Monodram wielkiego aktora

"Przygoda" - reż: Krystyna Janda - Teatr Polonia w Warszawie

Bez znakomitej roli Jana Englerta "Przygoda" w warszawskiej Polonii byłaby innym przedstawieniem. Aktor daje jej nieubłaganą lakoniczność współczesnego moralitetu. Każdy jego gest ma ciężar ołowiu

O tym, że chce wyreżyserować na własnej scenie "Przygodę" Sandora Maraiego Krystyna Janda wspominała bodaj dwa lata temu. Realizacja odwlekała się, a to z powodu innych projektów, a to ze względu na brak czasu Jana Englerta - szefowa Polonii w głównej roli chciała mieć tylko jego. Wcześniej zobaczyliśmy "Tatarak" Andrzeja Wajdy. W jednej ze scen profesor medycyny (Englert) skrupulatnie bada swą żonę (Janda) i wykrywa u niej nowotwór. Kobiecie pozostało kilka miesięcy życia. Ten fragment autorzy filmu wzięli z opowiadania węgierskiego pisarza "Nagłe wezwanie". Oglądamy go także w Polonii. Maraiego znaliśmy dotąd z prozy oraz wstrząsającego "Dziennika", w którym łączył wyznanie intymne z dokumentem epoki. Autor "Żaru" zdawał się mistrzem języka, operującym nim z chirurgiczną precyzją. Był Marai spadkobiercą literackiego blasku Mitteleuropy. Nazywano go czasem węgierskim Tomaszem Mannem. W warszawskim spektaklu z początku tego nie widać. "Przygoda" to dramat trudny, niemal w całości zbudowany ze scen dwójkowych, wszystko zależy zatem od dialogów, a co za tym idzie - od aktorów. Janda w Polonii obsadę ma dobrą, a jednak początkowe fragmenty zawodzą. Czasem wydaje się wręcz, że wiele pracy włożono w zneutralizowanie nieubłaganego języka Maraiego i w zastąpienie go melodramatem ze średniej półki. Edyta Olszówka jako zdradzana pani doktor miota się po placu gry, pazurami (dosłownie!) walcząc o wiarołomnego kochanka (Mariusz Zaniewski). Ten z kolei ma zbyt mało siły, by uzasadnić przypisaną mu przez autora funkcję katalizatora najważniejszych zdarzeń. Wiesław Komasa pojawia się niczym zjawa z przeszłości, wyrzut sumienia bohatera, ale do końca nie znajduje klucza do swej postaci. Obietnicą roli jest na razie żona Beaty Ścibakówny. Bywa przejmująca, lecz w najważniejszych chwilach zbyt łatwo uderza w histerię. Ale to da się wyeliminować. W pierwszych sekwencjach wydaje się zatem, jakby w "Przygodzie" Jandy mniej było Maraiego, a więc quasi-serialowej opowieści o miłosno-zawodowych rozterkach grupy lekarzy. Otrzymujemy zatem niewiele więcej niż bardziej wyrafinowaną wersję "Na dobre i na złe".

Zdecydowany zwrot przynosi wejście Jana Englerta. Gra profesora Kadara - wybitnego lekarza, który w jednej chwili zdaje sobie sprawę, że pieczołowicie budowane poczucie sukcesu i osobistego szczęścia było tylko ułudą. Do końca jednak nie wychodzi ze swej roli. Portretuje kogoś, kto w żadnych okolicznościach nie zrzeknie się własnej siły. Odkrywa w lot intrygi innych, ale wie tyle o świecie i o bliźnich, że siłą rzeczy weźmie za nich odpowiedzialność. Choćby nawet miał zapłacić za to jeszcze wyższą cenę.

Kreacja Englerta przenosi widowisko w Polonii w inne, ciekawsze rejony i podpowiada jego najważniejszy temat. Dzięki takiemu ujęciu roli Kadara "Przygoda" staje się traktatem o zdradzie i odpowiedzialności za własne wybory i innych, mniej świadomych. Englert gra go bez fałszywych tonów.

Jest skrajnie powściągliwy, w ponaddwugodzinnym spektaklu może raz podnosi głos. Dzięki temu jego spokój zyskuje nowy wymiar - ukrywa ból i piekące emocje. Tworzone poza macierzystą narodową sceną, której od 2003 roku jest dyrektorem, role Englerta wskazują, że to dziś w polskim teatrze ktoś wyjątkowy. Jako Paolo w spektaklu "T.E.O.R.E.M.A.T." Jarzyny w TR, a teraz w roli Kadara w "Przygodzie" ukazuje artysta zdumiewającą pewność stosowanych środków. Inna rzecz, że będących z nim na scenie aktorów skazuje to na trudne partnerowanie. Gdy ogląda się spektakl w Polonii, w wielu momentach nierównowaga sił jest tak wyraźna, że można poczuć się jak na monodramie wielkiego aktora.

Jacek Wakar
Dziennik Gazeta Prawna
17 lipca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia