Minister Kudrycka wykończy nam uczelnie

rozmowa z Robertem Glińskim rozmawiał Jakub Wiewiórski

Z Robertem Glińskim rozmawia Jakub Wiewiórski

- Jeśli drugi kierunek będzie płatny, to oznacza likwidację uczelni artystycznych - alarmuje Robert Gliński, rektor Szkoły Filmowej w Łodzi

Jakub Wiewiórski: Czy wprowadzenie odpłatności za studia na drugim kierunku to dobry pomysł?

Robert Gliński: Jeśli chodzi o łódzką Szkołę Filmową, będzie to zabójstwo. Większość naszych studentów to ludzie, którzy już coś studiowali. Rzadko dostają się do nas osoby tuż po maturze.

Dlaczego?

- Bo poziom maturzystów jest żenujący. Matura promuje schematyczne i dogmatyczne myślenie. Nie wymagamy, żeby kandydat na studenta znał dramaty Szekspira. Ale jeśli na egzaminach wstępnych deklaruje, że jest zafascynowany Makbetem, dobrze by było, gdyby potrafił powiedzieć na ten temat coś więcej niż trzy zdania z internetowego bryku.

Nie oczekujemy wiedzy encyklopedycznej, ale chcemy żeby przyszły student Szkoły Filmowej czymś się interesował. Choćby tym, kim jest patron uczelni, do której zdaje. Jakaś ciekawość świata wymaga przecież, by dowiedzieć się, kim był Leon Schiller. Nic z tego. Żaden kandydat o nim nie słyszał! Pytam wtedy o Fryderyka Schillera. Tak samo. Raz, dokładnie jeden raz, zdarzyło się, że ktoś próbował odróżnić Leona od Fryderyka, ale pomylił ich obu z austriackim malarzem Egonem Schielem.

Ci, którzy postudiowali, są lepsi?

- Tak. Młodemu człowiekowi po maturze potrzebny jest czas, żeby dojrzeć osobowościowo i kulturowo. Zdarzają się świetni kandydaci po maturze, lecz sporadycznie. I nie chodzi mi o to, by zamknąć dostęp do szkoły maturzystom, tylko o to by nie zamykać go absolwentom lub studentom innych uczelni. Jeśli drugi kierunek będzie płatny, to oznacza likwidację naszych uczelni. Mówię "naszych", bo to dotyczy wszystkich uczelni artystycznych. Nie wyobrażam sobie, żeby na dyrygenturę w wyższej szkole muzycznej czy scenografię w ASP przyszedł maturzysta.

Jest pan przeciwnikiem tej reformy?

- Ona ma dużo interesujących zapisów, ale pomija uczelnie artystyczne. Rozumiem, że jest ich niewiele i mają niewielu studentów, ale przecież kształcą elitę kulturalną. Z uczelni artystycznych wyszli i Penderecki, i Wajda, i Kantor. Te uczelnie stanowią o sile kultury naszego kraju.

Czego pan oczekuje od ministerstwa?

- Zauważenia, że są uczelnie, które kształcą muzyków, malarzy, grafików, filmowców, jednym słowem twórców. Mamy konferencję rektorów wszystkich 18 państwowych uczelni artystycznych, spotykamy się, dyskutujemy. A z ministerstwa nauki nikt się na nią nawet nie pofatygował. Nikt z nami projektu reformy nie konsultował!

Narzeka pan, zamiast się cieszyć. Będzie pan miał tylko studentów, którzy będą płacić za naukę.

- Dla budżetu szkoły świetnie, tym bardziej że mamy nieustające kłopoty. Ale wykładałem w szkołach prywatnych i wiem, że jest ogromna różnica między uczelniami państwowymi i prywatnymi. Na korzyść tych pierwszych. Gdybyśmy przyjmowali wyłącznie płacących, obniżyłby się poziom studiów. Nie przychodziliby do nas najzdolniejsi, a jedynie ci, których na to stać.

Nasza uczelnia ma dziś prestiż międzynarodowy. Jesteśmy rozpoznawani praktycznie wszędzie w świecie. Na wydziałach filmowych mamy bardzo wielu studentów z zagranicy - na operatorskim to jedna trzecia, na reżyserii połowa studiujących. Reforma sprawi, że przejdziemy na poziom pieniądza. Prestiż międzynarodowy uczelni się skończy. Najpierw przestaniemy być kuźnią talentów, a potem dojdzie, w skrajnym przypadku, do likwidacji szkoły.

A może studenci niespecjalnie wysokich lotów będą robić niespecjalnie wysokich lotów filmy i seriale, których oglądalność sprawi, że pieniądze będą płynąć do filmowców szerokim strumieniem.

- Takie filmy powinny powstawać, ale nie tylko takie. Te autorskie, trudniejsze intelektualnie, czy, nie daj Boże, z przesłaniem - także. Zdrowa kinematografia oprócz hamburgerów powinna serwować wykwintne dania.

Jest pan zwolennikiem projektu reformy zaproponowanej przez prof. Jerzego Hausnera?

- Kiedy przeczytałem w "Gazecie" wywiad z panem profesorem, zawrzało we mnie. Według prof. Hausnera dotacje państwowe mają być ograniczone do niezbędnego minimum, a instytucje kulturalne będą korzystać ze wsparcia organizacji pozarządowych, z samorządu, osób prywatnych itd. Nasza szkoła zajmuje się tym od lat, mogę ten pomysł pana Hausnera ocenić: To jest piękna, ale naiwna utopia. Instytucje, które miałyby finansować kulturę, albo nie mają pieniędzy, albo nie są skłonne ich wykładać - zbieranie nawet najdrobniejszych sum, to mordęga. Nam udaje się dzięki marce uczelni, ale jest wciąż trudniej i trudniej. Kiedy wybuchł kryzys, ze wspierania festiwalu Łodzią po Wiśle wycofał się bardzo dobry sponsor ING, który pomagał nam od siedmiu lat.

Elitarna kultura, która rodzi utwory żyjące dłużej niż miesiąc, nie da sobie w obecnej sytuacji rady bez mecenatu państwowego. Według prof. Hausnera obywatele świadomi ważności kultury będą ją sponsorować za pomocą np. funduszy obywatelskich. To absurd! Jeszcze nie teraz. W Polsce nie ma takich odruchów, fundacji, które by chciały w kulturę naprawdę inwestować. Model amerykański nie ma u nas szans.

Mówi pan, że państwo nie może uciekać od finansowania kultury. Ale może naszego państwa na to nie stać?

- U nas kultura zawsze była niedoinwestowana i nie ma już czego ciąć. Rezygnacja ze wspierania kultury z budżetu doprowadzi do tego, że zatrzyma się ona na poziomie Dody Elektrody. Tego chcemy?

Robert Gliński (ur. 1952), reżyser filmowy, od kwietnia 2008 rektor PWSFTViT. Absolwent wydziału architektury w Warszawie w 1975 roku oraz Szkoły Filmowej w Łodzi. Zadebiutował w 1983 roku filmem "Niedzielne igraszki", wyreżyserował także m.in. "Łabędzi śpiew", "Wszystko, co najważniejsze", "Matka swojej matki", "Cześć, Tereska" (nagroda na XXVI Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), "Wróżby kumaka" na podstawie książki Güntera Grassa.

Jakub Wiewiórski
Gazeta Wyborcza
2 lipca 2009
Portrety
Robert Gliński

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...