Można ich wyrzucić z okien. Ale i tak nie spadną
„Tkocze" – aut. Gerharta Hauptmann - reż. Maja Kleczewska – Teatr Śląski w Katowicach – 14.02.2025Po przeszło siedemdziesięciu latach „Tkacze" (czy też w tym przypadku – „Tkocze") Gerharta Hauptmanna wreszcie doczekały się premiery w Teatrze Śląskim. Choć konkretnie nie wiadomo, dlaczego prapremiera zaplanowana na 1955 rok nie doszła do skutku, ze względu na treść utworu niemieckiego noblisty można się domyślać, co sprowokowało interwencję gomułkowskiej władzy. Można także przypuszczać, dlaczego właśnie teraz nadszedł czas na wskrzeszenie ducha Hauptmanna – przeszło trzydzieści lat od ostatnich drastycznych przemian społeczno-politycznych, które ukształtowały świat, jaki znamy; świat, który zdaje się stać nad przepaścią.
Wypadałoby zacząć od tego, że spektakl korzysta z najnowszego przekładu „Tkaczy" Hauptmanna na język śląski, autorstwa Mirosława Syniawy. Założenie tłumacza w jasny sposób koreluje z założeniami autora, który w swoim dramacie przedstawił bunt tkaczy dolnośląskich w Pieszycach i Bielawie: tkacze posługiwali się śląskim dialektem języka niemieckiego, fabrykanci zaś językiem niemieckim literackim.
U Syniawy analogicznie spotykamy się z tkoczami godajoncymi w języku śląskim i fabrykantem Dreissigerem, jego księgowym Pfeiferem i pastorem Kittelhausem mówiącymi po polsku. W ten sposób Syniawa w oczywisty, ale jak najbardziej trafny sposób wpisuje aktualną sytuację języka śląskiego we współczesny dyskurs polityczny dotyczący jego odrębności, a także w wydarzające się tarcia między polskością, a śląskością. Dzięki temu też „Tkocze" nie tracą ważnego środka wyrazu wynikającego z ducha dzieła Hauptmanna, który na ówczesne czasy musiał zaskakiwać swoją nowatorskością.
Maja Kleczewska zdaje się tym spektaklem opisywać i diagnozować rosnące problemy w zachodnich społeczeństwach liberalnych demokracji. Historia buntu tkaczy dolnośląskich Hauptmanna efektywnie ilustruje napięcia klasowe, polaryzacje społeczeństw, postępujące ubóstwo, a przede wszystkim intensyfikującą się pogardę wyższych klas wobec ludzi pracy i wyzysk tych drugich, a więc wszystkie te czynniki, które pchały na przestrzeni ostatnich wieków społeczeństwa ku różnym rewolucjom. Kleczewska/Hauptmann w katowickim spektaklu do rewolucji nie nawołują: z jednej strony jest ona porażką systemu i wielką tragedią społeczeństwa, które się ku rewolucji poderwało; z drugiej Kleczewska zdaje się nie mieć złudzeń, że rewolucja w dzisiejszych czasach jest już poza naszym zasięgiem. Bo takich Dreissigerów i Elonów Musków można próbować z okien wyrzucić, ale ci nigdy nie spadną.
Wisząc na linie nad rozwścieczonym tłumem są oni de facto dyrygentami współczesnych niezadowoleń, wyczyniają oni akrobatyczne sztuczki, co rusz przypominając profetycznego wisielca z kart tarota. Dzisiaj uciskający zdają się być dla ludu zarazem wrogami i prorokami. Zawsze są z ludem, ale nigdy nie stoją są po jego stronie.
O aktorach Teatru Śląskiego napisałem już na przestrzeni ostatnich lat wiele, a „Tkocze" utrzymują mnie w przekonaniu, że jest to jeden z najsprawniejszych zespołów w naszym kraju. Wyrachowana bezczelność Dreissigera (Mateusz Znaniecki) do dzisiaj mnie frustruje i drażni, pijany ryk rewolucji Bäckera (Dariusz Chojnacki), Ansorge (Marcin Gaweł) i Jägera (Michał Piotrowski) w dalszym ciągu mnie przeraża, a osłupiający, półcichy protest Heinrichowej (Ewa Leśniak) po dziś dzień przepełnia mnie jakimś nienazwanym lękiem i niepewnością. Cała reszta ponad dwudziestoosobowej obsady jest równie wspaniała; tym większe jest moje wk***nie (bo nie ma lepszego słowa) sytuacją materialną aktorów etatowych w naszym kraju, przeciwko której aktorzy Teatru Śląskiego zorganizowali protest. Dlatego zachęcam do podpisywania petycji rozpisanej przez zespół Teatru Śląskiego, do której link zamieszczam na końcu tej recenzji.
Na sam koniec chciałbym jeszcze powiedzieć parę słów o imponującej scenografii Justyny Łagowskiej. Wertykalny podział świata niewątpliwie służy opowieści Kleczewskiej i nadaje jej kolejnych wymiarów, nie pozbawiając Hauptmannowego świata spójności. Mamy mieszkanie Baumertów, zanurzone w ciemnościach orkiestry niby w piekle; wyżej, na poziomie sceny czyściec, który przybiera postać poczekalni w fabryce Dreissigera, knajpy Welzelowej lub niekończącej się rewolucji. Jest też raj: nowoczesne mieszkanie górujące nad światłem, będącej jak gdyby przedsionkiem do nieśmiertelnej arkadii, rozświetlonej jednym snopem światła, do której dostęp ma tylko Dreissiger. Te trzy przestrzenie splatają się w jedną, tworząc jeden z najbardziej oryginalnych światów teatralnych, jakie miałem ostatnio okazję oglądać.
Bardzo owocne i zróżnicowane są przyjazdy Kleczewskiej do Katowic. Jeśli „Pod presją" było na jednym końcu spektrum, gdzie napięcie jest przyciszone, tłumione i stopniowo podawane publiczności, to „Tkocze" są na drugim jego końcu – tu mierzymy się z rykiem, krzykiem, kakofonią i światem malowanym grubą kreską, buchającym kolejnymi scenami finałowymi. Właśnie ta dramaturgia niekończącej się kolejki następujących po sobie finałów jest tym, co w osłupiający i przeraźliwy sposób oddaje zatrważającą tragedię rewolucji.
__
Link do petycji: https://www.petycjeonline.com/manifest_o_godne_wynagrodzenie_aktorow_etatowych