Moniuszko XXI wieku?

"Sudden Rain" - reż: Maja Kleczewska - Opera Narodowa w Warszawie

Opera Narodowa stała się juz mekką poszukujących reżyserów. Czy okaże się tez szansą dla młodego pokolenia kompozytorów? Przed czwartkową premierą "Between" Agaty Zubel oraz "Sudden Rain" Aleksandra Nowaka reżyserii Mai Kleczewskiej w Operze Narodowej w Warszawie

- We współczesne życie operowe wpisany jest wewnętrzny konflikt. Mozart wystawiany w historycznych kostiumach gryzie się z otaczającą rzeczywistością i wyobraźnią widzów. Z kolei "Mozart w dżinsach" oznacza wewnętrzny konflikt gatunku - mówi Agata Zubel. - Wydaje się, że optymalnym rozwiązaniem są nowoczesne inscenizacje powstających obecnie utworów. Współcześni kompozytorzy oddychają przecież tym samym powietrzem co widzowie teatrów, jeżdżą szybkimi samochodami i rozmawiają przez komórki. Oczywiście słychać wciąż opinie o "chaosie zamiast muzyki" albo "dyktaturze szarpidrutów", ale wyrastające jak grzyby po deszczu awangardowe festiwale oraz ciągnące na nie tłumy młodych odbiorców mówią same za siebie. 

Opera jako paradoks

Entuzjazm Agaty Zubel nie znajduje niestety potwierdzenia w doświadczeniach XX--wiecznej opery w Polsce i na świecie. Jako ostatnie arcydzieła gatunku wymienia się najczęściej "Wozzecka" Berga, "Zamek Sinobrodego" Bartoka albo "Lady Makbet mceńskiego powiatu" Szostakowicza, a w każdym razie kompozycje stworzone jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Ukończony w 1924 roku "Król Roger" Karola Szymanowskiego dopiero ostatnio spotyka się z należytym zainteresowaniem. Polscy kompozytorzy powojenni najczęściej

nie podejmowali operowego wyzwania. Lutosławski uważał nawet cały gatunek za śmieszny, wręcz pozbawiony sensu, i dopiero pod koniec życia zaczął rozważać adaptację staroperskiego poematu "Konferencja ptaków". Trudno nie dopatrzeć się w tego typu deklaracjach lęku przez odebraniem nowoczesnej muzyce statusu sztuki elitarnej, abstrakcyjnej i absolutnej.

- W scenicznej syntezie sztuk tkwi nieprzebrany potencjał. A dla kompozytora oznacza to zawsze oddanie pola, podporządkowanie się wizjom reżysera, scenografa itd. - wyznaje bez ogródek Zubel, będąca także znakomitą sopranistką i etatową polską interpretatorką współczesnych oper. Nie tak dawno zagrała w znakomitej warszawskiej inscenizacji "Zagłady domu Usherów" Philipa Glassa, która reżyserce Barbarze Wysockiej przyniosła m.in. Paszport Polityki. Bezprecedensowy sukces oper amerykańskiego minimalisty to właśnie efekt daleko idącego kompromisu, zgody na sprowadzenie radykalnie uproszczonej i monotonnej partytury do roli teatralnej muzyki tła. W pewnym sensie "Zagłada domu Usherów" pozostaje autorskim dziełem Glassa w takim samym stopniu jak słynny film "Godziny" Stephena Daldry\'ego...

Między słowami 

Inną strategię wybrał Krzysztof Penderecki - jedyny znany na świecie współczesny kompozytor operowy z Polski. Nie licząc awangardowych "Diabłów z Loudun", twórca "Raju utraconego" "Czarnej maski" i "Króla Ubu" posługiwał się konsekwentnie formalnymi oraz dramaturgicznymi środkami typowymi dla estetyki romantycznej i ekspresjonistycznej. Zatem również postawa Pendereckiego wyraża - choć w zupełnie inny sposób - kapitulację współczesnej muzyki wobec operowego wyzwania. Splecione wcześniej ścieżki teatru oraz muzyki rozeszły się w początkach minionego stulecia, a doprowadzenie do ich ponownego spotkania na nowoczesnym gruncie estetycznym okazuje się sztuką wyjątkowo trudną. Ostatnimi czasy udała się ona zaledwie kilku twórcom. Nieliczni, jak Niemiec Heiner Goebbels, zdolni byli połączyć pełną odpowiedzialność za warstwę muzyczną i literacką z rolą inscenizatora. Inni, jak awangardowy reżyser amerykański Robert Wilson, budowali "nową operę" od podstaw, podejmując symbiotyczną współpracę z kompozytorami nad każdą frazą, wersem oraz gestem. Tak w latach siedemdziesiątych powstał epokowy "Einstein na plaży" z muzyką Philipa Glassa (tego samego!), a dekadę później "Materia" Holendra Louisa Andriessena. - To byłoby optymalne rozwiązanie. Szkoda, że w polskich warunkach niemożliwe -komentuje przypadek Roberta Wilsona Agata Zubel. - Na szczęście ja i Alek mamy przyjemność pracować z bardzo wrażliwym i czujnym muzycznie reżyserem. Mowa o Mai Kleczewskiej. Jej totalne odczytanie dramatu "Marat/Sade" Petera Weissa z muzyką Zubel, wystawione przez warszawski Teatr Narodowy wielu uznało za przełom. W tym spektaklu Kleczewskiej muzyka Agaty Zubel była wszechobecna, organicznie powiązana z akcją, pełna przewrotnych sensów oraz aluzji. Nic dziwnego, że pracując nad swoim "Between", kompozytorka odważyła się oddać sprawdzonej reżyserce pełną odpowiedzialność za dzieło. - Świadomie zrezygnowałam z libretta, anegdoty, jakiegokolwiek poziomu znaczeniowego, od którego można by się odbić. Co prawda, w śpiewanej przeze mnie partii solowej pojawiają się słowa, jednak pełnią one funkcję czysto brzmieniową i ekspresyjną - wyjaśnia Agata Zubel. - Chodziło mi o zbadanie możliwości komunikacji pozawerbalnej, której wszyscy przecież doświadczamy, chociażby próbując nawiązać kontakt z małym dzieckiem albo obcokrajowcem, którego języka nie znamy. Podobną rolę odgrywają w "Between" abstrakcyjne elementy baletowe oraz przestrzenna warstwa elektroniczna. To mój powrót do źródeł gatunku z pominięciem ciężaru jego wielowiekowej tradycji.

Usta szeroko zamknięte

Mniej wywrotowy charakter będzie miał operowy debiut Aleksandra Nowaka. - Jeśli chodzi o bezpośrednie źródła inspiracji, to duży wpływ wywarło na mnie kilka scenicznych dzieł, jakie wypuścili w świat Gyórgy Ligeti oraz Thomas Ades - mówi kompozytor. - Tych dwóch diametralnie różnych twórców łączy idea nowatorskiego, często przewrotnego, a nawet parodystycznego wykorzystania konwencjonalnych środków gatunku. W "Sudden Rain" nie zabraknie więc orkiestry, libretta oraz scenicznych postaci. Ale już wizję opery jako

narzędzia komunikowania kluczowych mitów kulturowych albo ważkich treści społecznych traktuje Aleksander Nowak niezbyt dosłownie: - Libretto to w zasadzie prosty, modelowy dialog mężczyzny oraz kobiety. Inaczej niż u Agaty, pojawiają się więc nieprzypadkowe słowa oraz całe zdania. Nigdy jednak nie dochodzi do faktycznego kontaktu, zbliżenia, porozumienia. W pewnym sensie oboje zdecydowaliśmy się więc napisać opery o niemożności komunikacji.

Trudno uznać za przypadek fakt, że dwa tak różne i powstające niezależnie od siebie dzieła układają się w dyptyk połączony wspólnym - symptomatycznym dla epoki globalnej komunikacji - rodzajem tragizmu. Znak czasów? Bez wątpienia, ale chyba również pokoleniowy manifest i diagnoza niewdzięcznej sytuacji, w jakiej znalazła się współczesna twórczość kompozytorska... Zamknięta w elitarnym obiegu festiwalowym, przemawiająca hermetycznym językiem, odizolowana od ideowego obiegu kultury masowej (czego nie można przecież powiedzieć o filmie, teatrze ani sztukach wizualnych).

- Otaczający nas świat bardzo dynamicznie się zmienia i absurdem byłoby się na to obrażać - wyznaje Aleksander Nowak. - Nieodzowne wydają mi się wobec tego próby nawiązania żywego kontaktu z innymi dyscyplinami sztuki oraz znalezienia dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości medialnej. Problem w tym, że nie odkryłem jeszcze dobrego sposobu... I trudno się dziwić: w toku standardowej edukacji nikt nie zastanawia się nad znaczeniem tradycyjnie komponowanej muzyki dla wyzwań współczesnego człowieka. Owszem, Austriak Wolfgang Mitterer tworzy "utwory do odbierania e-maili", zaś amerykański klasyk Steve Reich napisał filmową quasi-operę "Three Tales", która traktuje o dylematach z pogranicza nauki i etyki. - Ten gatunek sztuki funkcjonuje na rynku od kilku stuleci i wciąż ma się dobrze - mówi Aleksander Nowak. - Dlatego widzę w nim szansę na rehabilitację muzyki współczesnej. Ostatecznie - dlaczegóż Zubel i Nowak Kleczewskiej nie mogliby wywoływać tak samo silnych emocji jak niedawno wystawiony w Operze Narodowej "Verdi" Trelińskiego?

AGATA ZUBEL: BETWEEN ALEKSANDER NOWAK: SUDDEN RAIN
reż. Maja Kleczewska
Opera Narodowa

Michał Mendyk
Dziennik Gazeta Prawna
8 maja 2010

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia