Mistrz

wspomnienie o Andrzeju Łapickim

Kończyłem redagowanie powakacyjnego felietonu, gdy usłyszałem z radia informację o śmierci Andrzeja Łapickiego. Oderwałem palce od klawiatury i wyłączyłem radio. W myślach powtórzyłem sobie to, co usłyszałem przed sekundą. Co ważne przed momentem: klarowność tekstu, siła przesłania, problemy językowe ledwo napisanego felietonu - nagle przestało być istotne... Za to pojawił się stan, jakiego doznałem po usłyszeniu wieści o odejściu Zbigniewa Zapasiewicza. Nie umiem tego uczucia oddać słowami - brakuje mi ich...

Zamknąłem niedokończony tekst i otworzyłem nową komputerową stronę. Odczułem potrzebę napisania o nim; o Mistrzu. Problem jest w tym, że cóż świeżego, odkrywczego o nim może napisać ktoś, kto znał go tak, jak miliony innych widzów - ze sceny i ekranu? Nic... Wypadałoby mi jedynie przyłączyć się do żałobnych wspomnień osób, które nauczył aktorstwa, które były z nim blisko, i które jemu były bliskie. Ale też milczeć nie mogę, bo w mojej edukacji kulturalnej Pan Andrzej zajmuje miejsce poczesne - obok, a raczej pomiędzy, Tadeuszem Fijewskim, Kazimierzem Opalińskim, Aleksandrem Dzwonkowskim, Janem Świderskim, Tadeuszem Łomnickim i Zbigniewem Zapasiewiczem właśnie. 

Na scenie Teatru Narodowego oglądałem go tylko dwa razy: w brawurowej, niezwykle dynamicznej roli Arnolfa w "Szkole żon "Moliera oraz roli Autora w "Trzy po trzy" Aleksandra Fredry, którego ukochał. Wydaje mi się, że nie było znaczącej inscenizacji sztuk tego dramaturga w repertuarze "Teatru Telewizji" bez udziału Mistrza...

Ale początki mojej znajomości z nim są sporo wcześniejsze - sięgają czasów, gdy przed każdym seansem w kinach wyświetlano "Polską Kronikę Filmową", której tekst czytał właśnie Mistrz. I to właśnie jego głos zapamiętałem najbardziej. Gdy piszę te słowa, leży obok mnie płyta z serii "Mistrzowie słowa", na której pan Andrzej czyta "Aksamitne pazurki" (pióra E. S. Gardnera). Jakkolwiek to dla niektórych Czytelników zabrzmi sztucznie, może nawet cokolwiek histerycznie, myślę, że minie nieco czasu, zanim posłucham jej znowu. Minie go tyle, ile potrzeba, abym oswoił się z myślą, że do setek ról filmowych i teatralnych Pana Andrzeja nowe już nie przybędą.

Wśród wielu zdjęć emitowanych przez stacje telewizyjne jako tło wspomnień o Zmarłym było jedno, zapamiętałem to, na którym Andrzej Łapicki stoi przytulony do żony na tle drzwi oznaczonych jako "Wyjście awaryjne". Mistrz był spełnionym artystą i mężczyzną spełnionym uczuciowo, aktywnym nauczycielem aktorskiego rzemiosła. I oto Opatrzność kazała mu wejść w drzwi prowadzące do Wieczności. Jest czas narodzin i czas umierania; wiem. Ale trudno pogodzić się z tą zasadą, gdy odchodzi ktoś tej miary, co Andrzej Łapicki...

(-)
Tygodnik Siedlecki
26 lipca 2012
Portrety
Andrzej Łapicki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia