Mój Janusz bardzo żałuje, że uwiódł biedną Halkę
rozmowa z Mariuszem Kwietniem- Myślę, że w połowie XIX wieku byłoby absolutnym mezaliansem wzięcie ślubu chłopki ze wsi - Halki z wysoko urodzonym paniczem - Januszem. Ich związek nie miał wówczas racji bytu, a sądzę, że Halka była jedyną kobietą, którą Janusz prawdziwie pokochał mówi Mariusz Kwiecień, który w "Halce" wystawianej w Operze Krakowskiej zaśpiewa partię Janusza
Do jakiej kategorii ról mógłby Pan zaliczyć rolę Janusza?
Na pewno nie należy ona do ról łatwych, tak jak nie są nimi pozostałe role w "Halce". Janusz nie trafi jednak na stałe do mojego repertuaru. To wyłącznie mój kaprys. Wiem bowiem, że dziś nigdzie poza Polską nie mógłbym tej roli zaśpiewać. Kraków jest do tego idealnym miejscem.
Czy, jako solista, polubił Pan postać tego uwodziciela?
Przyznam się, że nie lubię żadnej postaci, którą gram (śmiech). To bowiem charaktery, które zupełnie nie współgrają z tym, jak sam postępuję w życiu. Nie uwodzę, nie zdradzam, nie maltretuję psychicznie swoich przyjaciół czy zdobyczy mojego serca.
Takie zachowania są mi zupełnie obce. Zawsze staram się jednak znaleźć w sobie pewne cechy osobowości, które łączą mnie z granym bohaterem na scenie. Nigdy się jednak z nim nie utożsamiam i dlatego też nie darzę go żadnym uczuciem. Wiem tylko, że muszę go zagrać i być na tyle wiarygodny, by publiczność miała poczucie, że na scenie pojawia się bohater z krwi i kości. Tylko ja jestem za to odpowiedzialny. Mój bohater musi mieć zawsze przysłowiową głowę, ręce i nogi.
Dołożyłabym to tych elementów jeszcze serce...
Tak, to prawda. To jedyna i idealna kombinacja, która naprawdę może wiarygodnie zaistnieć na scenie. Reszta jest fikcją.
Janusz to kolejny czarny charakter w Pańskim repertuarze. Czy odkrył Pan jakiekolwiek okoliczności łagodzące, które usprawiedliwiłyby wyrachowane postępowanie bohatera, który najpierw uwodzi, a potem porzuca tytułową Halkę?
Myślę, że w połowie XIX wieku, w czasach, w których została usytuowana ta opera, byłoby absolutnym mezaliansem wzięcie ślubu chłopki ze wsi - Halki z wysoko urodzonym paniczem - Januszem. Ich związek nie miał wówczas racji bytu, nawet jeżeli ich miłość była prawdziwa, a sądzę, że Halka była jedyną kobietą, którą Janusz prawdziwie pokochał. Musiał ją jednak porzucić z wielu przyczyn. Stracił majątek i musiał wżenić się w rodzinę, która wraz z piękną żoną - Zofią, da mu też piękny posag. Nęcony pieniędzmi i wciągnięty w pewien rodzinny układ, co dobitnie zostanie pokazane przez reżysera, Janusz wybrał Zofię, serce bije mu jednak tylko dla Halki.
Czyli Janusz nie będzie typowym czarnym charakterem?
On będzie raczej szary. Zrobił coś, co musiał zrobić, bo został do tego przymuszony. Być może okazał się za słaby i za tchórzliwy, by postąpić inaczej. Ale z drugiej strony takie były wtedy czasy i to jedyne okoliczności łagodzące zachowanie Janusza.
Nie obawia się Pan reakcji melomanek, które mogą go nie pokochać?
Zupełnie nie mam takich obaw. Grałem już w Krakowie Don Giovanniego, czyli jednego z najczarniejszych operowych charakterów i Oniegina, który jest zresztą bardzo podobny do Janusza. Mimo to publiczność nie czuła do nich odrazy.
Januszem z "Halki" miotają namiętności. Czy śpiewając o miłości będzie Pan próbował nawiązać wzrokowy kontakt z publicznością?
Będę. Szczególnie, kiedy będę wykonywał jedną z arii, w której śpiewam, że bardzo żałuję tego, że uwiodłem Halkę. Mam wtedy wyrzuty sumienia. Jakiś głos krzyczy we mnie: "dlaczego ją uwiodłem". To aria śpiewana właśnie wprost do publiczności. Kiedy się kończy, na scenę wchodzi Halka. Wtedy rozpoczyna się nasz miłosny duet, a ja jako Janusz śpiewam do niej: "odejdź stąd", by po chwili szeptać: "nie opuszczę cię do końca moich dni". To rodzaj małżeńskiej przysięgi, która wcale nie jest pustosłowiem. Gdyby Janusz kompletnie nic nie czuł do Halki, nigdy nie sformułowałby tak pięknych słów.