Mistrz "Szalonych nożyczek"

rozmowa z Jackiem Łuczakiem

Zasłynął jako fenomenalny odtwórca roli Tonią Wziętego w przezabawnej komedii "Szalone nożyczki" w dwóch teatrach: Teatrze Powszechnym w Łodzi i Teatrze Kwadrat w Warszawie. W Polsce sztuka obchodzi dwa jubileusze: 10-lecia na scenie i 500. spektaklu. W tym miesiącu zobaczymy aktora w filmie "Fenomen", zagra też w filmie "Kołysanka".

Bohdan Gadomski: Dlaczego przefarbowal się pan na czarno?

- Nie przefarbowałem się, to jest mój naturalny kolor.

Czyżby?

- No dobrze, musiałem, bo aktualnie gram Cygana w filmie "Dwa światy zaświaty" Ryszarda Brylskiego. Partnerują mi Jadwiga Basińska i jej mąż Darek Basiński, oboje z kabaretu Mumio. Oni w tym filmie też są Cyganami, chyba gdzieś z obszarów Rumunii. Ja jestem dziewiarzem z nielegalnej dziewiarni, dla kamuflażu zapuściłem bródkę i wąsiki.

Jak czuje się pan w skórze Cygana?

- Dziko, bo zachowuję się bardzo ekspresyjnie i głośno. Okazuje się, że ta postać jest mi nadspodziewanie bliska. Lubię grać role konkretne, z charakterystycznym rysem, bo takie są ciekawe, niosą tzw. mięcho aktorskie. Nie lubię grać letnich postaci z gatunku amantów, którzy przeważnie są mało określeni. Teraz dostałem propozycję zagrania w nowym f ilmie "Kołysanka" Juliusza Machulskiego. Mam sporo rzeczy do zrobienia.

Jak czuje się aktor, który od 10 lat gra tę samą rolę w tym samym spektaklu?

- Gdyby to była inna rola, bez możliwości improwizacji i dialogu z publicznością, z pewnością bym się zmęczył. "Szalone nożyczki" są swoistym fenomenem, bo nie sąwswojej formule skostniałe. Sztuka ciągle się rozwija, a my przez te 10 lat nie przestaliśmy wraz z widzami ją udoskonalać i chyba dlatego ludzie ciągle są ciekawi tego przestawienia. Na spektakle przychodzą po parę razy, często po kilku latach od poprzedniej wizyty w teatrze.

Jak czułby się pan, gdyby przyszło mu grać tylko tę jedną rolę przez tak długi czas?

- Zabiłbym Tonia.

Jak czuje się pan, gdy przez pewien okres nie są grane "Szalone nożyczki"?

- Trochę jak uzależniony na odwyku... Na szczęście, jeśli nie są grane w Łodzi, jadę do Warszawy... I odwrotnie...

Naprawdę uzależnił się pan aż tak bardzo od tej jednej roli?

- Wygląda na to, że tak. Ale staram się walczyć. Czasem przegrywam, czasem wygrywam. Chciałbym, żeby bilans wyszedł na zero.

Ta nietypowa sytuacja wpływa w jakiś sposób na pana jako człowieka i jako aktora?

- 1000 przedstawień to ok. 3000 godzin, czyli 125 dni ciągłego bycia Toniem. Muszę się pilnować, żeby nie gadać jak on, nie wykonywać jego gestów, nie mówiąc o sposobie myślenia. Ale serio... W ogóle nie wpływa.

Czyli jaki jest Tonio z "Szalonych nożyczek"?

- Generalnie Tonio lubi życie, ferment, to plotkarz i kawalarz, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. Ciągle musi być w ruchu i w centrum zainteresowania, Amerykanie powiedzieliby, że jest crazy.

Słyszałem, że w Bostonie "Szalone nożyczki" są grane od dwudziestu pięciu lat bez przerwy!

- To prawda i czasami martwię się, że nam grozi to samo!

O Boże, widzę pana na wózku inwalidzkim, ale ciągle jako Tonia.

- Jedna głośna sztuka z akcją w domu wariatów już była ("Lot nad kukułczym gniazdem") i wystarczy... Mam nadzieję, że los nie podrzuci mi takiego jaja. Jeżeli sztuka rzeczywiście przetrwa 25 lat, to raczej beze mnie. Tonio powinien być wiecznie młody i nie mogę mu tego odbierać..., no dobra..., może kiedyś jakaś mała operacja plastyczna. Chociaż jak patrzę na efekty niektórych, to chyba wolałbym być bezrobotny.

Nie zastanawialiście się, co będzie, jeśli publiczność nie będzie z aktorami współpracowała?

- Na początku pewnie tak, ale to było tak dawno, że nie pamiętam... Ludzie wchodzą w tę zabawę jak w masło. Konwencja sztuki idealnie się sprawdza nie tylko w Ameryce, ale także u nas. Tylko raz publiczność w Rzeszowie nie chciała zadawać pytań. Ale jak Piotrek Lauks podszedł do pierwszego rzędu (a to kawał chłopa jest), to od razu zaczęli mówić...

Nie zdarzyło się, że miał pan wszystkiego dość i krzyczał:, Już dłużej nie mogę, nie wytrzymam"?

- Wiele razy i z wielu powodów tak sobie czasem krzyknę, ale akurat w ogóle nie wiązałbym tego z Toniem, w którym się trochę podkochuję...

Zbliża się 500. spektakl. Jak zamierzacie go świętować?

- W teatrze, grając spektakl, ale mogę przyrzec, że Tonio w tym dniu się nie upije. Zresztą przekona się pan sam, bo przecież bierze pan w nim udział pod własnym imieniem i nazwiskiem jako znany dziennikarz. To pan informuje przez radio o zasługach i wielkim talencie zamordowanej pianistki. Obsada się kilkakrotnie zmieniała, a pan, panie Bohdanie, trwa w niej 10 lat i jest obecny na każdym spektaklu.

To fakt A propos. Jak przyjmują pana w roli Tonia w Warszawie?

- Kochają... Tonią nie można inaczej. Ale mieszkania nie chcą kupić.

Mało kto wie, że wyreżyserował pan "Szalone nożyczki" w Teatrze w Słupsku. Jaki to był spektakl?

- Premiera odbyła się w marcu 2007 roku i spektakl jest tam grany już 2,5 roku. Na reżyserię "Szalonych nożyczek" w Słupsku miałem tylko trzy tygodnie. Doświadczenie wspaniałe. Chciałem sprawdzić, czy jestem w stanie przekonać ludzi do siebie, zapanować nad emocjami. Dzisiaj uważam to za jedno z ważniejszych doświadczeń w zawodzie.

We wrześniu zobaczymy pana w filmie kinowym "Fenomen". W jakiej roli?

- Gram filmowego scenografa. Jestem bardzo ciekawy efektu. Jeszcze nie widziałem całości. "Fenomen" to debiut reżyserski Tadeusza Paradowicza, niegdyś aktora naszego teatru. To było niezwykłe doświadczenie spotkać się po latach z dawnym kolegą z garderoby w całkiem nowej roli.

Chciałbym pana zobaczyć w poważnym dramacie...

- Ja też. Ale może jeszcze nie czas na to, może muszę się jeszcze powycierać o życie, może jestem jeszcze za młody (śmiech) i powierzchowny? Mam w sobie pewien spokój czekania, niczego nie przyspieszam. Czekam na właściwy moment, niczego nie popędzam.

Dzieci odziedziczyły po panu talent aktorski?

- Mam dwóch synów i córkę. ^^tystarczy, że odziedziczyły optymizm...

Rodzina jest zawsze obecna na pana premierach w teatrze?

- Różnie z tym bywa. Rodzina też jest zajęta swoimi sprawami. Jeśli akurat przechodzą obok teatru, to tak.

Poza aktorstwem i nieustannym wcielaniem się w różne postaci nie ma dla pana nic ważniejszego wżyciu?

- No cóż, lubię mój zawód, ale gdybym mógł rozwinąć swoje pasje poza aktorstwem, to grałbym w zespole na perkusji. Poza tym pasjonuję się motoryzacją.

Bohdan Gadomski
Express Ilustrowany
9 września 2009
Portrety
Jerzy Lisowski

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia