyspą, te fundamentalne problemy nas dotyczą i będą dotyczyć coraz bardziej. Mówi się, że chcę tworzyć pomost ekumeniczny między religiami, nawoływać do tolerancji. To chybione interpretacje, nie mam takich intencji. Nie chcę stawiać ludzi naprzeciwko siebie i skłaniać ich do podania sobie rąk. Sami musimy się określić wobec minaretu i muzułmanów. Chcę jedynie poszerzyć wizualną - i tym samym kulturową - perspektywę Poznania. Od lat wołam o różnorodność w naszym białym, homogenicznym i katolickim społeczeństwie. Dodam też, że w Poznaniu jest spora muzułmańska społeczność, liczy około 1000 osób. 

A jak pokłócimy się o minaret? 

- To zależy, jak ta kłótnia będzie przebiegać. Bo są konflikty produktywne i twórcze. Ale jeśli minaret przyczyni się do takiego sporu, po którym ludzie zostaną podzieleni na zawsze, to będzie to klęska. Dziś trudno mi wyobrazić sobie wszystkie reakcje na mój projekt. 

Czyli odpala pani bombę i czeka na wyniki eksplozji? 

- W pewien sposób tak. Każdy z moich projektów jest odpaleniem bomby i przyglądaniem się skutkom eksplozji. Ale trzeba pamiętać, że są to eksplozje w rzeczywistości symbolicznej, więc w pewien sposób bezpieczne. To lustra możliwych wybuchów w świecie rzeczywistym. Możemy się w nich przejrzeć, zobaczyć nasze własne reakcje. 

To może taki minaret na niby jest wentylem bezpieczeństwa przed prawdziwymi eksplozjami w relacjach z islamem? 

- Wentyl spuszcza z ludzi niepotrzebne napięcie. Wtedy zaczynają rozmawiać na innym poziomie emocji. Rozmowa o minarecie symbolicznym ma inny koloryt i nieco inny punkt odniesienia, niż rozmowa o prawdziwym minarecie. Więc działa tu trochę zasada wentyla bezpieczeństwa. Ale nie chciałabym, żeby rozmowa straciła ostrze realności. Bo jednak mówimy o sprawach ważnych. Kwestie religijne mają dla wielu ludzi fundamentalne znaczenie. Różnice kulturowe dotykają nas wszystkich często w bolesny sposób. 

Choć projekt jeszcze nie powstał, to już żyje. Był szeroko komentowany w lokalnych mediach i w internecie. Ma już zagorzałych przeciwników. Na debatę o minarecie ktoś podrzucił ulotki z odezwą przeciw budowaniu w Polsce "koni trojańskich", które umożliwią ekspansję islamu. Grupa artystyczna The Krasnals nakręciła film, w którym szydzi z minaretu. I oskarża panią o patos i fałszywe szerzenie tolerancji. 

- Z jednej strony to dobrze, że te wszystkie reakcje spowodowała jedynie symulacja projektu. Ruch myśli jest zawsze cenny, a ja wiem, czego się obawiać i za którymi intuicjami podążać. Szkoda, że spora ich część to czyste spekulacje wokół źle odczytanych intencji i niedoczytanych opisów. O Krasnalsach nie ma co mówić, są niestety intelektualnym zerem, więc pewnie dlatego pozostają anonimowi. Wykonują czysto marketingowe ruchy po to, żeby ktoś kupił ich obrazy pasożytujące na cudzych projektach. 

Minaret nie wyraża pani poglądów na temat islamu. To jakie są te poglądy? 

- Pomieszanie poczucia bliskości i obcości. Jeździłam do Palestyny, do Turcji. Widziałam tam kobiety poruszające się tylko między kuchnią a sypialnią. Zahukane, przerażone, niepotrafiące się w żaden sposób zdefiniować. To było dość przerażające. Ale wbrew pozorom wiele z tych kobiet było szczęśliwych. Pewnie dlatego, że nie znają żadnej innej rzeczywistości. Z drugiej strony miałam poczucie, że nasze kultury się przenikają, że są bardzo sobie bliskie. W palestyńskich domach jest to samo, co w domach na polskiej prowincji: te same beże i brązy, te same dywany, róże w szklanych kulach, to samo umiłowanie kiczu. I czuje się bliskość, ciepło, serdeczną bezpośredniość. Uwielbiałam chodzić w gościnę. Wielu mężczyzn w Palestynie mi pomagało, kiedy się gubiłam w podróży. Nosili mój plecak, podwozili swoim samochodem do innego miasta, zachowywali się jak ojcowie. Pozostały we mnie ambiwalentne uczucia, bo dobrze się czułam z tymi mężczyznami, ale żal mi było ich kobiet. We wszelkich relacjach musiałam budować twardą hierarchię, partnerstwo było wykluczone. I to było chyba najbardziej obce.

Michał Wybieralski
Gazeta Wyborcza Poznan
4 lipca 2009
Portrety
Joanna Rajkowska

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia