Molier w czystej postaci

Opera Rara

Twórcy festiwalu dokonali rzeczy wydawałoby się niemożliwej -pozwolili nam ujrzeć i usłyszeć słynną arcykomedię oczami i uszami Ludwika XIV

Szkoda tylko, że w znakomitej polityce kulturalnej Krakowa animację rodzimego życia artystycznego wypiera stopniowo wyłącznie import zachodnich przebojów. W miniony weekend francuski ansambl Le Poeme Harmonique kierowany przez Vincenta Dumestre oraz rozbudowany zespól aktorów, śpiewaków i tancerzy pod reżyserskim przewodnictwem Benjamina Lazara zamienił salę krakowskiego Teatru im. Juliusza Słowackiego w prawdziwy wehikuł czasu. Z epoki Króla Słońce "teleportowano" nie tylko tekst komedii Moliera oraz muzykę Lullego, lecz także prawdziwie dworskie układy choreograficzne (Cecile Roussat), scenografię (Adeline Caron), kostiumy (Alain Blanchot), rekwizyty (Fred Jacq), barokową francuszczyznę i gestykulację, a nawet oświetlenie złożone z obfitego zestawu woskowych świec. 

Archeologia geniuszu 

Wszyscy ci artyści zasługują choćby na wzmiankę, bowiem ich imponująca "archeologiczna" prąca osiągnęła poziom empatycznego geniuszu. Manieryczny i pozornie odległy język sceniczny (vide: aktorzy kierujący kwestie w stronę publiczności nawet podczas dialogów) przemawiał w sposób zaskakująco naturalny i sugestywny. Zresztą salwy śmiechu i spontanicznych oklasków, wybuchające naprzemiennie podczas czterogodzinnego spektaklu, stanowiły jego najlepszą recenzję. 

Nie warto oczywiście wdawać się w dywagacje na temat aktualności Molierowskiej opowieści o kulturalnych aspiracjach nieokrzesanego nuworysza oraz cynicznym użytku, jaki czynią ze snobistycznego kompleksu otaczający go zewsząd "arystokraci ducha" (ponoć o klasie komediopisarza świadczy między innymi dar autoironii...). Dowodzą jej przecież kolejne filmowe adaptacje (siedem na przestrzeni ostatniego półwiecza) oraz parafrazy (ostatnio znakomite "Gusta i guściki" Agnes Jaoui). Rzecz w tym, że po raz pierwszy mieliśmy okazję ujrzeć "Mieszczanina" w jego oryginalnej gatunkowej postaci. Comedie--ballet, o którym mowa, stanowił historyczną efemerydę, opatentowaną przez Moliera i Lullego na potrzeby francuskiego dworu, niechętnego początkowo nowomodnej włoskiej operze. XVII--wieczni dyktatorzy paryskiej mody powołali więc do życia hybrydę popularnych dworskich przedstawień tanecznych oraz klasycystycznej komedii. Hybrydę nie aspirującą bynajmniej do operowej syntetyczności, a raczej szczycącą się swym synkretycznym, wielobarwnym potencjałem. 

Skromna intryga 

W Krakowie rzucała się w oczy, choć bynajmniej nie drażniła, dysproporcja między dwoma częściami przedstawienia: pierwszą - bardzo skromną muzycznie i zawierającą w sobie niemal całą komediową intrygę Moliera -oraz drugą, stanowiącą w zasadzie rodzaj nieprogramowego, anegdotycznego przedstawienia baletowego. Co charakterystyczne, pojawienie się w spektaklu muzyki oraz tańca poparte było zawsze fabularnym pretekstem (np. przedstawieniem królewskiego baletu albo sfingowanym tureckim rytuałem inicjacyjnym) i najczęściej nosiło znamiona stylizacji, cytatu albo parodii (arcydowcipne i pełne wdzięku kulturowe portrety Hiszpanii, Włoch, Francji oraz Bliskiego Wschodu). Z dzisiejszej perspektywy tę zapomnianą formę należałoby określić mianem "klasycy-stycznego kabaretu". Zresztą akrobatyczne popisy tancerzy oraz absurdalne gagi rodem z commedii dell\'arte budziły nieodparte skojarzenia ze spektaklami kabaretów Mumio czy Łowcy B. Cóż, Molier i Lully byli wyznawcami starego etosu twórczego, wedle którego wykwintna rozrywka nie wyklucza artyzmu oraz pedagogicznej glębi. O tym, że absolutystyczne aspiracje romantyków i modernistów nie zakwestionowały całkowicie tego stwierdzenia, przekonał krakowski "Mieszczanin". Kilkuset lat wymagało przywrócenie do życia oryginalnej formy comedie-ballet. Przez ten czas dramat Moliera wystawiano bez oprawy muzycznej (lub z pasującymi 

jak pięść do nosa kompozycjami Straussa czy Szymanowskiego), zaś taneczne drobiazgi Lulle\'go pojawiały się sporadycznie w programach koncertów. "Poinformowana historycznie" inscenizacja dzieła ma więc walor muzycznej oraz teatralnej rewelacji. 

Hitowy "Mieszczanin" 

"Mieszczanina" zaimportowano do Teatru im. Juliusza Słowackiego dobrych pięć lat po światowej premierze, z kilkudziesięcioma wysoko ocenianymi spektaklami, szeregiem prestiżowych nagród muzycznych i teatralnych oraz bestsellerową rejestracją DVD (50 tysięcy sprzedanych egzemplarzy) na koncie. 

"Opera rara" to, cytując organizatorów cyklu, "produkt kulturalny klasy premium". Podobnie zresztą, jak poświęcony klasykom XX wieku festiwal Sacrum Profanum czy barokowo-religijne Misteria Paschalia. Krakowskie Biuro Festiwalowe osiągnęło mistrzostwo w promowaniu kosztownych, luksusowych i znakomitych artystycznie produktów, obarczonych minimalnym artystycznym ryzykiem. Nie budzi żadnych wątpliwości, że zasługi tej instytucji dla kultury rodzimej są nie do przecenienia. Byłoby jednak niedobrze, gdyby wyznaczyły one wyłączne standardy działania dla innych miast, ośrodków, organizacji. Chyba że pragniemy stać się biernymi konsumentami kultury, nie dając rozwinąć skrzydeł nienarodzonym jeszcze Góreckim i Pendereckim. Czy istnieje alternatywa? Owszem: wystarczy brać przykład z polityki kulturalnej Wrocławia - nie tak medialnej i spektakularnej, ale w dłuższej perspektywie o wiele bardziej brzemiennej w skutki. Już dziś istniejące zaledwie od sześciu lat biennale "Musica Electronica Nova" realnie przyczyniło się do renesansu polskiej muzyki komputerowej, zaś nietuzinkowy program Opery Wrocławskiej przypomniał fenomenalne "Jutro" Tadeusza Bairda oraz przywrócił do twórczości scenicznej Pawia Mykietyna, do której zdaje się on być szczególnie predestynowany. "Produkt kulturalny klasy premium" czy odrodzenie znakomitych polskich tradycji muzycznych? A może nie ma tu żadnej sprzeczności?

Michał Mendyk
Dziennik
12 czerwca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia