Mrożek zza Mrożka
o "Dziennikach" dramaturgaMyśleliśmy dotąd, że nieźle znamy autora "Słonia" i "Tanga" - jako po prostu jednego z największych pisarzy naszych czasów. Teraz Mrożek odsłania nam innego siebie. Takiego, jakiego nie znaliśmy. Tych dwóch Mrożków nie wymyśliłem. Zawsze byli w tym, któregośmy mieli za jednego, tylko trudno było dostrzec, że ten jeden to naprawdę dwóch. Bo drugi starannie się ukrywał. A może nie tyle ukrywał, ileśmy go nie umieli rozpoznać i nazwać.
Dziwnym zbiegiem okoliczności urodzili się tego samego dnia, I i J ; 29 czerwca 1930 roku, w podkrakowskim Borzęcinie. 58 lat później jeden z nich zapisał w "Moim życiorysie" znamienną uwagę: "Nie pamiętam, jak to się stało, i muszę tylko w to wierzyć. Zapytany przed sądem, czy urodziłem się rzeczywiście, nie mógłbym przysiąc, bo osobiście niczego sobie nie przypominam. Jeżeli istnieje jakieś inne życie po śmierci, prawdopodobnie tak samo nie będę pamiętał mojego umierania. Trochę to smutne, bo to znaczy że ani tego, że jesteśmy, ani tego, że nas nie ma, nie możemy być pewni".
Prawy profil i lewy
Czy ów ktoś, kto nie jest pewny swego urodzenia, może być pewny, że nie ma swojego sobowtóra? Kogoś identycznego z nim, kto czasem myśli podobnie i podobnie się zachowuje? Albo wręcz odwrotnie, na te same sytuacje reaguje całkiem inaczej? Może jest tak, że lubią siebie w liczbie pojedynczej i woleliby, żeby tego drugiego nie było, ale są na siebie skazani j ak orzeł i reszka, noc i dzień, prawy profil i lewy?
Zapewne od czasu do czasu stają przed lustrem i przyglądają się sobie. Jeden myśli: - Jak ty wyglądasz? Oczy przekrwione od picia całą noc. Nie goliłeś się od przedwczoraj, znowu kobieta cię rzuciła, a ty stoisz tu gdzieś za lustrem w moim własnym pokoju i nienawidzisz całego świata. Tyle masz do zrobienia, ale nie, ty wolisz babrać się w sobie i rozpamiętywać własne klęski, rozdrapywać rany, których nikt ci nie zadał.
A tamten zza lustra, tocząc czerwonym okiem i trąc zarośnięty podbródek, pokazuje temu pierwszemu opuchnięty język: - Artysto z bożej łaski, wszystkim chciałbyś się podobać, karierę za wszelką cenę zrobić, światowym pisarzem być, żeby ci zazdrościli sławy i pieniędzy, kobiet i sukcesu. Umiesz, owszem, pisać, bo u dobrych nauczycieli lekcje brałeś, inteligentniejszy jesteś od większości z nich, ale nie masz wiary w nic Wielkiego i Trwałego, ani w Boga nie wierzysz, ani w ludzi, ani w sens świata.
Od dziesięcioleci tak walczą Mr Hyde i doktor Jekyll z Borzęcina, Krakowa, Warszawy, Chiavari, Paryża, Meksyku, Nicei. Kiedy jeden postanowił zostać pisarzem, drugi zaczął powątpiewać, czy to w ogóle coś poważnego. Gdy jeden zapisał się do partii, drugi co prawda wziął czerwoną legitymację i zabrał się do pouczania narodu, ale zaraz pisanie serio zeszło mu w satyryczność i zamiast kraj i socjalizm chwalić, dostrzegł w nim śmieszność i głupstwo. Kiedy doktor Jekyll nauczył się kilku języków obcych, Mr Hyde drwił: - Nigdy nie zapomnisz, żeś stąd, z dziwacznej i nikomu niepotrzebnej polszczyzny, na którą będziesz już zawsze skazany. Im na wyższe salony tamten bywał zapraszany, tym bardziej potomek borzęcińskich chłopów miał ochotę uchlać się i walnąć kogoś w mordę za wszystkie grzechy marnego urodzenia, za przaśną poniewierkę i głodowanie za młodu.
Mój kosmiczny bliźniak
Tych dwóch Mrożków nie wymyśliłem. Zawsze byli w tym, któregośmy mieli za jednego, tylko trudno było dostrzec, że ten jeden to naprawdę dwóch. Bo drugi starannie się ukrywał. A może nie tyle ukrywał, ileśmy go nie umieli rozpoznać i nazwać. Wychodził co jakiś czas a to z prozy, a to z dramatów, całkiem jawnie mówiąc: to j a, także j a. Braliśmy go za literacką postać, jedną z wielu wymyślonych przez Mrożka, ale to był oczywiście on, ten drugi, inny, ten ciemny sobowtór, mroczne alter ego.
W najlepszym bodaj opowiadaniu Mrożka, "We młynie, we młynie mój dobry panie" (19Ó7), bohater napotyka w rzece własnego utopionego sobowtóra. Trup spływa wodą, a bohater, idąc brzegiem, towarzyszy mu odtąd w różnych okolicznościach - praktycznie do końca życia. Ten symboliczny trup oznacza pożegnanie z sobą - Kimś Innym, poprzednim, już fałszywym, niesłusznym, wstydliwym. Ale kimś nie do zapomnienia, nie do likwidacji w pamięci przez naciśnięcie klawisza delete.
W jednym z "Małych listów" opublikowanym w "Dialogu" w roku 1975 Mrożek zauważył i taką okoliczność: "Najlepiej pamiętam pomysł (pijacki?), że nie jestem sam, ale mam kosmicznego bliźniaka-sobowtóra. Podwójna tożsamość. (Wiem, wiem, czego to symptom, ale nie mam ochoty rozmawiać z psychiatrami). Coś, co jest zbliżone chyba do koncepcji ciała astralnego. Otóż ten mój bliźniak znajduje się po tamtej stronie i wie wszystko, czego ja nie wiem. Ma kontakt ze wszystkim, z czym ja nie mogę mieć kontaktu. Ja, w mojej pojedynczej tylko tożsamości. Cała sztuka w tym, żeby z tym moim kosmicznym bliźniakiem nauczyć się współżycia, a cała bieda, kiedy to współżycie się nie układa".
Kiedyś miałem pomysł, że "Emigranci", jedno z Mrożkowych arcydzieł, powinni być grani jako monodram, czyli obie role, inteligenta AA i prostaka XX, odgrywałby jeden aktor. Nigdzie nie widać tak jasno, że w tej najbardziej autobiograficznej sztuce Mrożka to nie AA, jak się zwykle sądzi, jest portretem autora, ale obaj po równo: wykształcony uciekinier z kraju niewoli i chłopski syn przywiązany do tradycyjnie prostych zasad bytu. Oczywiście w tak zwanym życiu ten drugi Mrożek był głęboko ukryty wewnątrz tamtego pierwszego. Ale jeśli chcielibyśmy i jego poznać, wystarczyłoby się odwołać do Mrożkowego systemu wartości zawartego w całym pisarstwie. To przecież nic innego jak filozoficzny konserwatyzm zdecydowanie optujący za porządkiem logiki przeciw dezynwolturze intuicji, za kulturą przeciw kontrkulturze, za stabilizacją przeciw rewolucji, za regułami przeciw dowolności.