Mówicie prozą, panowie!

"Mieszczanin szlachcicem" - reż: David Foulkes - Teatr Druga Strefa

Co to jest "pijar"? Ciągle słyszę owo słowo w telewizji. Raz jest to "czarny pijar", raz "działalność pijarowska" itd. W słowniku wyrazów obcych znalazłem tylko zakonnika o takiej nazwie... - pyta dociekliwy w Internecie.

A oto najkrótsza odpowiedź, też z Internetu: 

"Pijar" to środowiskowa, niestaranna wymowa skrótowca PR (od public relations - "kształcenie dobrego, publicznego wizerunku firmy"). Poprawnie trzeba artykułować [pi-ar] z akcentem na -a. Tak samo mówienie "pijarowski" nie zasługuje na aprobatę. Ciekawe, że słowniki nie odnotowują przymiotnika PR-owski, ale gdyby był, musielibyśmy wymawiać [pi-arowski], a nie: [pi-jarowski]. Nawiasem mówiąc, termin czarny PR to np. oczernianie konkurencji, nagłaśnianie kompromitujących ją faktów, tworzenie fałszywych informacji. 

W połowie marca br. Teatr Druga Strefa w Warszawie - młodszy koleżka m.in. słupskiego Ośrodka Teatralnego RONDO (1966 r.) - obchodził okrągłe dwudziestolecie stając się tym samym Kolegą-Jubilatem. Tak, tak - nie tylko my się starzejemy, off-teatry także. W tym przypadku - podkreślam z przyjemnością - starzenie się przebiega wdzięcznie, co doceniło zarówno Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jak i miasto stołeczne Warszawa, celebrując należycie nie tylko wiek Jubilata (najstarszy teatr tego typu w Warszawie), ale również jego twórczą pracowitość i nagradzając zespół, jak i twórcę Niezależnego Teatru Repertuarowego, dyrektora Drugiej Strefy, Sylwestra Biragę (medal Zasłużony Kulturze Polskiej Gloria Artis!). A sam teatr? Sam teatr sięgnął po klasykę najwyższego gatunku, czyli - "Mieszczanina szlachcicem" Moliera (reż. David Foulkes) w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego. Klasyczna klasyka, klasycznie acz wartko wykonana przez cały nieomal zespół, ze znakomitą rolą tytułową Pana Jourdain w wykonaniu Sylwestra Biragi, który - jak orzekł już w przerwie red. Tomasz Miłkowski, prezes polskiego AICT - wzniósł się na wyżyny bliskie samemu Bogumiłowi Kobieli w tej roli. I byłoby wszystko bogobojnie i miło, gdyby nie - jak zwykle zresztą w przypadku Drugiej Strefy bywa - drugie dno i podtekst, które sposobem nienachlanym a wymownym, przemycono w tej realizacji "dziadka" Moliera: klasycznie granej klasycznej komedii dodano tło - ogromne, płynnie zmieniające się i przemieniające twarze władców i uczonych, tyranów i mężów stanu, królów i buntowników. Równający w górę Pan Jourdain w tym kontekście staje się groteskowo groźny, drapieżny jak tygrys, niebezpieczny jak krokodyl pod maską pozornie ogładzonego mieszczanina. A stąd już tylko kroczek mały do współczesnej nam "pijarowskiej plagi". Wprawdzie dzisiejsi Panowie Jourdain nie muszą się już uczyć fechtunku, tańca czy salonowej konwersacji, mają za to - mistrzów od wizerunku. Może nie tak wyszukanych, jak molierowski Filozof uświadamiający Panu Jourdain, że od "lat czterdziestu mówi prozą", ale - dość skutecznych, jeśli chodzi o zagadnienia tzw. mowy ciała, intonacji głosu, stroju i zachowania, głównie przed kamerami konferencji prasowych. Czyli: budowania właściwego "pi-ar" - dla siebie białego, dla przeciwnika - czarnego. 

Popyt na te nauki musi być wielki, bo mnożą się jak grzyby po deszczu firmy usługowe o tej specjalności, a i pojęcie "spin doctor" zagościło u nas na dobre. Kim jest "spin doctor"? "Spin" w tłumaczeniu na język polski to "kręcenie, obracanie, snucie". "Spin doctor" to osoba zajmująca się leczeniem kompromitujących cech i historii, czyli: Anioł Stróż dla ubogich w rozsądek i kindersztubę polityków. 

O ile jednak odurniały mieszczanin, molierowski Jourdain, "szkudny" był tylko dla najbliższej rodziny, nasi politycy - nikt nie wie ilu i za ile korzystający z lekcji specjalistów od wizerunku - w najbliższym czasie mogą stać się "szkudni" już nie tylko dla Polski, ale dla Europy! Przyodziani w jedwabiste garnitury, markowe koszule i krawaty, z nieruchomym półuśmiechem i właściwym ułożeniem dłoni, beztrosko przemieszczając się z partii do partii, przyszli kandydaci juz harcują przed nami, walcząc o status europarlamentarzysty. Czarują i bawią, siebie chwalą i kopią przeciwników, nas, wyborców, beztrosko wpuszczając w zwykłe maliny: zajęci podziwianiem ich odmienionego "zewnętrza", mamy zapomnieć pytać o wnętrze: 

Czy i jakie ono jest? 
Co dla nas i dla Europy europoseł chce zrobić? 
Czy w ogóle coś zrobi? 
I jak teraz odgadniesz, Wyborco, co kryje się pod "pi-ar" pana K., Z., Y? 

Tym bardziej, że marmurowa mównica, jeszcze jesienią 2007 roku ustawiona z fanfarami w namiastce Hyde Parku przed Pałacem Kultury, który to fakt radni z PiS (wraz z senatorem Romaszewskim) ogłosili "zjawiskiem przełomowym w dziejach polskiej demokracji", właśnie teraz, w przeddzień wyborów do Europarlamentu, idzie do lamusa, czyli: ratuszowych piwnic. Nie ma chętnych do mówienia? 

Ano nie ma. Bo żeby móc coś powiedzieć, trzeba mieć co. 

Życząc najlepszego kandydatom, pozwalam sobie ma mały apel: "Absolwencie szkoleń "pi-ar"! Pamiętaj, mów "prozą", ale i z sensem! Wizerunek, kreowany przez najlepszych specjalistów, może nie wystarczyć!" 

Stary Molier już o tym pisał, a Teatr Druga Strefa - w samą porę - przypomina!

Walentyna Trzcińska
Miesięcznik
22 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia