Mizoginizm wypierany

"Żona króla Leara. Czarna komedia" - Teatr Żydowski w Warszawie

Mikołaj Kopernik była kobietą, to i Król Lear kobietą być może.

W ostatnim czasie w kinie i w teatrze popularnym zabiegiem jest nadawanie spektaklom i filmom tytułów błędnie wskazujących na ich kobiecą narrację, jak choćby Róża Wojciecha Smarzowskiego czy Merlin Krystiana Lupy. Na całe szczęście spektakl Jerzego Gruzy, Żona króla Leara. Czarna Komedia, nie stosuje się do tej przedziwnej zasady. Nazwa spektaklu sytuuje bohaterkę w wyznaczonej dla niej roli społecznej – kobiety, żony, dookreślonej przez swoje miejsce u boku mężczyzny. Nie ma tu jak na razie kłamstwa. Przedstawienie nie zostało przecież zatytułowane Królowa Lear. Tekst i inscenizacja podążają konsekwentnie w kierunku ukazania męskiego wyobrażenia o kobiecości.

Role w spektaklu zostały zaprojektowane na kilku poziomach; Izabela Olejnik – aktorka wciela się w rolę aktorki, grającej równocześnie żonę i epizodycznie króla Leara. Sytuacja sceniczna zmuszająca aktorkę do grania kilku ról na raz jest oczywistą metaforą konstrukcji kobiecości. Tendencyjna i niepogłębiona psychologicznie dama stoi u boku starzejącego się męża – również aktora grywającego tu i ówdzie, raczej mało wymagające role. On megaloman, ona idealistka, pewna siebie, bardzo zadbana kobieta. Jest bardziej nowoczesna niż wszystkie młode artystki razem wzięte, wcale nie dynamiczna i pomysłowa, ale aktywna i kreatywna. Podczas dyskusji z mężem wciela się w rolę starego Leara, uwydatniając tym samym swój kunszt aktorski. Król Lear w wykonaniu kobiety jest symbolem metateatralnym.

Przytaczany na deskach teatru tekst sceniczny zawiera w sobie fragmenty dramatu szekspirowskiego. Przy całej schematyczności konfliktów rozważanych na scenie, niebanalne wydaje się wykorzystanie dramatu, którego role przeznaczone były do odgrywania tylko i wyłącznie przez mężczyzn. Autorzy spektaklu w ten paradoksalny sposób rekompensują kobiecie-aktorce mizoginistyczną przeszłość sceniczną, dając jej prawo do Szekspirowskiej roli męskiej. Rola ta jednak zostaje inscenizacyjnie umieszczona w scenografii jednoznacznie wskazującej na przestrzeń domowego zacisza. Kolejne szekspirowskie cytaty będą już wypowiadane przez starego aktora w przestrzeni publicznej telewizyjnego studia.

Poza rolami mężczyzny, kobiety, starości i młodości na czarnej komedii Jerzego Gruzy można naprawdę dobrze się bawić. Pozytywnie zaskakuje scenografia. Sama przestrzeń mówi bardzo dużo o postaciach w niej przebywającej, pomimo to jest zawsze niezwykle estetyczna, co zdecydowanie zwiększa komfort widza. Spektakl nie męczy intelektualnie, dzięki czemu pozwala odbiorcy wyostrzyć się na proponowaną problematykę.

Dwie części inscenizacji różnią się od siebie radykalnie. Pierwsza część jest komedią, o wymiarze kabaretowym. W drugiej części nie ma ani jednego śmiesznego momentu. Jest za to tragedia ludzkiego losu, patetyzm i truizm. Tytułowa czarna komedia, miałaby powstać z nałożenia na siebie dwóch części dzieła. Zapewne takie działanie jest w pełne konsekwentne i celowe, nie zmienia to jednak faktu, że całkowicie zabija poczucie spójności fantastycznie wypracowanego przez scenografkę i aktorów. Wiele wskazuje na to, że wielbiciele Teatru Żydowskiego wybaczą mu tak drobne niedociągnięcia.

Katarzyna Szumlas
Wywrota.pl
23 marca 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia