Młodość masochisty

6. Koszalińskie Konfrontacje Młodych "m-teatr"

Na szóste Koszalińskie Konfrontacje Młodych "m-teatr" 2015 jechałem z wielką ciekawością. Poprzednie edycje przeglądu były przecież dużym sukcesem. Dość powiedzieć, że wśród dotychczasowych laureatów znaleźli się reżyserzy, którzy przebojem wdarli się do krajowej czołówki nie tylko swego pokolenia: Krzysztof Garbaczewski, Maciej Podstawny, Weronika Szczawińska, Marta Górnicka, a wśród wyróżnianych i walczących o wyróżnienia byli też świetnie rokujący: Paweł Palcat, Adam Sajnuk, Anna Popławska, Paweł Świątek, Wojciech Faruga, Radosław Rychcik...

A przecież ten sukces ich wszystkich - i "m-teatru" - to nie był szczęśliwy traf. Siedem lat temu pojawił się w Koszalinie Piotr Ratajczak, młody, związany wtedy ze szczecińskim Teatrem Współczesnym reżyser, który znalazłszy dobre porozumienie z dyrektorującym Bałtyckiemu Teatrowi Dramatycznemu, doświadczonym aktorem i reżyserem Zdzisławem Derebeckim, zrealizował u niego kilka mocnych, ciekawych spektakli. Nie przypadkiem zresztą Derebecki postawił właśnie na Ratajczaka. Już wcześniej szukał kogoś, kto odświeżyłby nieco bałtycką scenę.

Ratajczak go nie zawiódł i zrobił swoje. Jego realizacje w BTD doceniła teatralna Polska. Na fali sukcesu przeniósł się wprawdzie do Wałbrzycha, gdzie powierzono mu dyrekcję artystyczną tamtejszej wysoko notowanej sceny, ale wcześniej przyczynił się do powstania w Koszalinie "m-teatru". Nadania mu młodej formuły (zapożyczonej od koszalińskiego Festiwalu Młodzi i Film) i wysokiej rangi. Bo to m.in. on ściągał na koszaliński przegląd najciekawszych młodych reżyserów z całej Polski.

Nic dziwnego, że o "m-teatrze" zrobiło się głośno. Już sama jego idea trafiała w punkt. Kilka punktów. Po pierwsze: jest w kraju sporo festiwali teatralnych, ale żaden nie ma takiej formuły. Bo tu nie tylko tytułowa - sama w sobie dość enigmatyczna - młodość się liczy. Tu stają w szranki naprawdę młodzi, mający za sobą nie więcej niż dziesięć scenicznych realizacji. Po drugie: ostatnie lata to w polskim teatrze prawdziwy wysyp młodych reżyserów, więc było co pokazać. Po trzecie: przemyślana selekcja przedstawień, które na "m-teatr" zapraszano, sprawiała, że nie tylko było co pokazywać, ale i co oglądać.

Nie bez kozery werdykty jury - wypracowywane, bywa, mozolnie w ramach "burzliwych obrad" - jak przy czwartej edycji "m-teatru", co sami jurorzy uznali za warte podkreślenia w oficjalnym komunikacie - kontrastowały niekiedy z werdyktami publiczności, która też swoje nagrody przyznawała. Na tymże 4. "m-teatrze" jury nagrodziło np. "Przełamując fale" w reżyserii Podstawnego, a widzowie spektakl według Larsa von Triera odrzucili, a nagrodzili "Pawia królowej" w reżyserii Świątka; ale co istotne: oba spektakle prezentowały wysoki, zasługujący na nagrody poziom. Innymi słowy, było też o czym dyskutować.

Regulamin przeglądu zakłada jednak, że nagrodzeni już w Koszalinie twórcy ponownie udziału w "m-teatr" brać nie mogą. Toteż spodziewać się można było, że któregoś sezonu źródło młodości przestanie bić tak mocno i koszalińskie konfrontacje stracą dynamikę.

Najwyraźniej stało się tak przy ich szóstej edycji.

Nie chcę się tu koncentrować na ocenie przedstawień - jako jurorowi niezbyt wypada mi to czynić - ale powiem, że w końcowym werdykcie, wraz z pozostałymi jurorami wyraziliśmy opinię, iż zaniepokoił nas w tym roku zanik poszukiwań twórczych u młodych reżyserów.

Wśród siedmiu konkursowych spektakli nie było właściwie takiego, który niósłby w sobie tę młodość, w którym czułoby się bunt - artystyczny, pokoleniowy, społeczny... Przeważały przedstawienia lepiej czy gorzej zrobione (tych było więcej), ale niezbyt odważne myślowo czy inscenizacyjnie, a jeżeli już, to powielające pomysły poprzedników (Warlikowskiego, Kleczewskiej, Libera) lub... swe własne (Faruga).

Wygrał spektakl ze Współczesnego w Szczecinie: "Świadkowie albo Nasza mała stabilizacja" w reżyserii Katarzyny Szyngiery. Jury doceniło reżyserką robotę i widoczną pracę nad tekstem, co w dzisiejszych - coraz rzadszych - inscenizacjach Różewicza rzadkie. To nie przypadek zresztą, że takie akurat walory prezentował spektakl z teatru Anny Augustynowicz, znanej z dobrej współpracy z młodymi twórcami.

Trzeba jednak rzec, że Świadkowie" nie byli przebojem "m-teatr". Ten oryginalny, acz wykoncypowany spektakl, ukazujący rzeczywistość w symbolicznym skrócie, nie wzbudził w Koszalinie sporów, emocji. Znamienne jednak, że przedstawień, które by do nich skłaniały, nie było na szóstym "m-teatr" wiele.

Trudno się dziwić, że w tych warunkach serca widzów zdobyła "Spowiedź Masochisty" w reżyserii Aline Negra Silva przywieziona do Koszalina przez Teatr im. A. Fredry w Gnieźnie. Przedstawienie o młodych Polakach, dla których katorżnicza praca jest fetyszem i słodką torturą, biorących udział w typowym dla kapitalizmu wyścigu szczurów, tyle że bez typowej dla dojrzałego kapitalizmu satysfakcji zwycięzców. Bo ich praca nie tylko nie przynosi zysku, ale też na dodatek jest wyniszczająca i upokarzająca.

Widzowie żywo reagowali na tę pokoleniową "Spowiedź", bawiąc się jej niewyszukanym - nie zawsze celowo - humorem, lecz przede wszystkim przyjmując życzliwie jej szczerość wyrazu i odniesienia do rzeczywistości. Szkoda, że będące walorami spektaklu artystycznie dość surowego, pełnego przerysowań i naiwnej chwilami inscenizacyjnie ekspresji.

Jechałem więc do Koszalina z nadzieją, a wyjeżdżałem trochę rozczarowany. Podkreślam jednak: "trochę". Zdaję sobie sprawę, że niewysoki poziom tegorocznej edycji to nie tylko kwestia takiej czy innej selekcji. Rozmawialiśmy o tym w gronie organizatorów, selekcjonerów i jurorów. Cóż, "m-teatr" jest tylko odbiciem ogólnych tendencji.

Polski teatr oswaja młodych, mając dla nich oferty dalekie od ich wywrotowych, szalonych marzeń. Sami przez to stają się "masochistami" z nagrodzonego przez koszalińskich widzów spektaklu; tymi, co się zatracają w pracy bez wartości, rezygnując z gestów buntu i ambicji.

Ale może to wyrok pochopny? Bywa tak przecież, że zdarzy się sezon albo rocznik młodych twórców słabszy od poprzednich. Nie co roku na scenie pojawia się Zadara czy Klata, Górnicka czy Szczawińska. Za to koszaliński festiwal trwa i - jak zapewnił prezydent Koszalina na finałowej gali - trwać będzie. Co daje nadzieję, że jego interesująca, nakręcająca oczekiwania, lecz i emocje formuła wiele jeszcze razy stworzy nam okazję do dyskusji i zachwytów nad zmaganiami młodych w Koszalinie. Bo tamtejsze konfrontacje to wciąż jeden z najciekawszych przeglądów teatralnych w kraju. Kciuki za "m-teatr" - organizowany przez dyrektora Derebeckiego za zdumiewająco małe pieniądze (200 tys. zł to pięć razy mniej niż ma szczeciński Kontrapunkt) - trzymam też po prostu dlatego, że trzymam je za przyszłość polskiego teatru.

Artur D. Liskowacki
Kurier Szczeciński
26 czerwca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...