Mitologia w tempie podana
"Maszyneria mitu" - reż. Tomasz Podsiadły - Scena SAM - Centrum KulturyNikt nie ma wątpliwości, że dorobek cywilizacyjny Greków to bezcenne dla kultury europejskiej źródło inspiracji i wiedzy. "Mitologia" według Parandowskiego to lektura obowiązkowa i kultowa w historii polskiej edukacji. Właściwie każdy w szkole musiał "doświadczyć" opowieści o Dedalu i Ikarze, Demeter i Persefonie, wojnie trojańskiej, Prometeuszu czy Syzyfie i zapoznać się z teoriami kosmogonii.
Tomasz Podsiadły wspólnie z Elżbietą Żukowską, autorką scenariusza "Maszynerii mitu", podjęli się karkołomnego zadania, czyli udowodnienia, że bohaterowie mitologii greckiej mogą być wciąż obecni w świadomości przeciętnego Polaka, poprzez skojarzenia ze współczesnymi odpowiednikami postaw i charakterów. Realizatorzy próbowali dowieść prawdy w kwestii uniwersalnego przenikania się zachowań i potrzeb, a także wlać nadzieję w widzów, że warto walczyć niczym mitologiczni herosi. W poszukiwaniach sensów "potrzebnymi" okazali się poeci greccy i rzymscy.
Efektem pracy scenicznej i koncepcyjnej okazał się nieczytelny w formie i treści spektakl, którego podstawowym wyróżnikiem było tempo. Poszczególne sceny szybko traciły na aktualności, dynamiczna muzyka i ruch sceniczny dokonywały "cięć" tak często, że widz gubił się percepcyjnie. Pokazano światy równoległe, czyli poetycko-prozaiczny dyskurs moderowany poprzez widzialną, mitologiczną pośredniczkę oraz historię ludzi uwięzionych w umownej fabryce, zarządzanej przez hydrę, potwora, będącego kwintesencją współczesnej biurokracji. Łącznikiem i bohaterem w obu światach okazał się Adam, nowozatrudniony robotnik w fabryce i miłośnik piękna powiązanego z prawdą o świecie i ludziach. Powstała mieszanka mitologicznego Chaosu, "Metropolis" i bajki dla dzieci bez czytelnego przesłania.
Na wyróżnienie zasługuje gra trojga aktorów drugiej premiery, a zatem drugiej obsady. Wszechstronnie zaprezentowała się Tina Popko, bardzo dynamiczna, sprawna ruchowo i językowo. Przykuwała uwagę interpretacją tekstu i łatwością gry w interakcjach. Najlepszym z panów okazał się Maciej Dmochowski, dobre momenty miał również Piotr Feliś. Muzyka Rafała Kłoczko towarzyszyła aktorom niemal bez przerwy. Charakteryzowała się łagodnymi kompozycjami, które nieustannie zderzały się z głośnym "rozgardiaszem" dźwięków, także wydobywanych mechanicznie poprzez uderzenia łańcuchów. Muzyka stylizowana, rytmiczna, bardzo nasycona.
Widać, że Tomasz Podsiadły poszukuje wyzwań i artystycznego wyrazu. Dotychczasowe inscenizacje, oparte w całości na utrwalonych społecznie tekstach literackich były "łatwiejszą" lekturą dla widza. Tym razem poszukiwanie głębszych sensów, próba adaptacji potrzeb przeciętnego odbiorcy w kontekście mitologicznych postaci w powiązaniu ze współczesnymi dramatami ludzkimi, zahamowaniami i oczekiwaniami, nie powiodła się. Przed młodym reżyserem jeszcze długa droga artystyczna, a że, jak twierdzi, podchodzi poważnie do swojej pracy, sukces to tylko kwestia czasu.