Mrożek, z którego ulotnił się Mrożek

\'Pieszo" - reż: Anna Augustynowicz - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Nieudane "Pieszo" w gdańskim Wybrzeżu

Anna Augustynowicz w gdańskim Teatrze Wybrzeże czyta Mrożka, jakby był bratem Becketta. W "Pieszo" nie interesuje jej polski kontekst sztuki, co czyni spektakl chłodnym i obojętnym. Teatr obchodzi "Pieszo" dużym lukiem. Po prapremierze na początku lat 80. utwór - może dlatego, że jak żaden inny korespondował z owymi czasami - cieszył się sporą popularnością. W maju 1981 r. wystawił go w warszawskim Teatrze Dramatycznym Jerzy Jarocki, w roli Superiusza obsadzając Gustawa Holoubka, i spektakl przeszedł do legendy. Dwa miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego własne "Pieszo" zrealizował w Jeleniej Górze miody Krystian Lupa. Potem o dramacie nieomal zapomniano. Z ostatnich lat pamiętam tylko przedstawienie Kazimierza Kutza w krakowskim Starym Teatrze - jako zmarnowaną szansę. Na koniec trudno było powiedzieć, dlaczego Kutz, mając taką obsadę (m.in. Trela i Globisz), zajął się tą akurat sztuką autora "Tanga". 

Pismo z charakterem 

Dla Anny Augustynowicz gdański spektakl jest drugim, po "Miłości na Krymie" z Teatru Współczesnego w Szczecinie (2001), zetknięciem z twórczością Mrożka. Augustynowicz jest reżyserem o jedynym w swoim rodzaju, niepodrabialnym charakterze pisma. Dla swego teatru stworzyła rozpoznawalny od razu estetyczny i myślowy kod. Najkrócej mówiąc, rządzi nim asceza i zespołowość. Augustynowicz często zamazuje różnice między postaciami pierwszoplanowymi a epizodami, wszystkie czyniąc trybami w machinie sceny. Zwykle ubiera aktorów w ciemne uniformy, także w ten sposób ich ze sobą zrównując. Teatr Augustynowicz nie jest elastyczny. Dlatego przed tą i poprzednimi inscenizacjami powracały pytania o to, jak Mrożek albo Wyspiański zmieszczą się w jego ramach. Decyzja, by wystawić "Pieszo" akurat teraz, wydaje się logiczna. Niespełna dwa lata temu Augustynowicz mierzyła się z "Weselem", a dramat Mrożka ze swą konstrukcją przewrotnej narodowej szopki do Wyspiańskiego jawnie nawiązuje. To jest "Wesele" czasu powojennej traumy, gdy stara rzeczywistość zginęła, a nowa jeszcze nie nadeszła. Z bronowickiej chaty przybył na opuszczoną stację Grajek, czyli w istocie Chochoł. Usłyszał bowiem dźwięki wesela. Historia zatoczyła koło. 

Spektakl Teatru Wybrzeże podkreśla powinowactwa Mrożka z Wyspiańskim, ale Anna Augustynowicz silniej akcentuje inny związek - z Samuelem Beckettem. Od zawsze podkreślano, że w "Pieszo" widać wpływ "Czekając na Godota", ale w tym przedstawieniu sprawa robi się ewidentna. Na początku rusza pusta obrotówka, krąży długą chwilę. Świat pogrążony w ciemności, jak wydrążony, nie zmierza donikąd. Postaci rzucają przed siebie słowa, jakby już dawno przestały wierzyć w możliwość dialogu. Działania nic nie znaczą, wędrówka bohaterów i tak zakończy się w tym samym punkcie, gdzie się zaczęła. Z oddali słychać wybuchy, gdzieś dogasają bombardowania, ale machina Historii w Teatrze Wybrzeże schodzi na dalszy plan. 

W ramach absurdu 

Augustynowicz dostrzegła w Mrożku duchowego brata Becketta i zrobiła wszystko, aby wtłoczyć "Pieszo" w ramy absurdu, a bohaterów zanurzyć w egzystencjalnej pustce. Nie jest to jedna ze sztuk Mrożka prześmiewcy, ale z gdańskiego spektaklu humor ulotnił się całkowicie. Zniknęła dwoistość perspektywy pisarza, a zastąpiła ją jednoznaczność sądu. Trudno znaleźć choć jedno przełamanie tego obrazu. Nie sposób uniknąć wrażenia, że sztuka w oryginale jest znacznie ciekawsza od interpretacji Augustynowicz. 

Za reżyserską decyzję płacą aktorzy. Snują się po scenie nie jak ludzie, ale teatralne znaki. Dialog zamienia się w nużącą deklamację. Tylko Mirosław Baka (Superiusz) i Dorota Kolak (Pani) umieją zawrzeć w słowach cień Mrożkowskiej ironii, jego stoickiej filozofii. Spektakl jest godny szacunku, ałe chłodny i obojętny. Pustka opisywanego świata stała się pustką teatru.

Jacek Wakar
Dziennik
10 czerwca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia