Mocny spektakl dla dorosłych i świetni aktorzy
"Bella Figura" - reż. Grzegorz Wiśniewski - Teatr Wybrzeże w GdańskuBella Figura w Teatrze Wybrzeże to zdecydowanie spektakl dla dorosłych. Inteligentnie odczytany, ciekawie zwizualizowany, nowocześnie udźwiękowiony i dobrze zagrany. Z bardzo pomysłową scenografią. Przyjemnie nie będzie, ale za to mądrze.
To historia jakich wiele i zaczyna się banalnie. On - Boris (Michał Jaros) ma żonę, dzieci, finansowe kłopoty. Ona - Andrea (w tej roli Agata Bykowska) jest jego kochanką. Mieli iść na kolację, ale sprzeczają się, prowokują i prawie rezygnują.
Nieszczęśliwy wypadek spowoduje jednak, że spędzą ten wieczór ze znajomymi: z Françoise (Katarzyna Dałek), która jest przyjaciółką żony Borisa i Erickiem (Jakub Nosiadek). Oni świętują w tej restauracji urodziny matki Erica - Yvonne (Katarzyna Figura). Ale niech nie zwiedzie nikogo zabawna, godna burleski fabuła.
To spotkanie zacznie się niezręcznie i niedobrze skończy. Atmosfera gęstnieje z każdą minutą, a bohaterowie zostają obnażeni. Czy brutalna prawda o nich samych przyniesie im katharsis?
Spektakl "Bella Figura" jest adaptacją, i prapremierą w Polsce, najnowszej sztuki współczesnej, francuskiej dramatopisarki Yasminy Rezy. Autorki m. in. "Boga mordu", na podstawie którego Roman Polański nakręcił film "Rzeź".
W spektaklu wyreżyserowanym przez Grzegorza Wiśniewskiego akcenty rozłożone są nieco inaczej niż w oryginalnym tekście.
Zmarginalizowana, postarzała, znieczulająca się lekami i alkoholem postać matki urasta tu do roli pierwszoplanowej - granej przez Katarzynę Figurę. To jedno z lepszych jej ostatnich wcieleń. Yvonne Figury jest starzejącą się pięknością, niepogodzoną nie tylko z odchodzącą młodością, ale też z wynikającym stąd lekceważeniem jakie serwują jej bliscy i świat.
(W sztucznym futrze "w panterkę" i wielką torebką przypomina Catherine Deneve w "Dwóch kobietach" Martina Provost'a. Podobieństwo można odnaleźć też w zawodowej drodze obu aktorek, którą przeszły: od męskiego fetysza - Deneve w "Piękności dnia", Figura w "Pociągu do Hollywood" - do dojrzałości.)
Dlatego wierzę Figurze, gdy śpiewa tak dramatycznie, wręcz kompulsywnie "I Put a Spell On You Live", głosem, którego nie powstydziłyby się Tom Waits. To jedna z bardziej poruszających scen w spektaklu.
Yvonne ucieka więc w uzależnienie, odrętwienie, resztkami sił budząc się, by manipulacją i w otwartym boju, przechodząc płynnie od czułości do agresji, bezbronności po atak, walczyć o ostatnią miłość swojego życia. O atencję syna. I Figura jest w tym bezbłędna.
Od pierwszych chwil jej Yvonne czuje też porozumienie z najbardziej dramatyczną postacią w sztuce - z Andreą (świetnie partnerująca Figurze Agata Bykowska). Nie potępia jej, czuje podobieństwo, co uświadamia nam choćby scena, gdy Yvonne zakłada szpilki dziewczyny, symbolicznie "wchodzi w jej buty". Widzi w niej siebie sprzed lat.
Andrea stoi na straconej pozycji. Dziś jeszcze piękna, dokonując złych wyborów zbliża się nieuchronne do momentu, w którym mieszczański świat wystawi jej rachunek. Kochanka nie ma prawa głosu, powinna trzymać się w cieniu, ale Andrea rozbija ustalony porządek rzeczy. Nie chce już udawać. Wrażliwa, chwilami krucha, czasem wulgarna, żąda prawdy i szacunku dla siebie. Rola Agaty Bykowskiej jest pełna niuansów, prawdziwa, zbudowana na głębokim zrozumieniu i współczuciu dla postaci. Niezwykle też wymagająca. Reżyser obnaża pragnienia Andrei symbolicznie, dosłownie odsłaniając ją samą. Aktorka musi zmierzyć się z nagością, którą nosi przez niemal połowę spektaklu. To nie jest erotyczna gra, subtelne kuszenie, tylko dosłowne odarcie z intymności, a Andreę - z godności.
Wszystkie postaci w tym dramacie łączą skomplikowane relacje - matka rywalizuje o syna z pełną zahamowań Françoise - Katarzyna Dałek daje jej rys wyrafinowany, lecz skrywający słabości, wiarygodny. Pierwotnie lojalna wobec żony Borisa Françoise utonie we własnych ograniczeniach. Boris (Michał Jaros) to typ macho, który bardzo szybko rozpada się na tchórzliwe fragmenty. Miota się, robi dużo hałasu, próbuje panować nad sytuacją, dominować, ale w miarę upływu czasu staje się coraz mniejszy i mniejszy. Andrea rzuca mu koło ratunkowe: "Może ta katastrofa to twoja życiowa szansa".
Być może najsłabiej zaznaczona jest postać Ericka. Jakub Nosiadek gra "nieco obok" kreowanego przez siebie drętwego, pozbawionego empatii dyrektora. Nie pomaga mu też kostium sceniczny.Reza zapisała w didaskaliach "W tekście są słabo zaznaczone konieczne pauzy, chwile milczenia i momenty niepewności. Wszystkie te przerywniki są ważne." Mam wrażenie, że reżyser z nich zrezygnował.
Do brutalizującej konwencji - akt miłosny w toalecie to aż nazbyt czytelny symbol relacji głównych bohaterów - dodał bardzo szybko rozkręcone do granic emocje. Konwersację co rusz rozsadzają gejzery skrywanych namiętności i wzajemnych pretensji. Wszystkiego jest tu za dużo - krzyku, seksu, nagości, osób przy stole, świdrującej muzyki (świetny Filip Kaniecki), gwałtowności, a wszystko to po to, aby wytrącić nas z dobrego samopoczucia. To mu się udaje, ale zbyt szybkie wejście na wysokie C powoduje, że środki, którymi zohydza nam ten świat muszą coraz być mocniejsze. W rezultacie już niemal od początku jesteśmy bombardowani trudnymi emocjami, jakbyśmy też zostali ustawieli w roli. Czujemy niezręczność i zażenowanie, jak Françoise spotykająca męża przyjaciółki z kochanką. I jak tu udawać spokój, obojętność kiedy wszystko się w nas kotłuje?
Wiśniewski serwuje nam też gest: "tacy jesteście pod maskami - brudni, odrażający, źli. Miłości nie ma, jest erotyczny układ, który się kończy, gdy sprawy się komplikują".
Nie tylko dla bohaterów sztuki jest to katharsis.
To zdecydowanie spektakl dla dorosłych. Inteligentnie odczytany, ciekawie zwizualizowany, nowocześnie udźwiękowiony i dobrze zagrany. Z bardzo pomysłową scenografią Mirka Kaczmarka. Przyjemnie nie będzie, ale za to mądrze.