Monodram dla debiutantki
"Marzenie Nataszy" - reż. Nikołaj Kolada - Teatr im. Stefana Jaracza w ŁodziAgnieszka Skrzypczak, rocznik 1989, zadebiutowała w swoim pierwszym spektaklu na profesjonalnej scenie, i to od razu w monodramie! Przypadło jej w udziale bardzo trudne zadanie - musi przez sto minut skupić uwagę widowni, siedząc na krześle na nagiej scenie. Ma do dyspozycji jedynie gesty, mimikę i głos.
Agnieszka Skrzypczak, najmłodsza aktorka w zespole łódzkiego Teatru im. Jaracza, otrzymała właśnie Nagrodę im. Nardellego za najlepszy debiut w sezonie 2012/2013. Wszystko za sprawą "Marzenia Nataszy" [na zdjęciu.
Tekst Jarosławy Pulinowicz, absolwentki Akademii Teatralnej w Jekaterynburgu (prowadzonej przez Nikołaja Koladę), to wymarzony materiał dla młodej aktorki. Składa się z dwóch monologów: "Marzenia Nataszy" i "Ja to wygrałam". Bohaterkami są dwie 16-letnie dziewczyny ze współczesnej Rosji - Natasza i Natasza. Jedna żyje w bidulu, druga w dostatku. Jedna ma knajacką mowę i gesty, druga jest prezenterką młodzieżowej telewizji z manierami małej miss. Można te teksty rozpisać na dwie aktorki, jak to zrobił Wojciech Urbański w warszawskim Teatrze Powszechnym (grały Joanna Osyda i Anna Próchniak), można też powierzyć ich interpretację jednej osobie, jak uczynił Nikołaj Kolada w Łodzi. Opiekun artystyczny Jarosławy Pulinowicz podjął się bowiem reżyserii jej tekstów.
Dzięki temu Agnieszka Skrzypczak, rocznik 1989, zadebiutowała w swoim pierwszym spektaklu na profesjonalnej scenie, i to od razu w monodramie! Przypadło jej w udziale bardzo trudne zadanie - musi przez sto minut skupić uwagę widowni, siedząc na krześle na nagiej scenie. Ma do dyspozycji jedynie gesty, mimikę i głos. I w tym intymnym spotkaniu z widzem żeńska wersja duetu Jekyll & Hyde wypada znakomicie. Środki aktorskiej ekspresji użyte do stworzenia obu postaci są zupełnie inne, dając chwilami (świadomie) przerysowany, a czasami niezwykle subtelny efekt.
Mimo że zamysł autorki wydaje się nieco nazbyt czytelny,
zestawienie dwóch Natasz działa. Z jednej strony razi, budzi poczucie niezgody: trudno nie czuć tego braku równości, który tak bardzo trąci brakiem sprawiedliwości. Jednak coś innego uderza widza najbardziej: to, że pragnienia obu dziewcząt, naturalne i święte, wymagają równego szacunku. Mimo wszystkich różnic, tych powierzchownych i tych głębokich, obie Natasze marzą o tym samym.
I o tym chyba to jest. Choćby tysiąc najętych klakierów przez tysiąc lat bez wstydu kłamało, natury się nie oszuka, a prawdy ukryć się nie da. I dobrze to powtarzać. W czasach inżynierii dusz, w epoce propagandy podniesionej do rangi przemysłu, teatr jak latarnia morska ("która spogląda na burze, sama niewzruszona") nadal potrafi wskazać drogę na ląd.