Mocne uderzenie

"Plastelina" - reż: Małgorzata Bogajewska - Teatr Studyjny PWSFTv i T w Łodzi

Tradycją Teatru Studyjnego stało się, iż jeden z dyplomów ocieka brutalnością, przemocą i gwałtem, pozwalając studentom PWSFTv i T na wyzwalanie w sobie i w widzach naprawdę ekstremalnych uczuć. W ubiegłym sezonie takim spektaklem było "Cztery" w reżyserii Szymona Kaczmarka na podstawie "Niepokojów wychowanka Törlessa", tym razem jest to "Plastelina" Małgorzaty Bogajewskiej. To rzeczywiście mocne uderzenie, nie tylko ze względu na treść.

Główny bohater spektaklu to nastolatek Maks (Michał Jaros), którego życie bynajmniej nie jest usłane różami. Jesteśmy świadkami jego codziennych zmagań ze światem, który nie należy do najprzyjemniejszych miejsc. Chłopak jest sierotą, więc wychowuje go niepełnosprawna babcia (Oriana Soika) - staruszka ma chore nogi, z trudem chodzi o kulach. Niestety brak opieki i odpowiednich wzorców skutkuje tym, iż mimo, że młodzieniec w gruncie rzeczy ma dobre serce, popada jednak w nieodpowiednie towarzystwo. W konsekwencji zostaje wyrzucony ze szkoły, wielokrotnie zgwałcony przez silniejszych chłopaków, pobity przez rozwścieczoną, odrzuconą kobietę i jej męża oraz upokorzony za sprawą kłamstw najlepszego kolegi Aleksa (Jakub Mróz). Jego życie to pasmo nieszczęść, jednak najbardziej przeraża fakt, iż wszelkie decyzje zapadają za jego plecami, poza nim samym - on jedynie ponosi ich tragiczne konsekwencje. Wrzucony w wir zdarzeń nie jest w stanie zająć stanowiska, przeciwstawić się otaczającej rzeczywistości. A jest ona wyjątkowo przerażająca. Przede wszystkim dlatego, że bardzo przypomina obrazy pełne szału i agresji, które dobrze znamy z telewizji, czy z własnego podwórka. Strach przed wyjściem wieczorem na ulicę staje się powoli integralnym elementem naszej codzienności. 

Przedstawienie Małgorzaty Bogajewskiej charakteryzuje oszczędna scenografia, ewidentnie jest ono ukierunkowane na zaprezentowanie warsztatu aktorskiego, co jest jednym z podstawowych założeń dobrych przedstawień dyplomowych. Aktorzy ubrani są we współczesne stroje, niczym się więc nie różnią od tysięcy młodych ludzi przemierzających każdego dnia polskie ulice. Historia rozgrywa się w przestrzeni ograniczonej przez trzy ściany - w każdej z nich znajdują się dwie wnęki, w których znikają bohaterowie. Kilka małych prostopadłościanów rozsianych po scenie służy jako krzesła oraz wszelkie inne sprzęty. Całe pomieszczenie jest jednokolorowe, jasne, dlatego istotną rolę w przedstawieniu pełni gra świateł, które przenoszą nas w rozmaite miejsca. Widzimy chłopaków oglądających film w kinie (mrugające światło ekranu), błąkających się po podwórku, grających w karty w mieszkaniu pewnej dziewczyny oraz sikających w szkolnej toalecie. Zmiana przestrzeni każdorazowo sygnalizowana jest zmianą koloru światła, resztę pozostawiono wyobraźni widza. Pozwala to w pełni skupić się na aktorstwie, które w tym spektaklu naprawdę poraża. Młodzi twórcy wspólnymi siłami naszkicowali wyrazisty, realistyczny portret współczesnego piekła codzienności. Piekła, w którym albo ty wykreujesz rzeczywistość, albo ona cię przekształci - na swój podły obraz i podobieństwo.

Tytuł spektaklu ukierunkowuje jego interpretację, przedstawienie rozpoczyna się sceną, w której mężczyzna lepi z plasteliny figurkę człowieka, a następnie w bezwzględny sposób ją niszczy. Tak oto zaczynają się przenikać dwa światy, przedstawienie rozgrywa się w dwóch płaszczyznach. Okazuje się, że postać o destrukcyjnych zapędach to Spiro (imię jest tu dość znaczące, łac. spiro - oddycham) - martwy chłopak, który objął opiekę nad tymi, którzy pozostali. Jest on kimś w rodzaju zastępcy Boga, potrafi zadawać ból Maksowi, jest panem życia i śmierci, rodzajem złego Demiurga. Plastelinowa figurka jest podobna do lalki voodoo - dzięki niej zadawanie cierpienia staje się dziecinnie proste. Okazuje się jednak, że widok umęczonego, martwego głównego bohatera wcale nie przynosi ulgi, nie zaspokaja destrukcyjnych żądzy, Spiro (Andrzej Niemyt) popada bowiem w odrętwienie, na zmianę dotyka figurki i ciała Maksa, powtarzając po wielokroć swoje kolejne życzenie: „Żyj!”. Niestety jest już za późno.

„Plastelina” to spektakl o nieodwracalnym, o tym, że z rozdrapywanych wciąż od nowa ran emanuje jad zatruwający całe otoczenie. To także mocne aktorskie uderzenie, które skutecznie zabija spokojny sen. Po tym spektaklu życzenie kolorowych snów staje się jedynie pełnym ironii dowcipem.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
16 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia