Mój "Jezus Chrystus Zbawiciel" to nie jest herezja

rozmowa z Michałem Zadarą

Mój spektakl "Jezus Chrystus Zbawiciel" nie jest specjalnie obrazoburczy. Myślę, że jest rodzajem utworu muzyczno-lirycznego, który przypomina o ważnych sprawach; o tym, że twórca religii, która leży u podstaw porządku europejskiego, nie był sojusznikiem władzy, tylko marzył o lepszym świecie. O tym staramy się opowiedzieć w formie punkowego, wyrazistego komunikatu - mówi Michał Zadara.

Lidia Raś: Zdecydował się Pan na adaptację monodramu Klausa Kinskiego "Jezus Chrystus Zbawiciel". Ta wersja życia Jezusa, autorstwa słynnego artysty-skandalisty, powstała ponad 40 lat temu jako efekt jego studiów nad ewangeliami. Kinski prezentował ją dwukrotnie. Wpisała się idealnie w epokę i ideały dzieci-kwiatów, buntu społecznego, w którym Jezus mógł uchodzić za rewolucjonistę. A dziś? Jaki jest sens, by sięgać obecnie po ten tekst?

Michał Zadara: Dla mnie w tym tekście nie jest ciekawy Kinski, który zdecydował się występować w ewangelizującym spektaklu, nie będąc autorytetem w dziedzinie teologii, ale tekst.

Jest bardzo jednoznaczny w ocenie i adekwatny do poziomu obecnej rozmowy o Kościele w Polsce.

Ta dyskusja nie jest prowadzona na poziomie profesorów teologii i "Tygodnika Powszechnego" lecz na znacznie niższym. Z jednej strony mamy konserwatywną, religijną prawicę, która przedstawia chrześcijaństwo jako religię zachowawczą i tradycyjną, dbającą o średnią klasę i rodzinę. Z drugiej - mamy ruch laicyzujący, który odwraca się od Kościoła. Nie ma tej strony, która by, tak jak Kinski i teologia, z której on wyrósł, mówiła, że chrześcijaństwo jest siłą rewolucyjną w świecie, że nie wspiera władzy rodziny, a Jezus nie był po stronie władzy. Chrystus zaburzał porządek, ale nie tworzył go; zapewne nigdy nie byłby też po stronie zwolenników kary śmierci. Nie ma wyraźnego głosu, który by przypominał o tym , co jest oczywiste po lekturze ewangelii, że Jezus był siłą wywrotową w ówczesnym świecie.

Dlatego Pan mówi, że "zbyt łatwo oddaliśmy Jezusa konserwatystom"? Chce Pan zabrać Jezusa Kościołowi, prawicy? I oddać komu?

- Jakiś czas temu pojawiły się opinie, że prawica nie powinna mieć monopolu na patriotyzm. Można też powiedzieć, że nie powinna mieć monopolu na Jezusa. Szczególnie, że konserwatyści musieli się mocno starać, by zatuszować wszystkie antyestablishmentowe treści jakie niosą ewangelie. Jeżeli mówią one wprost, że najlepiej służyć Jezusowi opuszczając swoją rodzinę, zapominając o matce, nie posiadając niczego, to uderza to wprost w konserwatywny porządek każdego czasu. Nie tylko naszego, także czasów Jezusa. Także wtedy żyli ludzie, którzy mówili, że trzeba wzmocnić instytucję rodziny, zaostrzyć kary dla przestępców i dogadać się z władzą. Jezus był alternatywny wobec tych działań, ale nie rewolucyjny. Był autonomiczny, starał się stworzyć swój system społeczny poza istniejącym porządkiem. W tym sensie był rewolucyjny, ale nie był rewolucjonistą; przeciwstawiał się tym, którzy mówili, że trzeba obalić ówczesny porządek polityczny i stworzyć nowy. Obce były mu poglądy i działania zelotów, którzy - tak jak dzisiejsi radykałowie - twierdzili, że żyją pod dyktaturą, którą trzeba obalić. W zestawieniu ze sprawami ostatecznymi, miłością, koniecznością darzenia szacunkiem każdego człowieka, te problemy były dla Jezusa drugorzędne; należały do cesarza i nie chciał się nimi zajmować. Uważał natomiast, że warto tworzyć autonomiczny świat, który opierałby się na zupełnie innych zasadach. Chodzi o to, by wpuścić w dyskurs religijny głos inny niż tylko konserwatywnej prawicy.

Czy to znaczy , że Pana spektakl będzie deklaracją nowej religii? Obrazoburczą manifestacją?

- Nie, jest to spektakl artystyczny i jako taki ma być dla widza przede wszystkim przyjemnością. Ale gdy stwarzam spektakle, które mają być przyjemne dla widza, to myślę też o aspekcie intelektualnym i emocjonalnym. Przyjemność odbioru spektaklu nie polega tylko na tym, że towarzyszy mu ładna muzyka i pięknie mówiony tekst (choć tak właśnie jest), ale także na tym, że dostarcza on treści, nad którymi można pomyśleć, którymi można się wzruszyć, które są ciekawe. I to daje właśnie tekst monodramu Kinskiego. Spektakl nie jest specjalnie obrazoburczy; myślę, że jest rodzajem utworu muzyczno-lirycznego, który przypomina o ważnych sprawach; o tym, że twórca religii, która leży u podstaw porządku europejskiego, nie był sojusznikiem władzy, tylko marzył o lepszym świecie.

"Poszukiwany: Jezus Chrystus. Oskarżony o mącenie ludziom w głowach, skłonności anarchistyczne, spisek przeciw władzom państwowym." Gdyby Jezus ponownie przyszedł na świat, to establishment znów by go zabił? Czy na to pytanie widz uzyska odpowiedź w Pana spektaklu?

- Jezusa szuka się w domach dla uchodźców, z którymi pracuje, domach publicznych, wśród prostytutek albo poszukiwany jest jako niebezpieczny terrorysta. Miejsce Jezusa jest zdecydowanie na marginesie, bo sam się na nim umieścił. Zawsze działał wśród proletariatu, odrzuconych na margines społeczeństwa. Także dziś można by go tam szukać, a nie w instytucjach religijnych. Za swego życia tylko raz przecież rozmawiał z kapłanami, i to wzbudzając kontrowersje.

Tekst Kinskiego nie byłby chyba tak popularny, gdyby nie filmowy zapis jednego z dwóch spotkań z publicznością. Ale film Petera Geyera akcentował kilka kwestii: dramat artysty niezrozumiałego przez tłum, problem społeczny, polityczny, religijno-etyczny. Pan skupia się tylko na przesłaniu tekstu.

- Film, który Pani wspomina, jest bardzo dobrym dokumentem o nieudanym spektaklu teatralnym. Geyer pokazał w nim, co się dzieje z aktorem, który zaryzykował bardzo dużo, a gdy wszedł na scenę, okazało się, że to co ma do powiedzenia nie jest ciekawe dla ludzi. Kinski był przecież charyzmatycznym aktorem, gwiazdą swych czasów, a tymczasem 3 tysiące ludzi wymknęło mu się spod kontroli. I o tym jest ten film, a nie o samym tekście Kinskiego. Mnie natomiast w tym momencie nie interesuje Kinski, ale jego monolog. W spektaklu staramy się mówić o Jezusie w formie punkowej, w formie wyraźnego, prostego komunikatu, wkraczając na inne pole dyskursu. W tym może jesteśmy podobni do działań aktywistek z Pussy Riot, tyle że jesteśmy w lepszej sytuacji; nas nikt nie zaaresztuje.

Skupiając całą uwagę na treści przesłania, musiał Pan dobrać odpowiednią jego formę. Nie jest to jednak, jak można by się spodziewać, monodram. Koncert? Performance? Na scenie zobaczymy Barbarę Wysocką, której partnerować będą muzycy Leszek Lorent oraz Bartłomiej Tyciński.

- Myślę, że nie trzeba tego spektaklu wkładać w jakieś formy gatunkowe, by się lepiej poczuć. Na scenie występują trzy osoby, które współpracują, tworząc dźwięk i przestrzeń tego tekstu. Różne jego części przedstawiamy jako różne stylistycznie piosenki, więc jest to raczej koncept-album. Barbara Wysocka i zespół opowiadają w ten sposób historię Jezusa.

Pracuje Pan teraz także nad innym projektem muzycznym: "Chopin bez fortepianu".

- Pracujemy z Jackiem Kaspszykiem nad, chyba pierwszym w świecie, wykonaniem obu koncertów Chopina bez fortepianu. Będzie w tym spektaklu pełna orkiestra symfoniczna Sinfonietta Cracovia, którą będzie dyrygował wspomniany Jacek Kaspszyk, ale zamiast solisty przy fortepianie, wystąpi Barbara Wysocka. Jej rolę można rozumieć różnorodnie: od relacjonowania muzyki, przez pytania aż do refleksji teoretycznej o roli Chopina i naszej w kulturze. Podejmuję tematy z przeszłości, myśląc jak one mogą ewoluować i funkcjonować we współczesnej kulturze. Nie odwracając się od tradycji, stwarzamy nowe fakty w kulturze. Teraz skupiam się na przejściu od tradycyjnego odtwarzania tych koncertów do wytworzenia nowej jakości, nie odwracając się do tradycji. Ci widzowie, którzy znają moje prace, wiedzą, że są mocno zakorzenione w klasyce polskiej, w historii, więc trudno byłoby sobie wyobrazić, że mój nowy spektakl nie będzie się odwoływał do przeszłości. Autorski tekst to wynik pracy wielu pianistów, muzykologów, uzupełniony listami Chopina, teorią muzyki, filozofią Brzozowskiego i Nietschego. Staramy się przez tego Chopina zmierzyć z sytuacją człowieka kulturalnego w dzisiejszych czasach.

Lidia Raś
Dziennik Polska "The Times"
15 lutego 2013
Portrety
Michał Zadara

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...